poniedziałek, 1 kwietnia 2013

So close - Chapter 6


Harry z Ronem siedzieli na wieży astronomicznej. Obaj spoglądali na błękitne niebo. Weasley myślał właśnie o tym co robi Hermiona. Obaj tęsknili za jej towarzystwem. Mimo że rudzielec był zły na to że się zaczęła zadawać z Draconem.
- Harry, myślisz że jeszcze ją odzyskamy? – zapytał nagle, przenosząc wzrok na przyjaciela.
- Nie wiem. Myślę że nigdy jej nie straciliśmy – uśmiechnął się szeroko, i spojrzał na Hermionę, która właśnie stała już za nimi z rozmazanym tuszem do rzęs i łzami na policzkach.
- Przepraszam chłopcy – obaj usłyszeli głos gryfonki. Zerwali się na nogi i spotkali się spojrzeniami.
- Hermiona! – krzyknął uradowany Harry, podbiegł do niej i objął przyjaciółkę. Wtulił twarz w jej kręcone, brązowe włosy i uradowany przycisnął ją mocniej do siebie. Po chwili gdy się wyściskali, Potter zniknął gdzieś, a Ron stał teraz nieco zażenowany i spoglądał smutnym i nieśmiałym wzrokiem w stronę Granger.
- No chodź tuuu… - wyszeptał do niej, a ona od razu rzuciła się na niego i przytuliła się. Objął ją mocno i przycisnął ją mocno do siebie.
- Ron tak cię przepraszam. Wierze nadal że Draco się zmienił. Ale nie mam zamiaru się o tym przekonywać – wyszlochała i otarła wolną ręką mokre policzki.
- Malfoy zawsze będzie Malfoyem, zrozum to wreszcie – mruknął do jej ucha i zaczął gładzić jej głowę spokojnymi ruchami – wiedziałem że kiedyś do nas wrócisz – dodał po chwili i oderwał ją od siebie. Spojrzał w jej brązowe oczy i uśmiechnął się, a piegi na jego twarzy błysnęły w wakacyjnym słońcu.
- Nigdy od was nie odeszłam. Ron zrozum, nie możesz… oczekiwać ode mnie że nie będę rozmawiać z nikim innym oprócz ciebie i Harry’ego… Wiesz że kocham was obu, ale po prostu nie możesz tego ode mnie oczekiwać – powiedziała pewnie i pozbierała z ziemi torbę, która spadła z jej ramienia gdy rzuciła się na rudzielca.
Wtedy na wieżę weszła blond czupryna, która zwiastowała kłopoty. Zmierzył wzrokiem Weasley’a, następnie Hermionę i uśmiechnął się złośliwie. Stanął między nimi i jeszcze raz rozejrzał się po ich twarzach.
- Czego tu chcesz Malfoy? – prychnął Ron i skonfrontował wzrok ze ślizgonem.
- Muszę porozmawiać z Granger – warknął do Weasley’a.
- Jasne – pogłaskał po ramieniu Hermionę i uśmiechnął się do niej, po czym zbiegł energicznie po schodach i jego czerwona czupryna zniknęła gdzieś na dole.
- Czego chcesz Draco? Myślałam że już dostatecznie mnie obraziłeś, czyż nie? – zapytała spokojnym, lecz kąśliwym głosem. Zmierzyła go wzrokiem i utkwiła go w jego stalowych tęczówkach.
- Nie wiem co i jak to robisz, ale przez ciebie robię się miękki. Nie potrafię już dręczyć, nawet Pottera! Odwal się Granger jasne? – ryknął na nią i zaczął wymachiwać rękami na prawo i lewo. Na ten ruch dziewczyna skuliła się ze strachu i odsunęła kilka kroków do tyłu.
- Przecież się do ciebie nie odzywam od dwóch dni. Robię to co szlamy robić powinny. Nie rzucam się w oczy. Przecież powinno ci to pasować – odpowiedziała, z równie stoickim spokojem co poprzednio. Chłopak zmierzwił swoje włosy dłonią i zaczął się przechadzać ze zdenerwowaniem wokół wieży.
- Właśnie o to mi chodzi Granger! Nawet mi się nie przeciwstawiasz. Nie walczysz. Po prostu ulegasz! A ja wcale nie nazwałem cię szlamą rozumiesz?! Nawet nie byłem w stanie cię obrazić! Mam tego dosyć – dziewczyna uśmiechnęła się do siebie słysząc te słowa – I z czego się cieszysz? – dodał widząc jej minę. Zbliżył się do niej i miażdżył ją wzrokiem, wiercąc dziurę spojrzeniem.
- Miałam racje Draco. Zmieniłeś się. Dlatego w ciebie wierzyłam – uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a z jej oczu z niknął strach. Zastąpił go wesoły błysk. Ślizgon nie wiedząc czemu podszedł do niej jeszcze bliżej i słysząc te dwa słowa po prostu objął ją. Wtulił się w nią. Wtulił twarz w jej gęste, kręcone włosy. Tak samo jak przed chwilą zrobił do Ron. Usłyszała szloch i poczuła na ramieniu mokre krople. Chwyciła Malfoya za ramiona i potrząsnęła nim, tak by spojrzał w jej oczy.
- Nawet moja mama we mnie nie wierzyła. Dlaczego ty musisz. Dlaczego akurat ty to robisz – zaczął szlochać jeszcze bardziej i odwrócił od niej wzrok – Wykorzystuję Pansy kiedy mnie wkurzy. Ale ostatnio zaczęło jej się to podobać. To co mówiłem w bibliotece… to nie prawda. Zestresowałem się na myśl że mogę być szczęśliwy. A to że jesteś gryfonką wszystko komplikuje. Już nawet z Blaisem nie mogę o tym porozmawiać. Ja nie wiem co czuje. Rozumiesz? Ja już nic nie wiem. Mam dość! – zaczął się mazgaić. Po chwili jednak odkleił się od niej i bez słowa ruszył w kierunku schodów.
- Malfoy! – krzyknęła, gdy już miał zniknąć z jej pola widzenia.
- Znów przechodzimy do wersji oficjalnej, Granger? – syknął w jej kierunku. Podszedł do niej ponownie z pytającym wyrazem twarzy.
- Nikt nie może wiedzieć że.. – urwała. Nie miała pojęcia jak nazwać to co było przed nimi.
- Wstydzisz się, że będziesz spędzać czas ze ślizgonem?! – oburzył się.
- To jedyny sposób żebym miała spokój. Nie poświęcę Rona i Harry’ego dla ciebie. Proszę.. – poprosiła spoglądając spokojnie w jego stalowe oczy.
- Jak chcesz, Granger – odszedł. Zbiegł schodami. Dziewczyna kompletnie nie wiedząc co ze sobą zrobić, odczekała chwilę po czym zeszła za nim, upewniając się że Draco był daleko. Przypomniała sobie że dzisiaj Ginny miała dostać się do Hogwartu. Tylko jak? Przecież Weasley nie potrafi się aportować, zresztą i tak nie można na terenie szkoły. Pociąg w czasie wakacji nie jeździł. Może na miotle? Myśląc o tym wszystkim, nie zwracała uwagi na to dokąd zmierza.
Poczuła uderzenie. Coś ją oszołomiło. Przewróciła się, a jedyne co dostrzegła to kosmyk rudych włosów przed jej oczami.
- Znowu przeze mnie leżysz na ziemi – usłyszała niski, męski głos.
- Bill? Znowu na ciebie wpadłam. Bardzo przepraszam – pozbierała się z ziemi z małą pomocą chłopaka.
- Wszystko w porządku? To rzadkość u ciebie. Taka nie obecność w ciele – zapytał, kładąc jej rękę na ramieniu i spoglądając głęboko w oczy. Hermiona założyła kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Tak. W porządku. Zastanawiałam się tylko jak Ginny dostanie się tutaj na weekend – odparła rozglądając się po korytarzu.
- Do Anglii przyjedzie pociągiem. Później tata ma ją przywieźć samochodem. Dostał nowy – powiedział dumnie.
- Czy to będzie latający samochód? – zapytała zdenerwowana. Przypomniała sobie jak Harry i Ron pożyczyli w drugiej klasie auto pana Weasley’a.
- Tak. Ale spokojnie – uśmiechnął się wesoło i odwrócił  się w stronę wielkiej Sali – będzie tu za godzinę. A teraz muszę lecieć – pomachał jej i zniknął za rogiem. Hermiona nie zastanawiając się dłużej udała się do wieży Gryffindoru. Wspięła się po schodach i przeszła przez obraz grubej damy.
- Harry! – krzyknęła głośno. Chłopak zszedł po schodach z dormitorium.
- Tak? – zapytał, wplatając dłoń w swoje czarne włosy.
- Ginny będzie tu za godzinę, na błoniach – uśmiechnęła się i minęła go. Wiedziała że będzie chciał pierwszy się z nią zobaczyć. Przeszła do swojego dormitorium. Zastanawiała się czy faktycznie Draconowi zależy na tym wszystkim. Czy to że cofnął to co powiedział w bibliotece, że między nimi mogło by coś jednak być, to ma sens i jest realne. Nie zaprzątając sobie dłużej myśli, chwyciła pierwszą książkę ze stosu leżącego na szafce nocnej. Nie zdołała się skupić. Czytała w listach od Ginny, że ruda obawia się że między nią, a Harry’m niedługo wszystko się skończy. Zaczęła się zastanawiać co może być przyczyną takich rozważań przyjaciółki. Harry to świetny chłopak. Czasem zagubiony, ale troskliwy i szalenie zakochany w najmłodszej latorośli państwa Weasley. Patrząc tak w ścianę nieobecnym wzrokiem usłyszała pukanie do drzwi swojego dormitorium.
- Proszę - odpowiedziała łagodnym głosem i odłożyła otwartą książkę na łóżko. Drzwi otworzyły się, wydając zduszony pisk. Za nimi stał Ron z poważną miną. Wszedł głębiej i usiadł na wolnym łóżku, które zwykle zajmowała Lavender.
- O czym rozmawiałaś z Malfoy’em? – syknął ponuro. Coś czego się bała. Musiała skłamać. Nie miała wyboru. Wiedziała że Ron nie zaakceptuje tego że ślizgon chce spędzać z nią czas. Przecież niedawno się pogodzili. Jeśli w ogóle będzie w stanie im o wszystkim powiedzieć, to z czasem i będzie ich musiała do tego przygotować. Kiedyś się dowiedzą. Nie zdoła tego ukryć. Chciała tylko w spokoju przeżyć to lato.
- Kazałam się mu odwalić – powiedziała drżącym głosem. Starała się brzmieć wiarygodnie. Chłopak zmierzył ją wzrokiem.
- A czego chciał? – zadał kolejne niewygodne pytanie. Ku jej rozpaczy, drążył temat.
- Przepraszał. Ale nie rozmawiajmy już o tym. Dobrze wiesz że przyjaźnię się z wami na zawsze – uśmiechnęła się pewniej siebie. I wyglądało na to że udało jej się przekonać Rona do tego aby zamknąć temat.
- Tak. Dobrze że zmądrzałaś – rudzielec odwzajemnił uśmiech. Hermiona odetchnęła z ulgą. Miała to za sobą. Okłamała swojego przyjaciela. Mimo że czuła się z tym źle, sądziła że tak będzie lepiej dla wszystkich. Miała tylko nadzieję że Harry oszczędzi jej tych pytań i wyrzutów. Miała nadzieję że przyjazd Ginny sprawi że to jakoś przycichnie i że jej przyjaciele zapomną o całej sprawie.

*
Tymczasem Harry czekał zniecierpliwiony na błoniach. Usłyszał warkot silnika, a przed nim pojawił się czarny samochód, który przed chwilą wylądował. Wysiadła z niego rudowłosa dziewczyna z walizką pod pachą. Pomachała do ojca, który od razu odjechał. Potter podbiegł do niej i przyciągnął ją do siebie. Uniósł ją lekko do góry i obrócił się kilka razy. Walizka upadła na ziemię.
- Tęskniłem za tobą – wymruczał do jej ucha, a po chwili ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Dziewczyna była trochę sztywna. Niezbyt zaangażowana. Harry od razu to zauważył ale nic nie powiedział. Jej skóra była trochę ciemniejsza niż zawsze. Piegi na jej twarzy były wyraźniejsze. Była chudsza, choć zaokrągliła się tam gdzie trzeba. Jej rude włosy, sięgały już do pośladków. Oczy błyszczały, ale nie pragnęły Wybrańca tak jak przed wyjazdem. Obawiał się że kogoś poznała. Że już go nie kocha. Że już nie będzie jego.
- Dobrze cię widzieć – powiedziała gdy skończył ją lustrować. Tylko tyle? Dobrze go widzieć. Poczuł zimny kubeł wody na głowie. Wiedział że coś jest źle. Czuł to od pierwszego spojrzenia.
- Tylko tyle? – postanowił wypowiedzieć to o czym pomyślał. Na jego twarzy malował się niepokój.
- Co masz na myśli? – zmieszała się. Zaczęła rozglądać się nerwowo dookoła.
- O co ci chodzi do cholery? Jest jakoś inaczej.. – teraz z niepokoju, jego twarz pokazywała smutek i cierpienie.
- Już przed wyjazdem tak było – przyznała spokojnie ale nie patrzyła mu w oczy – pogadamy później – rzuciła i ruszyła w stronę nadchodzącej Hermiony.

Hermiona poczuła nagłą potrzebę spotkania się z przyjaciółką. Wszystkie jej obawy za bardzo ją przytłaczały. A poza tym ciekawość, co i jak jest między rudą a Harry’m zżerała ją, gdy spokojnie siedziała w pokoju wspólnym. Dlatego postanowiła im przeszkodzić. Uczyniła tym przysługę Ginny, gdyż ta nie miała jeszcze obmyślonego planu jak zakończyć sprawę z Potterem. Nie miała czasu o tym pomyśleć podczas pobytu we Francji.
Gdy obie stały już obok siebie, rzuciły się sobie w ramiona z wesołymi uśmiechami na twarzach.
- Nie sądziłam że aż tak za tobą zatęsknię! – powiedziała Granger i spojrzała na Harry’ego który kierował się do zamku. Nie sądziła że jest aż tak źle, między nimi.
- Ja też nie! Muszę ci tyle opowiedzieć! Nie uwierzysz! – ruda zaczęła chichotać. Wzięła przyjaciółkę pod rękę, w drugiej trzymając walizkę, ruszyły w stronę jeziora. Tam nikt im nie przeszkodzi. Nigdy nie przeszkadzał. Było spokojnie i mogły cieszyć się ciepłym letnim słońcem.
- Opowiadaj! Bo ja też mam porcję niezłych wrażeń. Już myślałam że wybuchnę jak temu komuś nie powiem! – powiedziała podekscytowana Hermiona i usiadła na drobnych kamieniach, tuż przy brzegu.
- Ta drużyna Quiddicha z którą trenuję jest świetna! I wiesz, nie miałam pojęcia że będzie tam ktoś kogo znam. Ale jest! Jest cudowny. Poznaliśmy się bliżej. Jest obłędny. Uwielbiam z nim przebywać. Jest taki zabawny i mamy ze sobą tyle wspólnych tematów – Ginny rozpływała się na temat jakiegoś chłopaka, a Hermiona nie miała pojęcia o kim ona może mówić.
- Poczekaj. O kim mówisz?! – zapytała z szerokim uśmiechem na twarzy. Cieszyła się że wszystko jest w porządku.
- Nie jestem do końca przekonana czy chcesz wiedzieć jak się nazywa… - odpowiedziała ruda. Zmieszała się trochę i patrzyła niepewnie w oczy przyjaciółki.
- Nic mnie nie zdziwi. Po tym co tutaj się wydarzyło – powiedziała aby dodać jej pewności siebie i otuchy.
- Wiktor. Krum – wydukała Weasley. Starsza Gryfonka zaczęła się śmiać wesoło. Była zdzwiona, ale już wcześniej myślała o tym aby ich ze sobą poznać. Była świadoma tego że na pewno dobrze by się dogadywali. Oboje kochali Quddicha.
- Nie jestem aż tak zdziwiona jak myślałaś. Wcześniej rozważałam was wyswatać, ale zaczęłaś być z Harry’m.. – gdy Hermiona wypowiedziała te słowa zapadła niezręczna cisza. Obie nagle wróciły do rzeczywistości i zaczęły niepewnie rozglądać się dookoła.
- Właśnie… Harry… Tak jak ci pisałam. To nie wyjdzie. Ja jestem tam on tu. Poza tym za rok nie będzie go w Hogwarcie. A poza tym, wszystko jakoś zniknęło. Cała tak magia między nami. Nie wiem, może to kwestia tego, że byłam w nim zakochana tyle lat i gdy ten sen wreszcie się ziścił, to okazało się że wcale nie jest aż tak pociągający. Jestem paskudna wiem! Ale go nie zdradziłam. Wiktor o wszystkim wie. Nawet o moich wątpliwościach. Mogę z nim rozmawiać nawet o tym wiesz? Ale oboje też zdajemy sobie sprawę że się sobie podobamy. I że to nie wyjdzie, bo on mieszka w Bułgarii. Ale może kiedyś? – znów zmieniła temat, na ten o wiele przyjemniejszy.
- Masz na to cały weekend. Żeby jakoś to skończyć. Na mnie zawsze możesz liczyć – Hermiona uśmiechnęła się ciepło. Widziała szczęście w oczach Weasley i to sprawiało że ona czuła się lepiej.
- No dobra. Moje rewelacje już za nami. Oprócz jednej ale ona nie jest aż taka ważna. Mów ty! Co się dzieje?! – Ginny zmieniła temat i wpatrywała się z zaciekawieniem w przyjaciółkę.

Tymczasem Ron siedział w pokoju wspólnym, gdy Harry wszedł do środka przez dziurę za obrazem. Usiadł obok niego, trochę załamany i wbił wzrok w drewniany stolik. Kopnął w krzesło które stało przed nim i warknął pod nosem.
- Hej stary, co się dzieje? – zapytał zdezorientowany rudzielec.
- Twoja siostra przyjechała – mruknął Potter.
- Ginny?! – poderwał się – No ale dlaczego siedzisz tutaj i warczysz na mnie i krzesło? – usiadł ponownie w fotelu i spojrzał pytająco na przyjaciela.
- Bo ze mną zerwie – odpowiedział spokojniejszym głosem.
- Jak to zerwie? Co ty gadasz. Ona jest w tobie zakochana od naszej pierwszej klasy, gdy zobaczyła cię na peronie! To nie możliwe – Ron był całkowicie zbity z tropu. Nie rozumiał skąd Harry to wiedział i dlaczego jego siostra chciała to zrobić.
- Wiem swoje. Poznała kogoś. Nie ważne. Idę spać. Obudź mnie na kolacje – syknął do rudego i wstał z krzesła. Ruszył do dormitorium które z hukiem zamknęły się za nim.

- Jak to Draco? Jak to nie rozumiem? Ron się obraził. Stop. Malfoy nie nazywał cię szlamą? Normalnie rozmawiał? Przytulał? Nic już nie rozumiem – rudowłosa była oszołomiona. Ta wiadomość zbiła ją z nóg. W życiu nie spodziewała by się takiego zwrotu akcji.
- Nie wiem jak to wszystko tak wyszło. Sama nie wiem serio. Ale to dlatego, że Zabini się we mnie zakochał i chciał ze mną rozmawiać przed wielką salą. Harry i Ron to widzieli. I wtedy się wkurzyli. Harry próbował jakoś się przekonać do wszystkiego. Ale mimo to nie odzywali się do mnie. A ja nie potrafiłam tego zaakceptować. I Draco to zauważył że coś jest nie tak. Kilka razy mnie pocieszał… Ginny! Najgorsze jest to że ja myślę o nim jak… - zza drzew, obok brzegu dobiegł ich szelest. Obie spojrzały nerwowo w tamtą stronę i z krzaków wyszedł nie kto inny jak Malfoy.
- No jak? – zapytał ze złośliwym uśmiechem.
- Nie twoja sprawa – fuknęła Hermiona.
- Mówiłaś o mnie. Słyszałem. Mów – powiedział stanowczo, ale ona odwróciła się od niego w stronę Ginny – Przecież to że potrafimy ze sobą normalnie rozmawiać, chciałaś ukryć prawda? Bo się mnie wstydzisz i nie chcesz żeby biedny Potter i Weasley nie zaczęli nazywać cię zdrajcą a może i szlamą co? – w jego słowach było tyle jadu, że obu dziewczynom nie mieściło się to w głowie.
- Malfoy. Z tego co słyszałam to się zmieniłeś i sporo namieszałeś. Więc po co stoisz tu i podsłuchujesz? Boisz się że Hermiona powie że cię nienawidzi, albo że ma cię dość? A może że to że jest dla ciebie miła to przykrywka, do zemsty za to wszystko co jej zrobiłeś? – zapytała ruda, z triumfalnym uśmiechem.
- Dobrze wiesz że nie tknął bym takiej… - blondyn znów zapędził się w swoich słowach.
- Czyżbyś znów nie był w stanie nazwać mnie szlamą? Dlaczego?! Dlaczego! – Hermiona wybuchła. Wstała i stała teraz przed Draconem. Ich spojrzenia zderzyły się. Weasley stwierdziła że bezpieczniej dla niej będzie jeśli się usunie. Szybkim krokiem skierowała się w stronę zamku. Chciała jeszcze przywitać się z Ronem. A dla ślizgona i jej przyjaciółki będzie lepiej jeśli porozmawiają sami.
- Myślisz że wiem? Nie wiem. Nie potrafię! – krzyknął. Był cały czerwony. Zły. Gryzł się z myślami. W końcu podszedł do niej bliżej. Przymknął oczy, co Hermiona zrobiła automatycznie, nie wiedząc co się dzieje. Ich usta złączyły się. Na początku dziewczyna oszołomiona, nie wiedziała nadal co się dzieje, ale po chwili zaczęła odwzajemniać jego pocałunki.
Blondyn szybko odsunął się od niej i spojrzał w jej oczy. Dobrze wiedział dlaczego to zrobił. Miał nadzieję, że jak zasmakuje szlamy to nigdy więcej nie będzie jej pragnął. Niestety. To nie wypaliło. Bo zaczął jej pożądać. Przestała być szlamą raz na zawsze.
- Po co to zrobiłeś? – zapytała nagle, jakby obudziła się ze snu.
- Bo byłem przekonany że to rozwiąże moje problemy. Że znowu w spokoju będę mógł nazywać cię szlamą. Bez wyrzutów sumienia. Bez złego samopoczucia. Że wyjdziesz z mojej głowy. Że przestaniesz mi się śnić… - na te słowa, zdziwiona Hermiona uśmiechnęła się delikatnie.
- Przepraszam, że się we mnie zakochałeś – wyszeptała, ale on od razu się skrzywił.
- Zwariowałaś Granger! Nie kocham cię – syknął. Dziewczyna jednak wiedziała swoje. Widziała w jego oczach, jak na nią patrzył. Może faktycznie, to nie była miłość bo nawet ona nigdy jeszcze się nie zakochała, ale było w niej samej coś co sprawiało że jego oczy i spojrzenie stawały się bardziej ludzkie i miękkie.
- Nikt ma się nie dowiedzieć jasne? – zapytała wreszcie, patrząc na zamek.
- A myślisz że to się powtórzy Granger? – prychnął oburzony.
- Tak – powiedziała spokojnie i podeszła bliżej niego. Nie zachowywała się jak Hermiona. Była kimś innym. Jako Hermiona, nigdy nie pozwoliłaby sobie żeby pocałować ślizgona. Żeby w ogóle o tym pomyśleć. To nie wchodziło w grę. Nie było mowy. To był jednak ślizgon, a do tego Draco. Ten który przez tyle lat sprawiał jej przykrość. Ale teraz wszystko było odwrócone o 360 stopni.
Oboje znowu przymknęli powieki. Malfoy zaatakował jej usta. Zaczął się namiętny i agresywny taniec ich języków. Dziewczyna od razu pomyślała, że  to zupełnie inne całowanie niż to jak całował Ron. On się bardziej ślinił, a Draco był niegrzeczny.
Ale on po chwili zniknął. Gdy otworzyła oczy nie było go już obok. Uśmiechnęła się do siebie i powolnym krokiem skierowała się do zamku. To co dzisiaj się wydarzyło, było kompletnie nie spodziewane. Wiadomo, że od kiedy blondyn powiedział jej że nic nigdy między nimi nie będzie i nie było, zaczęła myśleć o nim właśnie w tym sensie. Zaczął jej się podobać mimo że gdy za każdym razem o tym myślała karciła się i zaczynała coś czytać.
I tym razem musiała się czymś zająć. Nie mogła zaprzątać sobie myśli Draconem. Najlepiej by było gdyby mogła zapomnieć o nim chociaż na chwilę. Ale jego zapach i chwila zapomnienia która im się przydarzyła, wracała do jej głowy coraz szybciej. Im bardziej chciała to sobie z niej wybić, tym częściej wszystko stawało jej przed oczami. Nie wiedziała czy to kiedykolwiek jeszcze się powtórzy. Wiedziała że ma teraz władzę nad ślizgonem. Że może go torturować, w bardzo nieprzyjemny sposób. Może zabawić się jego uczuciami. Ale wiedziała że tego nie zrobi. Nie chciała sprawiać mu bólu. Sam fakt, że jego ojciec był w Azkabanie nie mogło być miłym przeżyciem. Zwłaszcza że to Lucjusz od zawsze był autorytetem i idolem syna. Wojna wszystko i wszystkich zmieniła. Wszystkich oprócz Harry’ego, który oprócz wszechobecnego zmęczenia był dokładnie taki sam jak wcześniej. Miał tylko więcej wspomnień, które mógł odtwarzać.

Ginny weszła do pokoju wspólnego Gryffindoru razem z Deanem. Spotkała go po drodze, na schodach. Był dla niej bardzo życzliwy. Mimo że gdy byli razem nie układało im się, bo Thomas był ciągle zazdrosny to teraz rozmawiało im się całkiem dobrze. Nie czuli się skrępowani w swoim towarzystwie.
- Ginny! Wreszcie – burknął zniecierpliwiony Ron, który od razu przytulił swoją młodszą siostrę. Pogłaskał ją po głowie po czym uśmiechnął się do niej.
- Miło cię widzieć ale bez przesady. Nie widzieliśmy się trochę ponad tydzień – uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na Nevilla, który siedział na fotelu i studiował jakąś książkę – Cześć Neville – odparła w końcu i posłała chłopakowi delikatny uśmiech.

Hermiona pędziła korytarzem. Chciała się widzieć teraz tylko z jedną osobą która ostatnio stała jej się bliższa niż wcześniej. Wchodziła do każdej klasy, zaglądała do schowków na miotły tylko po to by go znaleźć. W końcu wpadła na profesor McGonagall.
- Pani profesor, czy widziała pani Billa Weasley’a? – zapytała Granger, uspakajając oddech.
- Panno Granger, o tej godzinie powinna pani zmierzać do Wielkiej Sali na wieczorną ucztę. Ale to chyba pani wie. Weasley jest obecnie w bibliotece, miał jakąś sprawę do Madam Pince – Minerva uśmiechnęła się subtelnie i zostawiła dziewczynę w samotności.
- Dziękuję – rzuciła jeszcze gryfonka i pobiegła w stronę biblioteki. Otworzyła wielkie dębowe drzwi i weszła do środka. Nauczycielka transmutacji miała rację. Rudowłosy chłopak rozmawiał właśnie z bibliotekarką. Hermiona postanowiła poczekać przed biblioteką. Nie chciała spotkać nieodpowiednich ludzi, ani tym bardziej nie chciała aby ktoś podsłuchał to o czym miała mu powiedzieć. Przestępowała z nogi na nogę. Denerwowała się. Wszystko w środku niej buzowało. A wszystko przez tego przeklętego Malfoya. Za takie całowanie powinien spłonąć w piekle. Po kilkunastu minutach oczekiwania, Weasley wyszedł z biblioteki. Widząc ją zdenerwowaną i czerwoną od razu podszedł.
- Hermiono, czy coś się stało? – zapytał przyglądając się jej uważnie.
- Wybacz, ale nie zawitasz dzisiaj na kolacji – powiedziała poważnym głosem i spojrzała mu w oczy.
- Co masz na myśli? – ponownie zapytał. Był całkowicie zdezorientowany.
- Muszę z tobą porozmawiać. Natychmiast. Tylko nie tutaj. Proszę – wybełkotała pośpiesznie i puściła się przodem. Szła szybkim, energicznym krokiem, a rudzielec podążał za nią.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi? – pytał co jakiś czas, ale nadal nie odpowiadała. Gdy wyszli z zamku zawahał się przez moment, dokąd może go prowadzić. Stanęli dopiero przy wejściu na boisko do quiddicha.
- Obiecaj mi Bill. Proszę obiecaj mi że się nikomu nie wygadasz – zaczęła szlochać. Zmartwił się i podszedł bliżej niej i zaczął przyglądać się jej jeszcze dokładniej.
- Jasne że nie wygadam. Ale Hermiona, co się dzieje? Dlaczego płaczesz? – weszli głębiej na boisko i zajęli jedną z trybun. Ściemniało się, nikogo nie było. Byli tylko oni.
- Bo ja nie wiem. Tego jest za dużo. M..Mmm.. – zaczęła się jąkać. Rudzielec milczał i spokojnie czekał, aż sama zacznie mówić – Malfoy – odparła wreszcie, szybko oddychając jakby się czymś zmęczyła. Otarła łzy z twarzy, ale te zostały zastąpione przez następne.
- Dobrze. Chodzi o Malfoya. To już jasne. Co ci zrobił? – trochę się wystraszył. Zaczął zastanawiać się co aż tak strasznego mogło się wydarzyć na terenie Hogwartu w biały dzień.
- POCAŁOWAŁ MNIE – wyrzuciła z siebie. Spojrzała teraz na niego i zalała się łzami. Pociągała nosem.
- Eeee… - wydukał Bill. Podrapał się pogłowie. Zmieszał się. Nie był dobry w tych sprawach. Fleur sama zaczęła się nim interesować. Wcale nie musiał się starać. Ale Fleur nigdy nie była jego wrogiem. Ani on jej. Nigdy jej nie przezywał ani nie doprowadzał do łez i złości.
- Bill tego jest za dużo. Wiesz może, czy można zrezygnować ze stażu? – zapytała wreszcie z morderczo poważnym spojrzeniem. Jej twarz przestała pokazywać emocje. Łzy wyschły, a napływ nowych ustał. Hermiona Granger chciała się z czegoś wycofać? Ale ona dobrze wiedziała że będzie ją to kosztować mnóstwo upokarzających słów od Snape’a. Przy całej klasie. Miała tego świadomość. Ale nie chciała się niczym zamartwiać. Chciała tylko dostać jakąś ciepłą posadkę, w której by się spełniała. Wracać do ciepłego, rodzinnego domu i być szczęśliwa.
- Jak to zrezygnować? Hermiono z tego co opowiadał Ron i z tego co sam wiem, ty nigdy się nie poddajesz. Nie rezygnujesz bo jest ciężko. Pracujesz dalej, starasz się najmocniej jak potrafisz i osiągasz same sukcesy! – te ciepłe i miłe słowa sprawiły że uśmiech przemknął przez jej kamienną minę.
- Kiedyś tak. Praca nie jest trudna. Daje sobie radę. Psychicznie nie jestem w stanie tego przeżyć. Nie wiesz jak to jest, gdy czujesz jedno a musisz robić coś innego ponieważ tamto jest jak zakazany owoc. A w dodatku twoi najlepsi przyjaciele, zaczną cię unikać i nienawidzić gdy powiesz im prawdę. Nie chcę się ukrywać. A będę musiała, gdy tutaj zostanę. Nie jestem na tyle silna, aby odmówić sobie szczęścia, nawet z Draconem, gdy będzie obok. Nie potrafię. Przez tyle lat byłam tylko ja, Harry i Ron. Oni nie są w stanie przyjąć do wiadomości tego, że ja może kiedyś chciałabym spróbować. Podejrzewam że oni mają już plan na przyszłość. Byli przekonani, obaj że wyjdę za Rona, a Ginny za Harry’ego i że będzie dobrze. Że Ron uziemi mnie dziećmi w domu i tyle będę miała z moich ambicji i wiedzy. Ale już teraz im to nie wyjdzie. I nie ze względu na mnie. Ginny chce zerwać z Harry’m. zresztą nie dziwie się. Oni myślą zbyt poważnie w tych kategoriach… - gdy skończyła monolog, przeniosła wzrok z boiska na Weasley’a. Patrzył na nią trochę z przerażeniem, a trochę z troską.
- Zastanów się dobrze, zanim podejmiesz decyzję że chcesz już jechać do domu. Po prostu pomyśl o tym sam na sam ze sobą – uśmiechnął się – A teraz wracamy na końcówkę uczty. Umieram z głodu – poderwał się z drewnianej ławki i oboje ruszyli w stronę zamku. Dziewczyna stawała pewne kroki przed siebie.
W Wielkiej Sali od dwudziestu minut trwała uczta. Wszyscy, którzy zostali na wakacje zajmowali swoje miejsca. Pansy, Zabini i Crabbe siedzieli wokół Malfoya. Parkinson drażniła go. Delikatnie muskała jego nogi swoją, uśmiechając się do niego zalotnie. Dobrze wiedział co to znaczy. Ale nie miał zamiaru tego robić. Miał dość pieprzenia jej w łazience Marty. Znudziło mu się to. A poza tym, nie był wstanie przestać myśleć o Granger. Zerkał co jakiś czas na stół przy którym siedziała spora ekipa gryfonów, pomieszana z krukonami. Hermiony nigdzie nie było. Nie wiedział co się z nią działo i czy to była jego wina. Jedyne co zjadł, to zielone, błyszczące jabłko, które patrzyło na niego z błaganiem o zjedzenie. Po kilkunastu minutach w wielkich drzwiach pojawiła się jego gryfonka, w towarzystwie starszego Weasley’a. Coś go zaniepokoiło. Jej radosny wyraz twarzy i chichot razem z rudzielcem. Zagotowało się w nim. Zrobił się czerwony. Jednak po chwili starał się wyglądać na niewzruszonego. Wbił wzrok w stos zielonych jabłek, z których wziął swoje.
- Gdzie tyle byłaś? – zapytała Ginny, gdy Granger przysiadła się do nich.
- Musiałam porozmawiać z Bill’em – powiedziała z uśmiechem na twarzy i nałożyła sobie trochę jedzenia na talerz.
- Niektórzy rozmawiają – syknął Harry i spojrzał znacząco na siostrę Rona.
- Stary, daj spokój. Zjedz coś co? – odparł do niego rudy, ale on nadal patrzył się ze złością na Weasley.
- Luno, czy możesz mi pożyczyć jedną ze swoich książek. Tą powieść. Chętnie ją przeczytam – uśmiechnęła się do krukonki.
- Oczywiście. Przyniosę ci w poniedziałek na zajęcia – odparła blondynka i odwzajemniła jej uśmiech. Hermiona przeniosła wzrok z krukonki na stół przy którym siedzieli ślizgoni. Spojrzała na Blaise’a, który od razu odwrócił wzrok. Następnie na Pansy która nadal kokietowała Malfoya. I wreszcie zatrzymała się na blondynie. Uśmiechnęła się pod nosem. Nikt przy jej stole tego nie zauważy, ale Draco od razu odwrócił wzrok. Sam uśmiechnął się pod nosem, ale rozważniej tak by nikt nie dostrzegł że nie uśmiecha się do siebie a do kogoś.
I po co to robiła? Skoro i tak chce wyjechać? Zrezygnować z tego wszystkiego. Porzucić przyjaciół i jego. Przecież między nimi niczego jeszcze nie było. To były dwa niewinne pocałunki, które nie dają jej spokoju. Tak czy inaczej nie mogła się skupić na jedzeniu więc postanowiła zagadać do rudowłosej. Chciała tylko przestać myśleć o tym, że ktoś właśnie wierci jej wzorkiem dziurę w plecach.
- Hej Ginny, może opowiesz mi co u Fleur? – zapytała i uśmiechnęła się znacząco do dziewczyny. Weasley od razu wiedziała że to prośba o pomoc. Ratunek. Wyzwolenie z więzienia jakim był wzrok i myśli o Malfoy’u.

czwartek, 28 marca 2013

So close - chapter 5

Następny ranek zapowiadał się jeszcze gorzej niż poprzedni wieczór. Zwlekła się łóżka. Była w podłym nastroju. Wszystko nie było tak jak chciała. To miały być wakacje jej, Rona i Harry’ego a po wczorajszej kłótni raczej nie liczyła na chociaż słowo od nich. Nie wiedząc czemu gdy zeszła na dół, do pokoju wspólnego Gryffindoru, natknęła się tam na Deana, siedzącego w fotelu przed kominkiem w którym jeszcze tlił się ogień.
- Dean, co tutaj robisz tak wcześnie? Przecież macie na dziewiątą… - zaczęła spokojnie, ale chłopak nie odpowiedział. Pomyślała że on też nie ma zamiaru się do niej odzywać bo chłopcy na pewno załatwili sprawę tak by teraz była całkiem sama. Spojrzała na jego smutną twarz, ale nie zatrzymała się nawet na chwilę. Była wściekła tak bardzo że chciała coś rozwalić.
Szybkim krokiem udała się do wielkiej Sali, gdzie czekało na nią śniadanie. Nikogo oprócz niej i Malfoya nie było. Nikogo nie było o tej porze. Może dlatego że była dopiero siódma, za wcześnie dla tych wszystkich leniuchów.
Dziewczyna nawet nie patrzyła na blondyna. Nałożyła sobie prosto z nadlatującego talerza dwa suche tosty i posmarowała je dżemem truskawkowym. Zaczęła jeść, wbijając wzrok w jeden punkt. Była przybita, wkurzona i smutna jednocześnie. Nie chciała z nikim rozmawiać. Nie chciała nic robić. Miała wszystko gdzieś. Ron przegiął sprawę. Zwłaszcza że poszła sama do biblioteki, bo Blaise jej odmówił, nagle no ale odmówił. I poszła tam sama. Nie ważne że siedziała tam z Draconem. Ale nawet jeśli, to dlaczego dla rudzielca to była aż taka zdrada? Nie robiła nic złego. Nie chodziła od razu z żadnym z nich. Po prostu zamieniła kilka normalnych słów z dwoma ślizgonami. To nic wielkiego.
Podpierała brodę swoją zgiętą ręką i tępo wpatrywała się w talerz. Nie miała nawet ochoty jeść. Gdy wcisnęła w siebie jednego z dwóch tostów, wstała od stołu zostawiając go na talerzu. Nie chciało jej się jeść. Nic jej się nie chciało.
Patrząc pod nogi, smętnym krokiem ruszyła ku wyjściu. I ku jej nieszczęściu musiała wpaść na Dracona, który nie spuszczał z niej wzroku od momentu gdy pojawiła się na śniadaniu. Tak naprawdę to on pozwolił na to aby na niego wpadła. Nie było świadków. Nikogo nie było. Zamek wydawał się być pusty o tak wczesnej porze.
- Chodź – chwycił ją za nadgarstek i wyprowadził z zamku. Przeszli przez dziedziniec wewnętrzny i zniknęli gdzieś w kępie drzew. Draco posadził ją na wielkim kawałku skały i stanął przed nią.
- Draco. Proszę, ja nie mam naprawdę siły na to wszystko. Zostaw mnie – wyszeptała nie patrząc na niego. Cholera Ron miał racje. Ona zadaje się ze ślizgonami. A najgorsze jest to że temu zaprzeczała. Jeśli ktoś ją zobaczy z blondynem, to ani on ani Harry już nigdy się do niej nie odezwą.
- Granger nie denerwuj mnie. Mamy jeszcze godzinę do zajęć. Tutaj nikt nie przychodzi – rozejrzał się dookoła. Wschodzące słońce przebijało się właśnie przez korony drzew – Co znowu zrobił Weasley? – zapytał, wpatrując się w nią tępo. Co się z nim działo? Dlaczego właśnie pocieszał gryfonkę, ukrywając się z nią w kępie drzew? Do cholery, to jest szalama. Nie należy jej tykać. Co by pomyślał o nim ojciec? Wpadł by w szał. Ale ojca nie ma z nim. I długo nie będzie. Na pewno zgnije w Azkabanie.
- Oni mają rację. Nie powinnam z tobą rozmawiać.. wszystko się niszczy – mruknęła i zasłoniła swoją twarz dłońmi. Malfoy kucnął przed nią i zabrał jej ręce z twarzy. Patrzył głęboko w jej oczy, myśląc że w ten sposób może czegoś się dowie.
- O czym ty bredzisz? – prychnął, ale po chwili jego głos stał się bardziej aksamitny i ciepły. Nie był opryskliwy, a troskliwy.
- Ron i Harry. Pokłóciliśmy się wczoraj. Stwierdzili że mam nowych znajomych. Ślizgonów i że już ich nie potrzebuje. Widzieli mnie jak rozmawiałam z Blaisem  po obiedzie… - ostatnie zdanie wyszeptała. Dracon uśmiechnął się złowieszczo.
- Ty z naszym diabłem? O to bym cię nie posądził Granger – spoglądał na nią teraz w trochę inny sposób.
- O czym ty mówisz?! Spławiłam go. Ale.. nie. To nie ważne. Muszę wracać. I lepiej będzie jeśli znowu będziesz mnie dręczyć publicznie. Tak będzie lepiej dla mnie i dla ciebie. Tak jest lepiej. Łatwiej. Żałuję – na te słowa chłopak uśmiechnął się, tak że niemal tego nie dostrzegła – Ale trudno. Lubisz dręczyć szlamy. Więc dręcz dalej. A szlamy jakoś sobie poradzą – wymruczała pod nosem ostatnie zdanie i zaczęła się zbierać ale chłopak zastawił jej drogę.
- Ale obiecaj że jutro spotkamy się w bibliotece – powiedział z kamienną miną na twarzy. Nie chciał zdradzać żadnych uczuć ani emocji. Widząc niezrozumienie dziewczyny dodał – No dokończyć to dla Snape’a. Wystarczy że napiszę rolkę i tak mi zaliczy – wymruczał do siebie.
- Po obiedzie. Tam gdzie wczoraj – powiedziała stanowczo, żałując że to mówi i pobiegła w stronę zamku.

Szła od wejścia w stronę lochów. Usłyszała że ktoś za nią biegnie. Odwróciła się, a przed nią stał Seamus.
- Eee Hermiona, Ron kazał mi ci to dać. I powiedział że nie chce żebyś więcej używała jego sowy – wymruczał pod nosem – nie wiem o chodzi. Kazał przekazać… - tłumaczył chłopak, ale Hermiona wzięła pozginany fragment pergaminu i wsadziła go sobie do kieszeni.
- Nie martw się Seamus. I dziękuję – uśmiechnęła się do niego i ruszyła w stronę lochów. Uśmiech szybko znikł z jej twarzy. Nie wiedziała co ma robić. Dlaczego Ron się tak zachowywał? Może wcale nie widział jej rozmawiającej z Blaisem, tylko… tylko wymyślił to sobie żeby móc odreagować to że dała mu kosza. Nie sądziła że to wszystko tak źle się potoczy. Chciała z całego serca żeby te wakacje były udane. Ich ostatnie wspólne wakacje. Bo później kończy się szkoła, na dobre i rozejdą się w inne strony.
Luna uśmiechała się do niej szeroko już od wejścia do Sali eliksirów. Jedyna najbardziej normalna, mimo że tak inna z wszystkich. Wszyscy ślizgoni siedzieli już w ławkach.
- Dracon patrzy się na ciebie, z dziwnym wyrazem twarzy… - szepnęła do jej ucha.
- Co? – Hermiona nie zrozumiała ani słowa.
- No Malfoy. Jakby chciał ci coś powiedzieć – odpowiedziała puchonka.
- Luno. Czy.. czy mogę ci zaufać? Tak w pełni? – szepnęła nagle Granger, a jej oczy momentalnie się zaszkliły.
- Oczywiście że tak. Cieszę się że chcesz – dziewczyna uśmiechnęła się do drugiej i zaczęła przyglądać się jej uważnie.
- Draco nie jest taki jak pokazuje na zewnątrz. Jest całkiem normalnie. Wczoraj przesiedziałam z nim kilka godzin w bibliotece, a dzisiaj rano niemal ryczałam mu w rękaw, przed tymi zajęciami. Do tego wszystkiego Ron i Harry nie odzywają się do mnie bo sądzą, że mam nowych znajomych ślizgonów i że oni nie są mi już potrzebni. Luno. Ja nie wiem o co chodzi. Z Draconem rozmawia się tak swobodnie, ale nie mogę sobie na to pozwolić bo Ronowi odbiło po tym jak go odrzuciłam. Proszę pomóż mi jakoś – gdy skończyła, Luna miała uchylone usta i patrzyła na nią z przerażeniem. Nie wiedziała jak może jej pomóc.
- Idź. Biegnij. Nie wiem gdzie. Po prostu idź. Powiem że źle się czujesz i poszłaś do skrzydła – wymyśliła puchonka i uśmiechnęła się do niej ostatni raz. Hermiona chwilę pomyślała nad tym wszystkim i wstała z krzesła. Snape’a jeszcze nie było. Odwróciła się do wyjścia i wybiegła. Malfoy obejrzał się za nią i parsknął dzikim śmiechem, ewidentnie na pokaz.
Napisał jednak krótką kartkę i pozaginał ją. Zrobił z niej kulkę i rzucił w Lunę, niby żeby ją tylko uderzyć i się z niej pośmiać. Ale ona złapała ją i otworzyła.

Czemu Granger uciekła?

Luna uśmiechnęła się do chłopaka, ale on nie odwzajemnił. Do Sali wszedł Mistrz Eliksirów. Rozejrzał się po klasie i usiadł za swoim biurkiem.
- Kogo brakuje? Oh tak nie ma z nami Granger. Cóż to za dzień sprawiedliwości? – zapytał wszystkich, ale tylko Lovegood się zgłosiła. Trzymała wysoko swoją dłoń - Lovegood? – zapytał, unosząc jedną brew. Jego lodowaty głos odbijał się od ścian lochu i dzwonił uczniom w uszach.
- Hermiona źle się poczuła i poszła do skrzydła szpitalnego. Nie sądzę żeby dziś się pojawiła. To dość.. osobiste sprawy, jeśli mnie pan rozumie – uśmiechnęła się przepraszająco do mężczyzny ale on posłał jej lodowate, zupełnie jak jego głos, spojrzenie.
- Oczywiście – kąciki jego ust ruszyły ku górze – Malfoy – syknął w stronę swojego chrześniaka – Idź sprawdź co z panną Granger. Nie musisz już tu wracać – powiedział spokojnym głosem do chłopaka, a ten pozbierał swoje rzeczy i wstał. Luna posłała chłopakowi krzywe spojrzenie i odrzuciła mu papierową kulkę. Na szczęście Snape tego nie widział.

Szukaj jej nad jeziorem

Draco przeczytał napis na kartce i wyszedł z klasy. Szedł powolnym krokiem, gwiżdżąc. Rozglądał się dookoła aż wpadł na Harry’ego i Rona.
- Potter. Co cię sprowadza do naszych lochów? Chyba nie chcesz powiesić rudzielca głową do góry, a potem go heroicznie ocalić? – prychnął w stronę wybrańca.
- Odwal się Malfoy – rzucił Ron.
- A ty się nie odzywaj, Weasley – powiedział z obrzydzeniem blondyn. Gryfoni skierowali się do Sali eliksirów. Draco stał i przyglądał się ich poczynaniom – Jeśli szukacie waszej szlamy to tam jej nie ma. Źle się dzisiaj czuje. Czyżby brudna krew w jej żyłach przeszkadzała jej w normalnym funkcjonowaniu? – zapytał ironicznie i roześmiał się złośliwie. Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia z zamku. Gwizdał dalej pod nosem i z radosnym uśmiechem szedł w stronę jeziora.

Hermiona faktycznie siedziała nad jeziorem z listem od Ginny w rękach. Nie otworzyła go jeszcze. Ocierała nieustannie płynące z jej oczu łzy. Jej policzki były całe mokre. Podobnie list, ale starała się go nie zamoczyć. Szlochała. Było jej tak cholernie przykro. Nie chciała nigdy zrobić coś wbrew Harry’emu czy Ronowi. To byli jej najlepsi przyjaciele. Ta sytuacja powtarza się. Pamiętała jak w trzeciej klasie chłopcy nie odzywali się do niej, bo Ron myślał że Krzywołap zjadł jego szczura. Nie odzywali się do siebie kilka miesięcy. Na to wspomnienie dziewczynie zrobiło się jeszcze gorzej, myśląc że przez tyle czasu nie będą z nią rozmawiać. Była tylko zwykłą nastolatką. Chciała tylko akceptacji.
Usłyszała kroki, na żwirowej drodze prowadzącej na brzeg jeziora, nad którym siedziała. Odwróciła się szybko, twarzą w stronę tafli wody i wpatrywała się w nią tak by tajemniczy przybysz nie zauważył jej łez. Ocierała pośpiesznie twarz, ale było na kilometr widać że płakała.
Malfoy rzucił na ziemię swoją torbę i usiadał naprzeciwko niej na drobnym żwirze. Patrzył spokojnie w jej oczy, kręcąc głową z rezygnacją.
- I po co to wszystko? Oj Granger. Przeczytaj lepiej list. Zanim całkowicie zmyjesz atrament – uśmiechnął się do niej krzywo i spojrzał na jezioro. Znowu było spokojne – Widzisz. Zmuszasz mnie sama żebym za tobą leciał. A mieliśmy się spotkać dopiero jutro.. – powiedział sarkastycznie i spojrzał w górę, skąd pośpiesznie zbiegali Ron i Harry. Wszyscy wyczuli kłopoty w powietrzu. Wszyscy oprócz zapłakanej Hermiony, która pośpiesznie czytała list od przyjaciółki.
- Co ty tutaj z nim robisz?! – prychnął Ron, gdy tylko zbliżyli się na tyle by dziewczyna go usłyszała. Nie odpowiedziała.
- Tak się składa Weasley, że jestem jedyną osobą która nie ma problemu żeby z nią rozmawiać. Nie to co wy. Przyjaciele – wyglądało na to że Draco miał zamiar zacząć jakieś dłuższe przemówienie. I miało być kompletnie nie w jego stylu. A wszystko przez szlochającą obok dziewczynę – Zawsze wam zazdrościłem tej waszej prawdziwej przyjaźni. Ale chyba niesłusznie, skoro tak traktujecie swoją najlepszą przyjaciółkę – tym razem spojrzał na Hermione – bo rozmawiała z Blaisem? Dajcie spokój. To tak jakby ona miała przestać się do was odzywać bo ty Potter przystawiałeś się do Chang. Też była z innego domu. I co z tego?! Ogarnijcie się, bo dziewczyna się wykończy. Dzisiaj rano przyszła na śniadanie pierwsza. Z worami pod oczami wielkości jej torebki. A co ona takiego zrobiła? Nie wierze że kiedyś wam zazdrościłem. Zwłaszcza tobie Weasley. Tej radosnej, kochającej się rodzinki – prychnął i zabrał swoją torbę z ziemi – Pamiętaj o tym zadaniu jutro – powiedział jeszcze do nadal siedzącej na ziemi dziewczyny. To przemówienie było kompletnie nie w jego stylu, ale powiedział wszystko co myślał. Wyjawił kilka swoich sekretów, ale tylko po to żeby pokazać tym debilom co stracą, jeśli nie przestaną traktować jej poważnie. Gdy ślizgon był już dalej niż bliżej Harry usiadł obok dziewczyny.
- Draco Malfoy stoi w obronie Hermiony? Czy ja śnię? – zapytał nieco rozbawiony, ale ona zwinęła się bardziej w kłębek i odsunęła się od niego.
- Nie wierze – prychnął Ron i odszedł od nich – Chodź Harry. Nie będziemy tracić na głupiego babsztyla czasu – dodał. Chciał iść. Ale Potter ani drgnął.
- Idź jak chcesz. Ja zostaje – odpowiedział mu i otulił Hermione swoim ramieniem. Dziewczyna przylgnęła do niego i zaczęła płakać mu w ramię.
- Jezu i czego tak ryczysz? – zapytał rudzielec i ponownie zbliżył się do brzegu jeziora.
- Bo ty nic nie rozumiesz – wyszlochała do niego i ponownie przylgnęła do wybrańca.
- A co mam rozumieć? – zapytał bardziej spokojnym głosem i przysiadł się do nich.
- Bo ty zachowujesz się tak jakbyś już nie chciał się ze mną przyjaźnić. A obiecywałeś że chcesz… - odpowiedziała mu cicho i zaczęła wpatrywać się w spokojną taflę jeziora.
- Bo ty zaczęłaś się zadawać z Malfoyem! – ponownie podniósł głos i zmarszczył brwi.
- Mówiłam ci tyle razy Ron. Trzeba dawać innym szansę. Czasami ludzie się zmieniają. Coś ich zmienia. A jego zmieniła wojna. Tak jak mówiłam! – gryfonka nie dawała za wygraną.
- Osoby takie jak Malfoy się nie zmieniają! – odpowiedział jej Weasley.

*

Gdy Harry odprowadził Hermionę do wieży Gryffindoru, zauważył że wyciągnęła jakiś kawałek pergaminu z kieszeni. Zainteresował się nim ale nic nie powiedział. Podał hasło grubej damie i przeszli przez dziurę za jej obrazem.
- To list od Ginny – powiedziała wreszcie, gdy znaleźli się już w pokoju wspólnym.
- Tak? I coś ciekawego pisze? – zapytał. Zżerała go ciekawość, ale nie chciał tego okazywać. Ostatnim razem zachował się beznadziejnie i nie chciał tego powtarzać.
- Przyjeżdża w weekend – Granger uśmiechnęła się szeroko do przyjaciela i zajęła jeden z foteli przy kominku.
- Oh to świetnie – Harry pokiwał głową do siebie – Ja.. umówiłem się z Ronem w bibliotece. Musimy odrobić zadanie, no wiesz dla profesora Lupina. Widzimy się na obiedzie – powiedział pośpiesznie i wyszedł z pomieszczenia. Tak jakby nie chciał widzieć jej reakcji.
- Jasne – powiedziała już do siebie, bo chłopak znikł za obrazem. Podkuliła nogi i ułożyła się wygodnie. Spoglądała na ogień palący się w kominku. Znów zaczynała myśleć o tym dlaczego z taką łatwością rozmawia się jej z Draconem. Byli wrogami przez tyle lat, a gdy zniknęła całą ta otoczka to okazało się że całkiem dobrze im się rozmawia.

Harry szedł spokojnym krokiem po schodach w stronę biblioteki. Czuł się fatalnie że Ron nadal się tak zachowywał. Że rozdzielał ich. Że raz musiał siedzieć z gryfonką, a raz z rudzielcem. On sam nie przepadał za ślilzgonem, ale jeśli Hermiona sądziła że się zmienił i wie co robić to dlaczego on z tego powodu miałby się do niej nie odzywać? Przecież nie było już Voldemorta, więc nie było spisków i obaw o nie. Nic im nie zagrażało z zewnątrz. Sam był ciekawy czy faktycznie z Draconem da się normalnie rozmawiać. A jeśli Hermiona była w stanie wybaczyć mu te lata gdy przezywał ją szlamą, wyzywał ją i dręczył to dlaczego on nie mógł? Jego ojciec wyrządził wiele krzywd, ale ponosi za to odpowiednią karę.
Zanim się zorientował, był już w bibliotece i dosiadł się do Rona. Wyciągnął rolkę pergaminu z torby. Spoglądał na przyjaciela, który uważnie studiował jakąś książkę.
- Mógłbyś już dać spokój. Może faktycznie on nie jest taki straszny? – zaczął temat wybraniec, ale szybko żałował swoich słów, bo jego własny przyjaciel wyglądał tak jakby miał go zaraz zabić gołymi rękami.
- Ciebie też już przekupiła na stronę ślizgonów? Nie wierze Harry! Rób co chcesz! – prychnął Ron, zabrał książkę i przesiadł się dwa stoły dalej.
- Jeśli kiedykolwiek ufałeś Hermionie to powinieneś zaufać i tym razem, że Malfoy się zmienił – szepnął do niego Potter.
- Oszalałeś? To był nasz odwieczny wróg! – zaprotestował rudzielec.
- Ale zobacz, ile przykrości sprawił Hermionie! A ona pierwsza zaczęła z nim rozmawiać. Tak normalnie! Więc niby dlaczego nie spróbować? Nie musisz go kochać. Po prostu być na zerze! – gryfon dalej, zaciekle bronił zdania Granger i ślizgona.
Do biblioteki wparowała blond grzywa, z rękami w kieszeni i ogromnym, ironicznym uśmiechem na twarzy. Podszedł do stołów, przy których siedzieli gryfoni.
- Słyszę że ktoś tu o mnie rozmawia? – zaczął rechotać pod nosem i zajął miejsce między gryfonami.
- Tak.. – odparł spokojnie Harry. Sam nie wierzył że to robi. Ale wcale nie chciał odgryźć się ślizgonowi. Jego głos był spokojny, opanowany i przeciętny.
- Weasley dalej nie może się pogodzić z faktem że jego szlama ze mną rozmawia? – zapytał Pottera. Skierował te słowa prosto do niego.
- Nie nazywaj jej tak, jeśli faktycznie zacząłeś ją jakkolwiek szanować – zaprotestował wybraniec.
- Widzisz? – burknął rudzielec, spuszczając wzrok.
- Nie myśl Potter że się z tobą pogodzę. Ale znudziło mi się już to dręczenie gryfonów, zwłaszcza ciebie. Z czasem to jest po prostu rutyna, która się nudzi człowiekowi. Za to widzieć jak Weasley się opluwa i robi się czerwony ze złości, za każdym razem gdy nazywam jego byłą dziewczynę szlamą jest wybornym widokiem – uśmiechnął złośliwie.
- O co ci chodzi Malfoy?! – Ron wstał i odsunął z piskiem stół przy którym siedział – Co masz do mnie?! – krzyczał, a pani Pince zaczęła się im przyglądać.
- Po pierwsze jesteś ciotą – prychnął blondyn – a po drugie to nie doceniasz tego co masz – dodał i wstał. Wyszedł z biblioteki, uśmiechając się do bibliotekarki, która wróciła za swoje biurko.
-  I co ?! Nadal uważasz że się zmienił? – prychnął rudzielec do przyjaciela i spakował swoje rzeczy. Wyszedł z biblioteki z hukiem. Był zły, że Harry dał się wciągnąć w gierki Malfoya i nie bronił go.
Ale Harry dobrze się zastanowił czy interweniować. Wiele razy to robił i chciał to zrobić tym razem. Nie lubił gdy ktoś obrażał jego przyjaciół i był w stanie pojedynkować się z taką osobą, ale tym razem stwierdził że ufa Hermionie i uwierzy w to że da się z nim dogadać. Chciał żeby Ron zaczął sam dbać o swoje imię i interesy. Żeby przestał być strachliwy i brał odpowiedzialność za to co robi, mówi i kim jest.
Harry spojrzał na zegarek. Nigdy nie chodził idealnie, ale mniej więcej mógł się domyślić która jest godzina. Wielkimi krokami zbliżała się pora obiadowa. On również spakował swoje rzeczy i wyszedł z biblioteki. Udał się do wielkiej Sali. Miał nadzieję, że nie spóźnił się na posiłek. Miną wielkie dębowe drzwi i wszedł do pomieszczenia, większego niż mieszkanie wujostwa na Privet Drvie razem wzięte. Wszyscy uczniowie, którzy zostali w zamku na wakacje zaczęli zbierać się właśnie w Sali. Minął niecały tydzień, od kiedy zostali sami siedmioroczni, a wszyscy już się pomieszali. Nie było podziału na stoły. Nawet Dracon siedział obok jakiegoś puchona. Wprawdzie nie rozmawiali ze sobą, ale siedzenie przy jednym stole z gorszymi nie było w jego stylu. Luna siedziała z Nevillem. Między nimi bardzo dobrze się układało. Nie okazywali za bardzo swoich uczuć publicznie, o ile w ogóle je sobie okazywali. Ich największym osiągnięciem dotąd było publiczne trzymanie się za ręce.
Zaczął myśleć o tym że Ginny ma niedługo zjawić się tutaj. Znów będzie mógł poczuć jej ciepłe ciało obok swojego. Będzie mógł czuć jej wspaniały zapach, który zawsze oplatał jego myśli. Ruda od zawsze była po uszy w nim zakochana, nawet gdy była z Deanem widać było jej sympatię. I wreszcie dopięła swego. Wreszcie miała jego. A on nie doceniał jej przez te wszystkie lata. Zawsze ją ignorował, albo uznawał po prostu za siostrę jego najlepszego przyjaciela. A teraz była dla niego kimś zupełnie innym. Była cudowna. Była najważniejszą częścią jego osoby.
Potter dostrzegł wreszcie, siedzącą samotnie Hermione. Ron siedział z Seamusem i Thomasem, nawet nie zwracał na nią uwagi. A ona dłubała w talerzu spoglądając na jedzenie ze smutkiem. Nadal było jej przykro że jej przyjaciel tak ją potraktował. Samotność nawet jej nie przeszkadzała. Nie raz przesiadywała pół dnia w bibliotece, całkiem sama.
Wybraniec pewnym krokiem przeszedł przez pół Sali i usiadł obok niej. Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Odwzajemniła go i zaczęła jeść jakby szybciej. Pewniej. Zupełnie jakby nagle zachciało jej się jeść.
- Dalej zachowuje się jak dupek? – zapytał, nakładając sobie opiekaną pierś z kurczaka na talerz.
- Ma racje – powiedziała spokojnie i dokończyła ostatni kawałek pieczeni wieprzowej w sosie śliwkowym.
- Przestań. Malfoy powiedział dzisiaj w bibliotece coś bardzo dziwnego, przez co jestem w stanie uwierzyć że może trochę się zmienił. Co nie znaczy że ja dalej go nie znoszę – odpowiedział oburzonym głosem Potter i starał się wyciągnąć z dziewczyny chodź jeden uśmiech.
- Mimo wszystko, od wieków gryfoni ścierają się ze ślizgonami. Znając Rona mogłam się tego po nim spodziewać. Nie martw się. Jutro, gdy odrobię z nim to zadanie więcej się do niego nie odezwę. Zakończę to jakoś, w miarę sensownie. Muszę, dla zasady… - powiedziała ze smutkiem w oczach. Wcale nie miała zamiaru tego zakańczać, ale faktycznie to było wbrew naturze. Ta cała ich znajomość. Mimo wszystko, wszystkie słowa które skierowała do Dracona, że wierzy w niego i sądzi że nie jest zły i nigdy nie był – były całkowicie prawdziwe. Nadal w duchu czuła, że chłopak się zmienia.

*

Hermiona ostatnio dużo myślała na temat Dracona i jak ostatnio się zachowywał. Nie rozumiała dlaczego był taki miły. Lubiła z nim przebywać, mimo że przez te szczęść lat był jej największym wrogiem. A teraz spędził z nią tak dużo czasu. Sama do końca nie wiedziała co ma nadal o tym sądzić. Była rozdarta między swoimi przyjaciółmi, a nim. Mimo że nic z nim jej nie łączyło, to były zwykłe w miarę zdrowe relacje koleżeńskie.
Wiedziała że musi iść do biblioteki aby skończyć swoje wypracowanie na eliksiry. Niestety lub na szczęście, z Malfoyem. Ona sama nie chciała się z nim spotykać. Czasami chciała. Była zagubiona i nie wiedziała czego chce. Ale wiedziała że to przez blondyna, popsuła się jej przyjaźń z Ronem. Wszystko legło w gruzach tylko dlatego, że zachciało jej się jednać ze ślizgonami. Ciągle zastanawiała się nad tym co powiedziała poprzedniego dnia Harry’emu. Że jakoś sensownie zakończy ich krótką i pokojową znajomość. Była zmęczona tym wszystkim. Mimo że od rozpoczęcia wakacji minął dopiero tydzień. Chciała wrócić do domu, obejrzeć jakiś mugolski film i odpocząć od wszystkiego. Zaniedbywała swoją naukę. Została przecież żeby dowiedzieć się czegoś nowego. A tymczasem ona rozdziela krótkie wypracowanie na kilka wieczorów. Ewidentnie straciła formę.
Zanim udała się do biblioteki, postanowiła wejść jeszcze po drodze do łazienki jęczącej Marty. Dawno tam nie była, a zostało jej trochę czasu. Na wejściu usłyszała dziwne odgłosy, ale była przekonana że to tylko Marta szlocha i użala się nad sobą, dlatego weszła głębiej. Przeszła między rzędami drewnianych kabin. Przy końcu, jedna z nich była uchylona, a na ziemi leżały dwie torby i zielony, ślizgoński krawat. Zaczynała domyślać się, że te dźwięki nie należą do ducha tej toalety. Przeszła dalej i zajrzała do środka.
To co tam zobaczyła zwaliło ją z nóg. Cofnęła się nerwowo i starając się nie wydać z siebie żadnego dźwięku, wyszła. Od razu skierowała się do biblioteki. Madam Pince zmierzyła ją wzrokiem, po czym wróciła do swoich zajęć. Hermiona przerażona usiadła między regałami i wyciągnęła notatnik. Starała się nie myśleć o tym że nakryła Pansy Parkinson i Dracona, w bardzo prywatnej sytuacji. Poza zażenowaniem, które malowało jej się na twarzy, była wściekła. Bez powodu. Nie miała nic do tego, że ślizgoni, żyją ze sobą w tak zażyłych stosunkach. Nie mogła mieć. Bo między nią a Draconem, nic nie było. Nigdy. I nigdy nie miało być. Dlatego od razu pomyślała, że łatwiej jej będzie zerwać tą znajomość. Coś w środku niej, było gorące i złe. Parzyło ją od środka. Na jej policzkach pojawiły się czerwone rumieńce. Jak mógł jej to zrobić? Przecież powtarzał, że nie cierpi Pansy, bo ona się tylko przykleja. Ale co ona sobie myślała? Przecież jest szlamą, a wielki Malfoy w życiu nie popatrzyłby na nią w inny sposób, niż na śmierdzącą brudno krwistą gryfonkę. Wyciągnęła z torby książkę, otworzyła na odpowiedniej stronie i wbiła wzrok w ziemię, na której siedziała. Nadal zastanawiała się skąd wynikała jej irytacja? Skąd pomysł, że w ogóle mogli by coś tworzyć, razem.
- To co, gotowa? – z zadumy wybudził ją głos blondyna.
- Na co? – warknęła złośliwie, w domyśle mając szybki numerek w toalecie. Ale on nie mógł wiedzieć, że ich widziała.
- No na tą pracę. To wcale nie jest takie proste! – wyciągnął swoją książkę z torby, którą miał przewieszoną przez ramię. To ta sama torba, którą widziała na podłodze w łazience Marty. Usiadł naprzeciwko niej.
- Po co tu przyszedłeś, Malfoy? – zapytała rozżalona i zabrała się do robienia notatek.
- Mieliśmy zrobić to razem.. – zapytał zdziwiony, odsuwając się od niej. Do jej głowy, ponownie wróciły skojarzenia związane z tym co zobaczyła.
- Nic nie będę z tobą robić, razem! – krzyknęła opryskliwie, a gdy zrozumiała co powiedziała – Rozmyśliłam się – poprawiła się i zamknęła z trzaskiem książkę.
- A tobie co się stało Granger?! – oburzył się ślizgon. Biła się z myślami czy ma mu powiedzieć, czy odpuścić i po prostu to zakończyć. Miała na końcu języka, dokładne słowa które chciała w niego rzucić ale powstrzymywała się.
- Myślę, że Ron miał rację, że nie powinnam zadawać się ze ślizgonami – spojrzała teraz na niego. Dostrzegła chłodne, stalowe oczy wpatrujące się w nią.
- O czym ty bredzisz?! – prychnął i wstał. Zawtórowała mu.
- O tym że wszystko widziałam – nie wytrzymała. Musiała mu powiedzieć. Czuła że naruszyła czyjąś prywatność, ale jednocześnie żal i złość nadal w niej siedziały.
- Widziałaś, co? – zapytał zdezorientowany, zupełnie nie wiedząc co dziewczyna ma na myśli.
- Przed przyjściem do biblioteki, weszłam do łazienki jęczącej Marty! – krzyknęła i zebrała swoje książki. Wsadziła je do torby. Madam Pince, pojawiła się w alejce.
- Proszę o ciszę. To jest biblioteka! Książki potrzebują spokoju! – oburzyła się.
- Przepraszam, madam Pince – powiedziała skurszona Hermiona i z żalem w oczach spojrzała ponownie na blondyna.
- I co z tego?! – warknął w jej stronę.
- A no to… - zająknęła się – że.. – nie wiedziała jak ma się wytłumaczyć – że mówiłeś że nie cierpisz jej! – wpadła wreszcie na to, co od jakiegoś czasu chodziło jej po głowie.
- No i co? Granger, nie wierze że… - wybuchł śmiechem, patrząc z politowaniem na dziewczynę – ty chyba nie myślałaś, że ja i… i ty?! – śmiał się teraz jeszcze głośniej.
- Wcale nie! Nienawidzę fałszywych osób. Zawiodłeś mnie Draco – powiedziała łagodnym głosem, spoglądając ze smutkiem w jego roześmiane oczy. Wiedziała że to na niego podziała. Ostatnim razem podziałało.
- Przestań się wykręcać. Myślałaś że taka sz.. sz.. – nie potrafił wymówić tego słowa.
- Szlama? – wyręczyła go, równie spokojnym głosem co poprzednio.
- Dokładnie, będzie mieć jakieś szanse u mnie! – znowu zaczął rechotać.
- Powtarzam ci Draco – wymawiała jego imię tak dokładnie i wyraźnie – Po prostu się zawiodłam – ze smutnym uśmiechem wyszła z biblioteki, kłaniając się wcześniej bibliotekarce.
- JESTEM NIENORMALNY! – wydarł się Malfoy na całe gardło i walnął pięścią w regał. Kobieta momentalnie wyprowadziła go z pomieszczenia i wręczyła zakaz na tydzień do odwiedzania biblioteki.