poniedziałek, 14 stycznia 2013

Chapter 12 – Śmierć przychodzi nagle - End of the War

Bolesny rozdział ale coś się musi dziać. Niestety takie życie.



Chapter 12 – Śmierć przychodzi nagle 



Hermiona musiała zrozumieć, że jeśli jakimś cudem będzie w stanie być z Severusem to Ron tego nie zniesie. Nie dość, że był piekielnie zazdrosny to dodatkowo obwiniał ją o śmierć Harry’ego.

Coraz częściej myślała o tym żeby uciec gdzieś i zacząć wszystko od nowa. Zwłaszcza że szykował się kolejny ślub. To dobijało ją najbardziej. Przecież niecały rok temu ukończyli szkołę a oni wszyscy już zakładali rodziny. Wiedziała czego chce, ale nie wiedziała czy to kiedyś osiągnie.

Zaczynały się kolejne wakacje. Rok szkolny skończył się kilka dni temu. Ginny wróciła do Nory, gdzie nadal był Ron. Hermiona postanowiła zaryzykować i odwiedzić ich. Jej jedynym domem był obecnie Hogwart. Zupełnie jak dla Harry’ego kiedyś. Nie miała kontaktu z rodziną po wojnie. Wymazała im pamięć dla ich bezpieczeństwa, a teraz została sama. Nie miała dokąd iść.

Weszła do kominka. „Nora” szepnęła i weszła do znajomej kuchni.

- Cześć Ginny – powiedziała z uśmiechem. Zaczęła się nerwowo rozgląda. Szukała Rona. Nigdzie na szczęście go nie było.

- Spokojnie, aprotował się do muszelki – powiedziała rudowłosa uśmiechając się.

- Uff, już się bałam, że będę musiała się z nim zmierzyć – powiedziała siadając na krześle.

- Oh Hermiono – wykrzyknęła pani Weasley – Chcesz coś zjeść? Może wypić? Albo jesteś śpiąca? – zaczęła krzątać się po kuchni

- Prawdę mówiąc, wypiłabym herbatę – uśmiechnęła się wesoło.

- Ja też mamo – wtrąciła się Ginny

- Dlaczego właściwie Ron jest w muszelce ? –zapytała popijając podany trunek.

-Gabrielle przyjechała do Fleur więc pojechał żeby spędzić z nią czas. Wiesz, próbuje wyrwać – zachichotała Ginny

- Widzę że często zmienia fronty – była trochę zażenowana ale postanowiła to przemilczeć. Pominęły nieprzyjemny temat Rona.

- Hermiono, co z tym Snape’em? – zapytała ruda

- Nie widziałam się z nim od nocy po weselu. Nie odzywa się. To strasznie trudne a on nie ułatwia i zachowuje się dziwnie

- Powinnaś z ni pogadać i postawić sprawę jasno – powiedziała stanowczo

- Spałam z nim, a potem powiedziałam mu że go kocham – przyznała się

- No… to ostro… - Ginewrę trochę to zdziwiło

- Ja chyba oszaleję. Co ja mam robić? – była zdesperowana i było to słychać w jej głosie

- Eeee a ty przypadkiem coś nie tego z Draconem? – zmieniła temat rudowłosa

- Dałam się ponieść urokowi – mruknęła pod nosem. Było jej głupio że tak łatwo poddała się zalotom Malfoya.

- Znam to. Tylko że ja dałam się ponieść trochę bardziej – Ginny też wyglądała na przybitą.

- Powinnam się z nim spotkać? A co jeśli wyjechał gdzieś na wakacje? – wróciła do poprzedniego tematu Hermiona. Miała nadzieję że mogłoby być wreszcie dobrze. Ginny nie odezwała się.

Przyjaciółka dopiła gorącą herbatę i weszła do kominka.



*



Mistrz Eliksirów siedział w swoim fotelu. Był załamany i miał łzy w oczach. Jego twarz była blada. Dostał sowę, tydzień temu że jego matka Eleein Prince umarła w dalekiej Bułgarii w ramionach swojego męża. Miał od kilku dni gęsią skórkę. Jego jedyna przyjaciółka, kobieta którą zawsze go broniła i kochała. Zabrakło jej. Umarła. Nie kochała go już, nie mogła go bronić. Został całkiem sam. Trzymał list w ręce, a łzy powoli spływały po jego policzkach.

