Bolesny
rozdział ale coś się musi dziać. Niestety takie życie.
Chapter 12 – Śmierć przychodzi nagle
Hermiona
musiała zrozumieć, że jeśli jakimś cudem będzie w stanie być z
Severusem to Ron tego nie zniesie. Nie dość, że był piekielnie
zazdrosny to dodatkowo obwiniał ją o śmierć Harry’ego.
Coraz
częściej myślała o tym żeby uciec gdzieś i zacząć wszystko od
nowa. Zwłaszcza że szykował się kolejny ślub. To dobijało ją
najbardziej. Przecież niecały rok temu ukończyli szkołę a oni
wszyscy już zakładali rodziny. Wiedziała czego chce, ale nie
wiedziała czy to kiedyś osiągnie.
Zaczynały
się kolejne wakacje. Rok szkolny skończył się kilka dni temu.
Ginny wróciła do Nory, gdzie nadal był Ron. Hermiona postanowiła
zaryzykować i odwiedzić ich. Jej jedynym domem był obecnie
Hogwart. Zupełnie jak dla Harry’ego kiedyś. Nie miała kontaktu z
rodziną po wojnie. Wymazała im pamięć dla ich bezpieczeństwa, a
teraz została sama. Nie miała dokąd iść.
Weszła
do kominka. „Nora” szepnęła i weszła do znajomej kuchni.
-
Cześć Ginny
– powiedziała z uśmiechem. Zaczęła się nerwowo rozgląda.
Szukała Rona. Nigdzie na szczęście go nie było.
-
Spokojnie, aprotował
się do muszelki –
powiedziała rudowłosa uśmiechając się.
-
Uff, już się bałam,
że będę musiała się z nim zmierzyć
– powiedziała siadając na krześle.
-
Oh Hermiono –
wykrzyknęła pani Weasley – Chcesz
coś zjeść? Może wypić? Albo jesteś śpiąca?
– zaczęła krzątać się po kuchni
-
Prawdę mówiąc,
wypiłabym herbatę –
uśmiechnęła się wesoło.
-
Ja też mamo
– wtrąciła się Ginny
-
Dlaczego właściwie
Ron jest w muszelce ?
–zapytała popijając podany trunek.
-Gabrielle
przyjechała do Fleur więc pojechał żeby spędzić z nią czas.
Wiesz, próbuje wyrwać
– zachichotała Ginny
-
Widzę że często
zmienia fronty –
była trochę zażenowana ale postanowiła to przemilczeć. Pominęły
nieprzyjemny temat Rona.
-
Hermiono, co z tym
Snape’em? –
zapytała ruda
-
Nie widziałam się z
nim od nocy po weselu. Nie odzywa się. To strasznie trudne a on nie
ułatwia i zachowuje się dziwnie
-
Powinnaś z ni pogadać
i postawić sprawę jasno
– powiedziała stanowczo
-
Spałam z nim, a potem
powiedziałam mu że go kocham
– przyznała się
-
No… to ostro…
- Ginewrę trochę to zdziwiło
-
Ja chyba oszaleję. Co
ja mam robić? –
była zdesperowana i było to słychać w jej głosie
-
Eeee a ty przypadkiem
coś nie tego z Draconem?
– zmieniła temat rudowłosa
-
Dałam się ponieść
urokowi – mruknęła
pod nosem. Było jej głupio że tak łatwo poddała się zalotom
Malfoya.
-
Znam to. Tylko że ja
dałam się ponieść trochę bardziej
– Ginny też wyglądała na przybitą.
-
Powinnam się z nim spotkać? A co jeśli wyjechał gdzieś na
wakacje? – wróciła
do poprzedniego tematu Hermiona. Miała nadzieję że mogłoby być
wreszcie dobrze. Ginny nie odezwała się.
Przyjaciółka
dopiła gorącą herbatę i weszła do kominka.
*
Mistrz
Eliksirów siedział w swoim fotelu. Był załamany i miał łzy w
oczach. Jego twarz była blada. Dostał sowę, tydzień temu że jego
matka Eleein Prince umarła w dalekiej Bułgarii w ramionach swojego
męża. Miał od kilku dni gęsią skórkę. Jego jedyna
przyjaciółka, kobieta którą zawsze go broniła i kochała.
Zabrakło jej. Umarła. Nie kochała go już, nie mogła go bronić.
Został całkiem sam. Trzymał list w ręce, a łzy powoli spływały
po jego policzkach.
I
wtedy w kominku stanęła Granger. Bez słowa powoli podeszła do
niego. Widziała jego łzy. Jeszcze nie wiedziała co się stało.
Otarła dłonią jego twarz. Na pewno nie chciał aby go teraz
oglądała. Ale nie miał siły jej teraz odtrącać. Wyciągnęła
list z jego ręki i przeczytała go. Spoglądał na nią wzrokiem
przepełnionym bólem. Wdrapała się na jego kolana. Nie ruszał
się. Jego twarz była bez wyrazu. W jej oczach pojawiły się łzy.
On był taki lodowaty, tak przygnębiony. Spoglądała spokojnie w
jego oczy. objęła go ramieniem. Nadal się nie ruszał. Po chwili
nie wytrzymał i wtulił twarz w jej włosy a łzy popłynęły
ponownie. Głaskała delikatnie jego głowę. Nie wiedziała co ma
zrobić. Więc po prostu była obok. Siedziała na jego kolanach i
przytulała go. Czasem kilka łez pociekło z jej oczu, bo czuła ból
jaki przeżywał.
-
Jadłeś coś?
– nie odpowiedział. Chciała wstać ale przytulał ją tak mocno
że nie mogła się ruszyć. Poprosiła skrzaty aby przyniosły
posiłek. Po kilku minutach na stole pojawiły się talerze –
musisz zjeść. Proszę
– wymamrotała mu do ucha. Zeszła z niego i podała talerz. Zjadł
trochę. Niewiele ale trochę wrzucił do żołądka.
-
Kiedy ostatnio spałeś?
– zapytała. Spoglądał na nią bezwyrazowo.
-
Chyba trzy dni temu
– mruknął i poddał się. Nie miał siły z nią walczyć.
-
Wiesz co teraz masz
zrobić? – zapytała
stanowczym głosem. Wstał z fotela i położył się na łóżku.
Okrył się kołdrą i patrzył w sufit. Tak jak zawsze, nie mógł
zasnąć mimo że był bardzo zmęczony.
-
Nie zasnę
– wychrypiał w stronę dziewczyny. Zrozumiała aluzję i ułożyła
się obok niego. Zaczęła głaskać jego policzek, spoglądając
spokojnie w oczy. Mruczał coś pod nosem. Oplótł go jej zapach.
Uwielbiał jej zapach, mimo że nie potrafił się do tego przyznać.
-
Możesz spokojnie spać.
Będę ile potrzebujesz
– wyszeptała mu do ucha. Zupełnie jakby czytała mu w myślach.
Bał się że gdy się obudzi nie będzie jej już obok. Że znowu
będzie sam z tym wszystkim. Zamknął pośpiesznie powieki i
odpłynął do krainy morfeusza. Podczas snu rzucał się po łóżku.
-
Potter. Zniszczę cię
– krzyczał przez sen. Zapewne przyśniła mu się scena z młodości
gdy James, Lupin i Syriusz go prześladowali. Hermiona ułożyła mu
dłonie na policzkach. Otworzył spokojnie oczy i spojrzał na nią.
Był bardziej wyspany niż nie wyspany. Podniósł się.
-
Muszę jechać na
pogrzeb – mruknął
pod nosem. Wyciągnął jakiś sweter z szafy i wpakował go do
torby.
-
Mogę jechać z tobą?
– była delikatna. Nie chciała naruszyć jego strefy prywatności.
-
Nie
– syknął po czym zawołał skrzaty.
-
Nie będę ci
przeszkadzać. Chcę tylko być obok
– szepnęła bojąc się jego wybuchu. Pokiwał głową, że się
zgadza. Nie miał ani czasu ani nawet chęci by z nią walczyć.
Podeszła do niego i spojrzała w górę, w jego czarne oczy.
Uśmiechnęła się nieśmiało, stanęła na palcach i musnęła
jego wargi. Odwzajemnił pocałunek ale bez większego zaangażowania.
Wiedziała że tak to będzie wyglądać ale mimo to zrobiła to.
Chwycił jej dłoń i aportowali się na dworzec Kings Cross.
Przeszli przez peron 9 i ¾ i udali się do mugolskiej kasy. Severus
kupił dwa bilety na pociąg. Nie był na tyle sprawny aby aportować
ich aż do Bułgarii. Jednak gdy dotrą do wybrzeża Angli będzie
już w stanie ich przenieść.
Wsiedli
do pociągu który stał przy peronie 3. Zajęli przedział który
był wolny. Usiadł naprzeciwko niej. Był nadal wycieńczony. Czuł
że większość rzeczy straciła sens. Nie sądził że śmierć
matki aż tak go dobije.
Jechali
przez kilka godzin. Milczeli. Hermiona nie wiedziała nawet jak
zacząć rozmowę i o czym. Pierwszy raz nie wiedziała co mówić.
Wysiedli na ostatniej stacji. Były na niej tłumy ludzi, dlatego
Severus chwycił jej nadgarstek i ciągnął za sobą. Wyszli z
dworca i udali się do parku gdzie nikt ich nie zobaczy. Wszędzie
mugole. To dziwne uczucie dla czarodziei.
-
Musisz się skupić –
syknął. Wziął jej nadgarstki, przymknął powieki i aportowali
się.
Dziewczyna
otworzyła powoli oczy i rozejrzała się. Stali w jakimś domu.
Zeszli po schodach, a wtedy jakiś stary człowiek o siwych włosach
wycelował różdżkę w ich stronę.
-
Kim do cholery
jesteście? –
mruknął złośliwie. Czyżby nie rozpoznał Severusa? Ale nic
dziwnego. Widzieli się może ze dwa razy w życiu, a Snape wyglądał
teraz trochę inaczej. Miał więcej blizn na twarzy i był bledszy
niż zwykle.
-
Przejechałem na
pogrzeb mojej matki –
ryknął mężczyzna. W jego oczach pojawił się ogień. Hermiona
chwyciła jego rękę, w myślach błagając by się uspokoił.
Severus doszedł do wniosku że jej nowy mąż pozwolił by odeszła.
Na niego zwalał całą winę. Ale winił też siebie. Ostatnio
prawie w ogóle jej nie odwiedzał i tłumaczył to sobie
odległością.
-
Witaj Severusie
– mruknął starzec, opuszczając różdżkę. Był w szoku że jak
o nim myślał „ten młodzieniec” przyjechał aż tutaj. Ale było
to zrozumiałe. Przecież chodziło o jego matkę.
- A
ty? – spojrzał na
Hermionę, później na Severusa czekając na przedstawienie ale
dziewczyna go uprzedziła.
-
Hermiona Granger
– wyciągnęła rękę do staruszka a on ją nieznacznie uścisnął.
-
Nazywam się Bill
Rosenberg, ojczym Severusa –
powiedział z uśmiechem ukazując swoją sztuczną szczękę. Mistrz
Eliksirów mierzył ojczyma wzrokiem. Dlaczego nic nie zrobił by
uratować najdroższą matkę?
-
Przez ciebie umarła –
syknął mężczyzna spoglądając chłodnym wzrokiem na ojczyma –
to przez ciebie nie żyje
– dodał jeszcze.
-
Bardzo przepraszamy.
Czy możemy gdzieś przenocować?
– zapytała Hermiona, stając przed Snape’em.
-
Prawe drzwi na lewo –
zaczął zdruzgotany staruszek.
-
Zostaw mnie i odsuń
się – ryknął na
Hermionę. Dziewczyna odsunęła się i poszła do wyznaczonego
pokoju, który wskazał właściciel domu.
-
Severusie, ona była
chora. Rozumiesz? Powiedziała mi o tym kilka dni przed śmiercią.
Robiłem wszystko co mogłem…
- urwał patrząc ze smutkiem w stronę pasierba – zostawiła
dla ciebie list –
przypomniał sobie staruszek i podszedł do kredensu. Z szuflady
wyjął brązową kopertę z napisem Severus.
Kochany
Synu!
Zostało
mi niewiele dni. Jestem bardzo chora i nie sądzę bym dożyła
twojej wizyty. Nie winię cię za to. Przeżyłeś wojnę, a ja się
wyprowadziłam. To absolutnie nie jest twoja wina. Mam nadzieję że
po tym wszystkim co przeżyłeś wreszcie czeka cię szczęście.
Wierzę że jest na świecie ktoś kto cię pokocha. Ze wszystkimi
twoimi wadami i zaletami i z każdą twoją blizną i gburowatym
humorem. Ja zawsze cię takiego kochałam i zawsze będę kochać.
Odwiedzaj proszę Billa, nie chcę by był sam. To wspaniały
człowiek. Gdy znajdzie się już ta ukochana osoba, nie wahaj się.
W kredensie jest nasz rodowy pierścionek który przechodzi z
pokolenia na pokolenie. Zabierz go ze sobą bo nigdy nie wiadomo
kiedy czeka cię koniec.
Dostałeś
drugą szansę synu, nie zmarnuj jej. Trzymaj się. Kocham cię całym
sercem.
Mama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz