sobota, 12 stycznia 2013

Chapter 11 – Na zawsze? - End of the War

Uwielbiam ten ślub. Wyszedł mi świetnie. Dokładnie tak jak chciałam. Tylko trochę to wyznanie Snape’a to przegięłam ale tak mi pasowało do tej sytuacji że nie mogłam tego nie zrobić. Długi jak na mnie rozdział. Powoli zbliżam się do końca pierwszego zeszytu. Ale mam już napisany rozdział 15 i zaczynam 16. Macie jakieś pomysły które chciałybyście w to wrzucić? Jeśli tak to piszcie! Czekam na komentarze.



Chapter  11 – Na zawsze? 



Przyszedł 15 czerwca. Ślub Luny i Neville’a. Hermiona dostała dwa dni wolnego. O godzinie 13 była już ubrana i kończyła układać swoje nieokiełznane włosy. Zaczęła malować paznokcie. Gdy tylko wyschły pomalowała delikatnie oczy. Wyglądała dobrze w błękitnej sukience, nawet sama sobie się podobała. Weszła do kominka, wcześniej odziewając się w szatę wierzchnią. „rodzinny dom Luny Lovegood” powiedziała i zniknęła. Wyszła z kominka w salonie Lovegoodów.

- Neville! Tak się cieszę – podeszła i przytuliła się do chłopaka, ubranego w garnitur.

- Ja też! To taki wspaniały dzień – powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy. Wyszła z budynku i zobaczyła namiot pod którym ustawione były stoły z jedzeniem. Reszta była ustawiona poza zadaszenie. Wszystko miało odbyć się pod gołym niebem które Luna kochała. Dostrzegła tam grupkę ludzi, a wśród nich George’a, więc przyspieszyła krok i rzuciła mu się na szyję.

- Wspaniale cię widzieć – powiedziała radośnie, przytulając się do niego cały czas.

- Hermiono! Stęskniłem się – powiedział przytulając ją do siebie.

- Opowiadaj! Co u ciebie? – powiedziała z błyskiem w oku. Rudowłosy chłopak był ubrany w brązowy garnitur z fioletowym krawatem.

- Planuję zaręczyny –szepnął do jej ucha. Hermiona uśmiechnęła się szeroko.

- Czy wszyscy oszaleliście?! Za chwilę zabraknie dla mnie czarodzieja! – zachichotała .

- Cho jeszcze nic nie wie – Cho Chang?! Przecież ona kochała Harry’ego. Ale skoro jest szczęśliwa z Georgem i nie myśli o tej tragedii to dlaczego nie? Ale to przykre że straciła dwóch ukochanych. Mogłaby wziąć to za fatum.

- Bardzo się cieszę George – powiedziała z uśmiechem. Faktycznie, większość jej rówieśników planowało już śluby i zakładanie rodziny. A ona? Użerała się z Severusem, który odmówił publicznego pokazywania się z nią.

- Co u ciebie Hermiono? Jak w szkole? Ślizgoni dają w kość? – zachichotał Weasley. Był taki jak jeszcze Fred żył. Ale widać że znowu zaczynał żyć własnym życiem i starał się pogodzić ze śmiercią bliźniaka.

- Miałam małe problemy z Malfoyem, ale poradziłam sobie – uśmiechnęła się pewna siebie.

- Jestem dumny – powiedział uśmiechając się ciepło.

Odszedł, bo za plecami Hermiony pojawił się Ron. Chrząknął, a dziewczyna odwróciła się. Stali naprzeciwko siebie., ale po chwili rzucili się sobie w ramiona.

- Tęskniłam – powiedziała do jego ucha, ściskając go.

- Przepraszam. To wszystko przez to że straciliśmy Harry’ego – mruknął smutno.

- Wszystko rozumiem. Potrzebuje przyjaciela, a jak się tak oddaliłeś to było mi przykro i byłam sama – odpowiedziała uśmiechając się do niego. Cieszyła się, że wreszcie się odezwał.

- Jak w Hogwarcie? – zapytał wesoło, ale Hermiona już go nie usłyszała. Poszła rozmawiać z Wiktorem, który pojawił się na życzenie Luny.

- Wiktor! Tak dobrze cię widzieć – powiedziała gdy Bułgar ucałował jej dwa policzki.

- Hermiona pięknie wyglądasz – powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.

Wesele zaczęło się o godzinie 14.30, po krótkiej ceremonii. Wszyscy zaczynali tańczyć, część coś jadła a inni prowadzili dyskusje. Granger siedziała przy jednym ze stolików i popijała piwo kremowe. Luna wyglądała pięknie ale dziwnie. W swoim stylu. Neville był szczęśliwy. Hermiona zapamiętała piękny cytat z samego ślubu:

Neville: Luno, czy będziesz ze mną na zawsze?

Luna: Na zawsze?

Neville: Tak

Luna: Na wieczność.