I wtedy w kominku stanęła Granger. Bez słowa powoli podeszła do niego. Widziała jego łzy. Jeszcze nie wiedziała co się stało. Otarła dłonią jego twarz. Na pewno nie chciał aby go teraz oglądała. Ale nie miał siły jej teraz odtrącać. Wyciągnęła list z jego ręki i przeczytała go. Spoglądał na nią wzrokiem przepełnionym bólem. Wdrapała się na jego kolana. Nie ruszał się. Jego twarz była bez wyrazu. W jej oczach pojawiły się łzy. On był taki lodowaty, tak przygnębiony. Spoglądała spokojnie w jego oczy. objęła go ramieniem. Nadal się nie ruszał. Po chwili nie wytrzymał i wtulił twarz w jej włosy a łzy popłynęły ponownie. Głaskała delikatnie jego głowę. Nie wiedziała co ma zrobić. Więc po prostu była obok. Siedziała na jego kolanach i przytulała go. Czasem kilka łez pociekło z jej oczu, bo czuła ból jaki przeżywał.

- Jadłeś coś? – nie odpowiedział. Chciała wstać ale przytulał ją tak mocno że nie mogła się ruszyć. Poprosiła skrzaty aby przyniosły posiłek. Po kilku minutach na stole pojawiły się talerze – musisz zjeść. Proszę – wymamrotała mu do ucha. Zeszła z niego i podała talerz. Zjadł trochę. Niewiele ale trochę wrzucił do żołądka.

- Kiedy ostatnio spałeś? – zapytała. Spoglądał na nią bezwyrazowo.

- Chyba trzy dni temu – mruknął i poddał się. Nie miał siły z nią walczyć.

- Wiesz co teraz masz zrobić? – zapytała stanowczym głosem. Wstał z fotela i położył się na łóżku. Okrył się kołdrą i patrzył w sufit. Tak jak zawsze, nie mógł zasnąć mimo że był bardzo zmęczony.

- Nie zasnę – wychrypiał w stronę dziewczyny. Zrozumiała aluzję i ułożyła się obok niego. Zaczęła głaskać jego policzek, spoglądając spokojnie w oczy. Mruczał coś pod nosem. Oplótł go jej zapach. Uwielbiał jej zapach, mimo że nie potrafił się do tego przyznać.

- Możesz spokojnie spać. Będę ile potrzebujesz – wyszeptała mu do ucha. Zupełnie jakby czytała mu w myślach. Bał się że gdy się obudzi nie będzie jej już obok. Że znowu będzie sam z tym wszystkim. Zamknął pośpiesznie powieki i odpłynął do krainy morfeusza. Podczas snu rzucał się po łóżku.

- Potter. Zniszczę cię – krzyczał przez sen. Zapewne przyśniła mu się scena z młodości gdy James, Lupin i Syriusz go prześladowali. Hermiona ułożyła mu dłonie na policzkach. Otworzył spokojnie oczy i spojrzał na nią. Był bardziej wyspany niż nie wyspany. Podniósł się.

- Muszę jechać na pogrzeb – mruknął pod nosem. Wyciągnął jakiś sweter z szafy i wpakował go do torby.

- Mogę jechać z tobą? – była delikatna. Nie chciała naruszyć jego strefy prywatności.

- Nie – syknął po czym zawołał skrzaty.

- Nie będę ci przeszkadzać. Chcę tylko być obok – szepnęła bojąc się jego wybuchu. Pokiwał głową, że się zgadza. Nie miał ani czasu ani nawet chęci by z nią walczyć. Podeszła do niego i spojrzała w górę, w jego czarne oczy. Uśmiechnęła się nieśmiało, stanęła na palcach i musnęła jego wargi. Odwzajemnił pocałunek ale bez większego zaangażowania. Wiedziała że tak to będzie wyglądać ale mimo to zrobiła to. Chwycił jej dłoń i aportowali się na dworzec Kings Cross. Przeszli przez peron 9 i ¾ i udali się do mugolskiej kasy. Severus kupił dwa bilety na pociąg. Nie był na tyle sprawny aby aportować ich aż do Bułgarii. Jednak gdy dotrą do wybrzeża Angli będzie już w stanie ich przenieść.

Wsiedli do pociągu który stał przy peronie 3. Zajęli przedział który był wolny. Usiadł naprzeciwko niej. Był nadal wycieńczony. Czuł że większość rzeczy straciła sens. Nie sądził że śmierć matki aż tak go dobije.

Jechali przez kilka godzin. Milczeli. Hermiona nie wiedziała nawet jak zacząć rozmowę i o czym. Pierwszy raz nie wiedziała co mówić. Wysiedli na ostatniej stacji. Były na niej tłumy ludzi, dlatego Severus chwycił jej nadgarstek i ciągnął za sobą. Wyszli z dworca i udali się do parku gdzie nikt ich nie zobaczy. Wszędzie mugole. To dziwne uczucie dla czarodziei.

- Musisz się skupić – syknął. Wziął jej nadgarstki, przymknął powieki i aportowali się.

Dziewczyna otworzyła powoli oczy i rozejrzała się. Stali w jakimś domu. Zeszli po schodach, a wtedy jakiś stary człowiek o siwych włosach wycelował różdżkę w ich stronę.

- Kim do cholery jesteście? – mruknął złośliwie. Czyżby nie rozpoznał Severusa? Ale nic dziwnego. Widzieli się może ze dwa razy w życiu, a Snape wyglądał teraz trochę inaczej. Miał więcej blizn na twarzy i był bledszy niż zwykle.

- Przejechałem na pogrzeb mojej matki – ryknął mężczyzna. W jego oczach pojawił się ogień. Hermiona chwyciła jego rękę, w myślach błagając by się uspokoił. Severus doszedł do wniosku że jej nowy mąż pozwolił by odeszła. Na niego zwalał całą winę. Ale winił też siebie. Ostatnio prawie w ogóle jej nie odwiedzał i tłumaczył to sobie odległością.

- Witaj Severusie – mruknął starzec, opuszczając różdżkę. Był w szoku że jak o nim myślał „ten młodzieniec” przyjechał aż tutaj. Ale było to zrozumiałe. Przecież chodziło o jego matkę.

- A ty? – spojrzał na Hermionę, później na Severusa czekając na przedstawienie ale dziewczyna go uprzedziła.

- Hermiona Granger – wyciągnęła rękę do staruszka a on ją nieznacznie uścisnął.

- Nazywam się Bill Rosenberg, ojczym Severusa – powiedział z uśmiechem ukazując swoją sztuczną szczękę. Mistrz Eliksirów mierzył ojczyma wzrokiem. Dlaczego nic nie zrobił by uratować najdroższą matkę?

- Przez ciebie umarła – syknął mężczyzna spoglądając chłodnym wzrokiem na ojczyma – to przez ciebie nie żyje – dodał jeszcze.

- Bardzo przepraszamy. Czy możemy gdzieś przenocować? – zapytała Hermiona, stając przed Snape’em.

- Prawe drzwi na lewo – zaczął zdruzgotany staruszek.

- Zostaw mnie i odsuń się – ryknął na Hermionę. Dziewczyna odsunęła się i poszła do wyznaczonego pokoju, który wskazał właściciel domu.

- Severusie, ona była chora. Rozumiesz? Powiedziała mi o tym kilka dni przed śmiercią. Robiłem wszystko co mogłem… - urwał patrząc ze smutkiem w stronę pasierba – zostawiła dla ciebie list – przypomniał sobie staruszek i podszedł do kredensu. Z szuflady wyjął brązową kopertę z napisem Severus.



Kochany Synu!

Zostało mi niewiele dni. Jestem bardzo chora i nie sądzę bym dożyła twojej wizyty. Nie winię cię za to. Przeżyłeś wojnę, a ja się wyprowadziłam. To absolutnie nie jest twoja wina. Mam nadzieję że po tym wszystkim co przeżyłeś wreszcie czeka cię szczęście. Wierzę że jest na świecie ktoś kto cię pokocha. Ze wszystkimi twoimi wadami i zaletami i z każdą twoją blizną i gburowatym humorem. Ja zawsze cię takiego kochałam i zawsze będę kochać. Odwiedzaj proszę Billa, nie chcę by był sam. To wspaniały człowiek. Gdy znajdzie się już ta ukochana osoba, nie wahaj się. W kredensie jest nasz rodowy pierścionek który przechodzi z pokolenia na pokolenie. Zabierz go ze sobą bo nigdy nie wiadomo kiedy czeka cię koniec.

Dostałeś drugą szansę synu, nie zmarnuj jej. Trzymaj się. Kocham cię całym sercem.

Mama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz