Uwielbiam ten ślub. Wyszedł mi
świetnie. Dokładnie tak jak chciałam. Tylko trochę to wyznanie
Snape’a to przegięłam ale tak mi pasowało do tej sytuacji że
nie mogłam tego nie zrobić. Długi jak na mnie rozdział. Powoli
zbliżam się do końca pierwszego zeszytu. Ale mam już napisany
rozdział 15 i zaczynam 16. Macie jakieś pomysły które
chciałybyście w to wrzucić? Jeśli tak to piszcie! Czekam na
komentarze.
Chapter 11 – Na zawsze?
Przyszedł 15 czerwca. Ślub Luny i
Neville’a. Hermiona dostała dwa dni wolnego. O godzinie 13 była
już ubrana i kończyła układać swoje nieokiełznane włosy.
Zaczęła malować paznokcie. Gdy tylko wyschły pomalowała
delikatnie oczy. Wyglądała dobrze w błękitnej sukience, nawet
sama sobie się podobała. Weszła do kominka, wcześniej odziewając
się w szatę wierzchnią. „rodzinny dom Luny Lovegood”
powiedziała i zniknęła. Wyszła z kominka w salonie Lovegoodów.
- Neville! Tak się cieszę –
podeszła i przytuliła się do chłopaka, ubranego w garnitur.
- Ja też! To taki wspaniały dzień
– powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy. Wyszła z budynku
i zobaczyła namiot pod którym ustawione były stoły z jedzeniem.
Reszta była ustawiona poza zadaszenie. Wszystko miało odbyć się
pod gołym niebem które Luna kochała. Dostrzegła tam grupkę
ludzi, a wśród nich George’a, więc przyspieszyła krok i rzuciła
mu się na szyję.
- Wspaniale cię widzieć –
powiedziała radośnie, przytulając się do niego cały czas.
- Hermiono! Stęskniłem się –
powiedział przytulając ją do siebie.
- Opowiadaj! Co u ciebie? –
powiedziała z błyskiem w oku. Rudowłosy chłopak był ubrany w
brązowy garnitur z fioletowym krawatem.
- Planuję zaręczyny –szepnął
do jej ucha. Hermiona uśmiechnęła się szeroko.
- Czy wszyscy oszaleliście?! Za
chwilę zabraknie dla mnie czarodzieja! – zachichotała .
- Cho jeszcze nic nie wie –
Cho Chang?! Przecież ona kochała Harry’ego. Ale skoro jest
szczęśliwa z Georgem i nie myśli o tej tragedii to dlaczego nie?
Ale to przykre że straciła dwóch ukochanych. Mogłaby wziąć to
za fatum.
- Bardzo się cieszę George –
powiedziała z uśmiechem. Faktycznie, większość jej rówieśników
planowało już śluby i zakładanie rodziny. A ona? Użerała się z
Severusem, który odmówił publicznego pokazywania się z nią.
- Co u ciebie Hermiono? Jak w
szkole? Ślizgoni dają w kość? – zachichotał Weasley. Był
taki jak jeszcze Fred żył. Ale widać że znowu zaczynał żyć
własnym życiem i starał się pogodzić ze śmiercią bliźniaka.
- Miałam małe problemy z Malfoyem,
ale poradziłam sobie – uśmiechnęła się pewna siebie.
- Jestem dumny – powiedział
uśmiechając się ciepło.
Odszedł, bo za plecami Hermiony
pojawił się Ron. Chrząknął, a dziewczyna odwróciła się. Stali
naprzeciwko siebie., ale po chwili rzucili się sobie w ramiona.
- Tęskniłam – powiedziała
do jego ucha, ściskając go.
- Przepraszam. To wszystko przez to
że straciliśmy Harry’ego – mruknął smutno.
- Wszystko rozumiem. Potrzebuje
przyjaciela, a jak się tak oddaliłeś to było mi przykro i byłam
sama – odpowiedziała uśmiechając się do niego. Cieszyła
się, że wreszcie się odezwał.
- Jak w Hogwarcie? – zapytał
wesoło, ale Hermiona już go nie usłyszała. Poszła rozmawiać z
Wiktorem, który pojawił się na życzenie Luny.
- Wiktor! Tak dobrze cię widzieć
– powiedziała gdy Bułgar ucałował jej dwa policzki.
- Hermiona pięknie wyglądasz –
powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
Wesele zaczęło się o godzinie 14.30,
po krótkiej ceremonii. Wszyscy zaczynali tańczyć, część coś
jadła a inni prowadzili dyskusje. Granger siedziała przy jednym ze
stolików i popijała piwo kremowe. Luna wyglądała pięknie ale
dziwnie. W swoim stylu. Neville był szczęśliwy. Hermiona
zapamiętała piękny cytat z samego ślubu:
Neville: Luno, czy będziesz ze mną
na zawsze?
Luna: Na zawsze?
Neville: Tak
Luna: Na wieczność.
To było urocze. Urzekło ją. Gdy
wszyscy byli już na parkiecie, nawet Ron tańczył z Parkinson(co
ona tam robiła!?), która ku zdziwieniu większość została
zaproszona. Podszedł do niej Wiktor z czarującym uśmiechem
poprosił ją do tańca. Ktoś z hukiem aprotował się na środek
parkietu. Był to nie kto inny jak Severus Snape. Stanął obok Kruma
i przesunął go.
- Pan wybaczy, ale ta kobieta tańczy
wyłącznie ze mną – powiedział złośliwie i chwycił
dziewczynę w tali, aby zacząć taniec. Wiktor odsunął się na bok
nie rozumiejąc do końca o co chodzi.
- Dlaczego przyszedłeś? Przecież
tego nie lubisz – zapytała rumiana brunetka, ciesząc się z
jego obecności.
- Nie pozwolę żeby jakiś Bułgar
dotykał moją własność – syknął z szyderczym uśmiechem.
- Od kiedy to jestem twoją
własnością? – zapytała rozbawiona.
- Od tamtej nocy – wyszeptał
do jej ucha. Tańczyli przez trzy piosenki, ku zdumieniu wszystkich
Snape był dobrym tancerzem. Miał poczucie rytmu i kocie ruchy. Gdy
trzeci utwór się skończył, usiedli przy stole przy którym
poprzednio siedziała Hermiona. Zjawiła się Luna.
- Widzę że twoja para się
spóźniła. Dzień dobry profesorze – powiedziała dziewczyna
tym samym dziwnym głosem co zawsze.
- Gratuluje Lovegood. Longbottom
powinienem powiedzieć. Inicjały i tak się nie zmieniają –
powiedział spokojnie i ignorując Pannę młodą wrócił do rozmowy
z Granger.
-Nie musisz być taki niemiły –
skarciła go dziewczyna.
- Nie dam sobie wejść na głowę –
powiedział wstając.
- Nie chcę wychodzić –
zaprotestowała.
- A czy ja powiedziałem, że
opuszczamy wesele?! – syknął złośliwie i pociągnął ją
za nadgarstek. Przeszli na pobliską polanę, gdzie oboje usiedli na
trawie. To było dziwne. Severus nie był romantyczny, zawsze
zrzędził i marudził ale tym razem siedział z Hermioną pod
gwiazdami. Dziewczyna otworzyła usta aby coś powiedzieć ale on ją
wyprzedził.
- Kocham cię Hermiono –
powiedział półszeptem. Jej oczy zrobiły się wielkie, a usta
nadal były otwarte. Nie sądziła że kiedykolwiek to od niego
usłyszy. Milczała. Długo milczała, a w jej głowie wirowały jego
słowa. Na twarzy miała delikatny uśmiech. Na jej policzki wkradły
się rumieńce. Była spełniona. Uśmiechnęła się szerzej.
Zbliżyła się do niego i otrzymała to czego chciała. Severus
zaczął muskać jej wargi, na początku delikatnie, później coraz
zachłanniej, przeradzając się w namiętny pocałunek. Ich języki
tańczyły ze sobą, a ona w głowie miała tylko jego słowa. Z tej
spokojnej, namiętnej chwili wyrwał ją głos Rona. Właściwie był
to krzyk.
- A więc to tak. Dlatego Harry nie
żyje. Bo zachciało ci się bzyknąć profesora? Jesteś głupia.
Poświęciłaś Harry’ego dla tego syfa. Jak mogłaś! –
krzyczał tak głośno że zrobiło się zbiegowisko. Severus był
zły, ale wiedział że nie może pozwolić sobie na kłótnie czy
nawet odezwanie się. Hermiona miała wielkie oczy. Wpadła w
histerię i zaczęła płakać. Wszyscy szeptali coś między sobą.
Snape wziął ją na ramiona i aportowali się do jego komnat. Ułożył
ją na swoim łóżku i podał eliksir spokojnego snu. Miał ochotę
zniszczyć Weasley’a za to co zrobił.
Ron nadal stał tam gdzie krzyczał.
George podszedł do niego.
- Nie wierze, że to zrobiłeś
stary. Ona była jego przyjaciółką – usłyszał od brata, po
czym ten odszedł. Bill również miał coś do powiedzenia.
- To nie jej wina. A ja nie wierze
że mogłeś coś takiego powiedzieć. Nikt z naszej rodziny by tak
nie zrobił. Rodzice wychowali nas inaczej – prychnął i objął
Fleru, po czym się aportowali.
- On poświęcił za nas życie, a
wy tak traktujecie jego śmierć?! Jego pamięć?! – wykrzyknął
Ron.
- To ty źle traktujesz pamięć o
nim. Zwalanie winy na Hermione to najgorsze co mogłeś zrobić. Ona
stanęła przed wyborem. Był trudny. Poniosła stratę i wszyscy
powinniśmy ją w tym wspierać. Pomagać jej z tym żyć, a nie
obrażać i poniżać – powiedziała odważnie Cho. Spoglądając
spokojnie na Rona – nie tylko tobie na nim zależało. Ale ty
zachowałeś się najgorzej ze wszystkich – mruknęła i
odeszła za rudym chłopakiem.
- Jasne! Zwalcie wszystko na mnie.
Ale to ona podała vita secudno Snape’owi zamiast Harry’emu. A
teraz wkłada mu język do gardła – protestował dalej, ale
wszyscy się odwrócili i część wróciła do zabawy a część
wróciła do domów.
- Przepraszam że mój syn zniszczył
ci wesele – powiedziała Molly, rozmawiając z Luną.
- Niech pani nie przeprasza. To
wesele i tak było dość, dziwne. Ale przecież to jest dla gości.
Ślub był najważniejszy – odparła uśmiechając się ciepło
do pani Weasley.
Hermiona spała w łóżku Snape’a
przez ponad dobę. Nie budziła się. Sprawdzał jej oddech co jakiś
czas aby upewnić się że wszystko jest w porządku. Był strasznie
zły na Weasley’a. uważał go za głupca ale nie aż takiego. Nie
sądził e na jego i Granger widok aż tak wybuchnie. Zwłaszcza żę
to nie było nic wielkiego. No może dla Severusa nie było, a dla
Rona mógł być to szok. Mistrz Eliksirów z jego byłą
dziewczyną. To trochę chore. Przynajmniej tak wydawało mu się na
tę chwilę. Przecież nie był pedofilem. Owszem schlebiało mu że
Hermiona widzi w nim coś więcej niż nieszczęśliwego, starego
profesora. A gdy ją całował to jej usta i cało było tak bardzo
chętne do współpracy. A co jeśli nie widziała? Jeśli jemu coś
się wydawało i była to tylko gra czy litość? Ale w jej
pocałunkach było tyle ufności i starań. Te wszystkie akcje, które
sprawiały że czuł się jak idiota. A wszystko przez
Wiem-To-Wszystko. A zaczynało się tak niewinnie. Od stwierdzenia że
wcale nie jest głupia.
Dziewczyna spała spokojnie, a on
zastanawiał się co ma zrobić by czuła się komfortowo. Możliwe
było że jak się obudzi będzie w depresji. Ale to silna kobieta i
zapewne da sobie rade z wszystkim co jej się przytrafi. Był przy
niej cały czas. Nie odstępował od niej na krok. Tak bardzo chciał
aby wszystko było dobrze. Nie zanosił jej do skrzydła szpitalnego
bo nie ufał Pomfrey. Wolał sam się nią zająć. I po raz kolejny
patrzył jak śpi. Zadręczał się milionami myśli że ona go nie
chce. Bo co się dziwić? Stary, brzydki z ciałem pełnym blizn,
uparty i zgryźliwy, bezczelny i władczy. Co tu jest do kochania?
Jednak od momentu gdy wypowiedziała
magiczne słowa po ich upojnej nocy, wiedział że nie będzie mógł
spać spokojnie jeśli nie będzie miał jej w zasięgu ręki. Chciał
mieć ją zawsze przy sobie, mimo że była z jego chrześniakiem.
Ale to była jego wina. Nie podjął żadnych działań i przestał
sprawdzić czy nawet po tym jak się od niej odwrócił, to jej
uczucie będzie prawdziwe. I było. Skoro chciała pokazać się z
nim publicznie na ślubie. Zrozumiał że nie ma się co oszukiwać.
Nie wytrzymywał aż tyle bez snu i zasnął w fotelu. Z krainy
morfeusza wyrwał go spokojny, słaby głos:
- Połóż się spać. Nie zdrowo
tyle siedzieć –patrzyła na niego uważnie. Wstał i podszedł
do łóżka. Zrobiła mu miejsce, więc wślizgnął się pod kołdrę
i przylgnął do jej ciała. Poczuł oplatający go jej zapach, włosy
które były tak puszyste. Mruknął z zadowoleniem. Nie chciał jej
o nic prosić. Dobrze wiedział, że zrobiła by wszystko ale czułby
że ją do tego zmusił. Albo że zrobiła to nie do końca z własnej
woli.
- Kocham cię Severusie. Nie ważne
co powiedział Ron. Mogłam wybrać. Przepraszam –zaczynała
znowu się rozklejać. Spojrzał w jej oczy i pogłaskał ją po
głowie. Uśmiechnął się prawie niewidocznie.
- Chyba nie przepraszasz mnie za
uratowanie mi życia? – parsknął pod nosem. Nie zdawał sobie
sprawy jakie myśli kłębiły się w głowie Hermiony.
- Przepraszam, że nie mogłam
uratować was obu – sprecyzowała po czym schodawła twarz w
jego ramionach.
- Nie płacz. Proszę. Strata
bliskich boli. Ale to Voldemort zabił Pottera – mruknął
cicho, szukając jej spojrzenia. Niczego nie znalazł, bo nadal
szlochała wtulona w niego – zrozum że twój płacz nie przywróci
mu życia. Musisz z tym żyć – postanowił zadać dodatkowe
pytanie – łączyło cię coś z Potterem? – wiedział że
to nie może być prawda, ale wolał sprawę postawić jasno.
- Zgłupiałeś? – pyskuje,
czyli nie jest tak źle.
głupi Ron... Kochany Sev <3
OdpowiedzUsuńczekam na kolejne części :)
bleeeee...
OdpowiedzUsuńBle? Moze cos konkretniej?
OdpowiedzUsuń