To było urocze. Urzekło ją. Gdy wszyscy byli już na parkiecie, nawet Ron tańczył z Parkinson(co ona tam robiła!?), która ku zdziwieniu większość została zaproszona. Podszedł do niej Wiktor z czarującym uśmiechem poprosił ją do tańca. Ktoś z hukiem aprotował się na środek parkietu. Był to nie kto inny jak Severus Snape. Stanął obok Kruma i przesunął go.

- Pan wybaczy, ale ta kobieta tańczy wyłącznie ze mną – powiedział złośliwie i chwycił dziewczynę w tali, aby zacząć taniec. Wiktor odsunął się na bok nie rozumiejąc do końca o co chodzi.

- Dlaczego przyszedłeś? Przecież tego nie lubisz – zapytała rumiana brunetka, ciesząc się z jego obecności.

- Nie pozwolę żeby jakiś Bułgar dotykał moją własność – syknął z szyderczym uśmiechem.

- Od kiedy to jestem twoją własnością? – zapytała rozbawiona.

- Od tamtej nocy – wyszeptał do jej ucha. Tańczyli przez trzy piosenki, ku zdumieniu wszystkich Snape był dobrym tancerzem. Miał poczucie rytmu i kocie ruchy. Gdy trzeci utwór się skończył, usiedli przy stole przy którym poprzednio siedziała Hermiona. Zjawiła się Luna.

- Widzę że twoja para się spóźniła. Dzień dobry profesorze – powiedziała dziewczyna tym samym dziwnym głosem co zawsze.

- Gratuluje Lovegood. Longbottom powinienem powiedzieć. Inicjały i tak się nie zmieniają – powiedział spokojnie i ignorując Pannę młodą wrócił do rozmowy z Granger.

-Nie musisz być taki niemiły – skarciła go dziewczyna.

- Nie dam sobie wejść na głowę – powiedział wstając.

- Nie chcę wychodzić – zaprotestowała.

- A czy ja powiedziałem, że opuszczamy wesele?! – syknął złośliwie i pociągnął ją za nadgarstek. Przeszli na pobliską polanę, gdzie oboje usiedli na trawie. To było dziwne. Severus nie był romantyczny, zawsze zrzędził i marudził ale tym razem siedział z Hermioną pod gwiazdami. Dziewczyna otworzyła usta aby coś powiedzieć ale on ją wyprzedził.

- Kocham cię Hermiono – powiedział półszeptem. Jej oczy zrobiły się wielkie, a usta nadal były otwarte. Nie sądziła że kiedykolwiek to od niego usłyszy. Milczała. Długo milczała, a w jej głowie wirowały jego słowa. Na twarzy miała delikatny uśmiech. Na jej policzki wkradły się rumieńce. Była spełniona. Uśmiechnęła się szerzej. Zbliżyła się do niego i otrzymała to czego chciała. Severus zaczął muskać jej wargi, na początku delikatnie, później coraz zachłanniej, przeradzając się w namiętny pocałunek. Ich języki tańczyły ze sobą, a ona w głowie miała tylko jego słowa. Z tej spokojnej, namiętnej chwili wyrwał ją głos Rona. Właściwie był to krzyk.

- A więc to tak. Dlatego Harry nie żyje. Bo zachciało ci się bzyknąć profesora? Jesteś głupia. Poświęciłaś Harry’ego dla tego syfa. Jak mogłaś! – krzyczał tak głośno że zrobiło się zbiegowisko. Severus był zły, ale wiedział że nie może pozwolić sobie na kłótnie czy nawet odezwanie się. Hermiona miała wielkie oczy. Wpadła w histerię i zaczęła płakać. Wszyscy szeptali coś między sobą. Snape wziął ją na ramiona i aportowali się do jego komnat. Ułożył ją na swoim łóżku i podał eliksir spokojnego snu. Miał ochotę zniszczyć Weasley’a za to co zrobił.

Ron nadal stał tam gdzie krzyczał. George podszedł do niego.

- Nie wierze, że to zrobiłeś stary. Ona była jego przyjaciółką – usłyszał od brata, po czym ten odszedł. Bill również miał coś do powiedzenia.

- To nie jej wina. A ja nie wierze że mogłeś coś takiego powiedzieć. Nikt z naszej rodziny by tak nie zrobił. Rodzice wychowali nas inaczej – prychnął i objął Fleru, po czym się aportowali.

- On poświęcił za nas życie, a wy tak traktujecie jego śmierć?! Jego pamięć?! – wykrzyknął Ron.

- To ty źle traktujesz pamięć o nim. Zwalanie winy na Hermione to najgorsze co mogłeś zrobić. Ona stanęła przed wyborem. Był trudny. Poniosła stratę i wszyscy powinniśmy ją w tym wspierać. Pomagać jej z tym żyć, a nie obrażać i poniżać – powiedziała odważnie Cho. Spoglądając spokojnie na Rona – nie tylko tobie na nim zależało. Ale ty zachowałeś się najgorzej ze wszystkich – mruknęła i odeszła za rudym chłopakiem.

- Jasne! Zwalcie wszystko na mnie. Ale to ona podała vita secudno Snape’owi zamiast Harry’emu. A teraz wkłada mu język do gardła – protestował dalej, ale wszyscy się odwrócili i część wróciła do zabawy a część wróciła do domów.

- Przepraszam że mój syn zniszczył ci wesele – powiedziała Molly, rozmawiając z Luną.

- Niech pani nie przeprasza. To wesele i tak było dość, dziwne. Ale przecież to jest dla gości. Ślub był najważniejszy – odparła uśmiechając się ciepło do pani Weasley.

Hermiona spała w łóżku Snape’a przez ponad dobę. Nie budziła się. Sprawdzał jej oddech co jakiś czas aby upewnić się że wszystko jest w porządku. Był strasznie zły na Weasley’a. uważał go za głupca ale nie aż takiego. Nie sądził e na jego i Granger widok aż tak wybuchnie. Zwłaszcza żę to nie było nic wielkiego. No może dla Severusa nie było, a dla Rona mógł być to szok. Mistrz Eliksirów z jego byłą dziewczyną. To trochę chore. Przynajmniej tak wydawało mu się na tę chwilę. Przecież nie był pedofilem. Owszem schlebiało mu że Hermiona widzi w nim coś więcej niż nieszczęśliwego, starego profesora. A gdy ją całował to jej usta i cało było tak bardzo chętne do współpracy. A co jeśli nie widziała? Jeśli jemu coś się wydawało i była to tylko gra czy litość? Ale w jej pocałunkach było tyle ufności i starań. Te wszystkie akcje, które sprawiały że czuł się jak idiota. A wszystko przez Wiem-To-Wszystko. A zaczynało się tak niewinnie. Od stwierdzenia że wcale nie jest głupia.

Dziewczyna spała spokojnie, a on zastanawiał się co ma zrobić by czuła się komfortowo. Możliwe było że jak się obudzi będzie w depresji. Ale to silna kobieta i zapewne da sobie rade z wszystkim co jej się przytrafi. Był przy niej cały czas. Nie odstępował od niej na krok. Tak bardzo chciał aby wszystko było dobrze. Nie zanosił jej do skrzydła szpitalnego bo nie ufał Pomfrey. Wolał sam się nią zająć. I po raz kolejny patrzył jak śpi. Zadręczał się milionami myśli że ona go nie chce. Bo co się dziwić? Stary, brzydki z ciałem pełnym blizn, uparty i zgryźliwy, bezczelny i władczy. Co tu jest do kochania?

Jednak od momentu gdy wypowiedziała magiczne słowa po ich upojnej nocy, wiedział że nie będzie mógł spać spokojnie jeśli nie będzie miał jej w zasięgu ręki. Chciał mieć ją zawsze przy sobie, mimo że była z jego chrześniakiem. Ale to była jego wina. Nie podjął żadnych działań i przestał sprawdzić czy nawet po tym jak się od niej odwrócił, to jej uczucie będzie prawdziwe. I było. Skoro chciała pokazać się z nim publicznie na ślubie. Zrozumiał że nie ma się co oszukiwać. Nie wytrzymywał aż tyle bez snu i zasnął w fotelu. Z krainy morfeusza wyrwał go spokojny, słaby głos:

- Połóż się spać. Nie zdrowo tyle siedzieć –patrzyła na niego uważnie. Wstał i podszedł do łóżka. Zrobiła mu miejsce, więc wślizgnął się pod kołdrę i przylgnął do jej ciała. Poczuł oplatający go jej zapach, włosy które były tak puszyste. Mruknął z zadowoleniem. Nie chciał jej o nic prosić. Dobrze wiedział, że zrobiła by wszystko ale czułby że ją do tego zmusił. Albo że zrobiła to nie do końca z własnej woli.

- Kocham cię Severusie. Nie ważne co powiedział Ron. Mogłam wybrać. Przepraszam –zaczynała znowu się rozklejać. Spojrzał w jej oczy i pogłaskał ją po głowie. Uśmiechnął się prawie niewidocznie.

- Chyba nie przepraszasz mnie za uratowanie mi życia? – parsknął pod nosem. Nie zdawał sobie sprawy jakie myśli kłębiły się w głowie Hermiony.

- Przepraszam, że nie mogłam uratować was obu – sprecyzowała po czym schodawła twarz w jego ramionach.

- Nie płacz. Proszę. Strata bliskich boli. Ale to Voldemort zabił Pottera – mruknął cicho, szukając jej spojrzenia. Niczego nie znalazł, bo nadal szlochała wtulona w niego – zrozum że twój płacz nie przywróci mu życia. Musisz z tym żyć – postanowił zadać dodatkowe pytanie – łączyło cię coś z Potterem? – wiedział że to nie może być prawda, ale wolał sprawę postawić jasno.

- Zgłupiałeś? – pyskuje, czyli nie jest tak źle.

3 komentarze: