czwartek, 28 marca 2013

So close - chapter 5

Następny ranek zapowiadał się jeszcze gorzej niż poprzedni wieczór. Zwlekła się łóżka. Była w podłym nastroju. Wszystko nie było tak jak chciała. To miały być wakacje jej, Rona i Harry’ego a po wczorajszej kłótni raczej nie liczyła na chociaż słowo od nich. Nie wiedząc czemu gdy zeszła na dół, do pokoju wspólnego Gryffindoru, natknęła się tam na Deana, siedzącego w fotelu przed kominkiem w którym jeszcze tlił się ogień.
- Dean, co tutaj robisz tak wcześnie? Przecież macie na dziewiątą… - zaczęła spokojnie, ale chłopak nie odpowiedział. Pomyślała że on też nie ma zamiaru się do niej odzywać bo chłopcy na pewno załatwili sprawę tak by teraz była całkiem sama. Spojrzała na jego smutną twarz, ale nie zatrzymała się nawet na chwilę. Była wściekła tak bardzo że chciała coś rozwalić.
Szybkim krokiem udała się do wielkiej Sali, gdzie czekało na nią śniadanie. Nikogo oprócz niej i Malfoya nie było. Nikogo nie było o tej porze. Może dlatego że była dopiero siódma, za wcześnie dla tych wszystkich leniuchów.
Dziewczyna nawet nie patrzyła na blondyna. Nałożyła sobie prosto z nadlatującego talerza dwa suche tosty i posmarowała je dżemem truskawkowym. Zaczęła jeść, wbijając wzrok w jeden punkt. Była przybita, wkurzona i smutna jednocześnie. Nie chciała z nikim rozmawiać. Nie chciała nic robić. Miała wszystko gdzieś. Ron przegiął sprawę. Zwłaszcza że poszła sama do biblioteki, bo Blaise jej odmówił, nagle no ale odmówił. I poszła tam sama. Nie ważne że siedziała tam z Draconem. Ale nawet jeśli, to dlaczego dla rudzielca to była aż taka zdrada? Nie robiła nic złego. Nie chodziła od razu z żadnym z nich. Po prostu zamieniła kilka normalnych słów z dwoma ślizgonami. To nic wielkiego.
Podpierała brodę swoją zgiętą ręką i tępo wpatrywała się w talerz. Nie miała nawet ochoty jeść. Gdy wcisnęła w siebie jednego z dwóch tostów, wstała od stołu zostawiając go na talerzu. Nie chciało jej się jeść. Nic jej się nie chciało.
Patrząc pod nogi, smętnym krokiem ruszyła ku wyjściu. I ku jej nieszczęściu musiała wpaść na Dracona, który nie spuszczał z niej wzroku od momentu gdy pojawiła się na śniadaniu. Tak naprawdę to on pozwolił na to aby na niego wpadła. Nie było świadków. Nikogo nie było. Zamek wydawał się być pusty o tak wczesnej porze.
- Chodź – chwycił ją za nadgarstek i wyprowadził z zamku. Przeszli przez dziedziniec wewnętrzny i zniknęli gdzieś w kępie drzew. Draco posadził ją na wielkim kawałku skały i stanął przed nią.
- Draco. Proszę, ja nie mam naprawdę siły na to wszystko. Zostaw mnie – wyszeptała nie patrząc na niego. Cholera Ron miał racje. Ona zadaje się ze ślizgonami. A najgorsze jest to że temu zaprzeczała. Jeśli ktoś ją zobaczy z blondynem, to ani on ani Harry już nigdy się do niej nie odezwą.
- Granger nie denerwuj mnie. Mamy jeszcze godzinę do zajęć. Tutaj nikt nie przychodzi – rozejrzał się dookoła. Wschodzące słońce przebijało się właśnie przez korony drzew – Co znowu zrobił Weasley? – zapytał, wpatrując się w nią tępo. Co się z nim działo? Dlaczego właśnie pocieszał gryfonkę, ukrywając się z nią w kępie drzew? Do cholery, to jest szalama. Nie należy jej tykać. Co by pomyślał o nim ojciec? Wpadł by w szał. Ale ojca nie ma z nim. I długo nie będzie. Na pewno zgnije w Azkabanie.
- Oni mają rację. Nie powinnam z tobą rozmawiać.. wszystko się niszczy – mruknęła i zasłoniła swoją twarz dłońmi. Malfoy kucnął przed nią i zabrał jej ręce z twarzy. Patrzył głęboko w jej oczy, myśląc że w ten sposób może czegoś się dowie.
- O czym ty bredzisz? – prychnął, ale po chwili jego głos stał się bardziej aksamitny i ciepły. Nie był opryskliwy, a troskliwy.
- Ron i Harry. Pokłóciliśmy się wczoraj. Stwierdzili że mam nowych znajomych. Ślizgonów i że już ich nie potrzebuje. Widzieli mnie jak rozmawiałam z Blaisem  po obiedzie… - ostatnie zdanie wyszeptała. Dracon uśmiechnął się złowieszczo.
- Ty z naszym diabłem? O to bym cię nie posądził Granger – spoglądał na nią teraz w trochę inny sposób.
- O czym ty mówisz?! Spławiłam go. Ale.. nie. To nie ważne. Muszę wracać. I lepiej będzie jeśli znowu będziesz mnie dręczyć publicznie. Tak będzie lepiej dla mnie i dla ciebie. Tak jest lepiej. Łatwiej. Żałuję – na te słowa chłopak uśmiechnął się, tak że niemal tego nie dostrzegła – Ale trudno. Lubisz dręczyć szlamy. Więc dręcz dalej. A szlamy jakoś sobie poradzą – wymruczała pod nosem ostatnie zdanie i zaczęła się zbierać ale chłopak zastawił jej drogę.
- Ale obiecaj że jutro spotkamy się w bibliotece – powiedział z kamienną miną na twarzy. Nie chciał zdradzać żadnych uczuć ani emocji. Widząc niezrozumienie dziewczyny dodał – No dokończyć to dla Snape’a. Wystarczy że napiszę rolkę i tak mi zaliczy – wymruczał do siebie.
- Po obiedzie. Tam gdzie wczoraj – powiedziała stanowczo, żałując że to mówi i pobiegła w stronę zamku.

Szła od wejścia w stronę lochów. Usłyszała że ktoś za nią biegnie. Odwróciła się, a przed nią stał Seamus.
- Eee Hermiona, Ron kazał mi ci to dać. I powiedział że nie chce żebyś więcej używała jego sowy – wymruczał pod nosem – nie wiem o chodzi. Kazał przekazać… - tłumaczył chłopak, ale Hermiona wzięła pozginany fragment pergaminu i wsadziła go sobie do kieszeni.
- Nie martw się Seamus. I dziękuję – uśmiechnęła się do niego i ruszyła w stronę lochów. Uśmiech szybko znikł z jej twarzy. Nie wiedziała co ma robić. Dlaczego Ron się tak zachowywał? Może wcale nie widział jej rozmawiającej z Blaisem, tylko… tylko wymyślił to sobie żeby móc odreagować to że dała mu kosza. Nie sądziła że to wszystko tak źle się potoczy. Chciała z całego serca żeby te wakacje były udane. Ich ostatnie wspólne wakacje. Bo później kończy się szkoła, na dobre i rozejdą się w inne strony.
Luna uśmiechała się do niej szeroko już od wejścia do Sali eliksirów. Jedyna najbardziej normalna, mimo że tak inna z wszystkich. Wszyscy ślizgoni siedzieli już w ławkach.
- Dracon patrzy się na ciebie, z dziwnym wyrazem twarzy… - szepnęła do jej ucha.
- Co? – Hermiona nie zrozumiała ani słowa.
- No Malfoy. Jakby chciał ci coś powiedzieć – odpowiedziała puchonka.
- Luno. Czy.. czy mogę ci zaufać? Tak w pełni? – szepnęła nagle Granger, a jej oczy momentalnie się zaszkliły.
- Oczywiście że tak. Cieszę się że chcesz – dziewczyna uśmiechnęła się do drugiej i zaczęła przyglądać się jej uważnie.
- Draco nie jest taki jak pokazuje na zewnątrz. Jest całkiem normalnie. Wczoraj przesiedziałam z nim kilka godzin w bibliotece, a dzisiaj rano niemal ryczałam mu w rękaw, przed tymi zajęciami. Do tego wszystkiego Ron i Harry nie odzywają się do mnie bo sądzą, że mam nowych znajomych ślizgonów i że oni nie są mi już potrzebni. Luno. Ja nie wiem o co chodzi. Z Draconem rozmawia się tak swobodnie, ale nie mogę sobie na to pozwolić bo Ronowi odbiło po tym jak go odrzuciłam. Proszę pomóż mi jakoś – gdy skończyła, Luna miała uchylone usta i patrzyła na nią z przerażeniem. Nie wiedziała jak może jej pomóc.
- Idź. Biegnij. Nie wiem gdzie. Po prostu idź. Powiem że źle się czujesz i poszłaś do skrzydła – wymyśliła puchonka i uśmiechnęła się do niej ostatni raz. Hermiona chwilę pomyślała nad tym wszystkim i wstała z krzesła. Snape’a jeszcze nie było. Odwróciła się do wyjścia i wybiegła. Malfoy obejrzał się za nią i parsknął dzikim śmiechem, ewidentnie na pokaz.
Napisał jednak krótką kartkę i pozaginał ją. Zrobił z niej kulkę i rzucił w Lunę, niby żeby ją tylko uderzyć i się z niej pośmiać. Ale ona złapała ją i otworzyła.

Czemu Granger uciekła?

Luna uśmiechnęła się do chłopaka, ale on nie odwzajemnił. Do Sali wszedł Mistrz Eliksirów. Rozejrzał się po klasie i usiadł za swoim biurkiem.
- Kogo brakuje? Oh tak nie ma z nami Granger. Cóż to za dzień sprawiedliwości? – zapytał wszystkich, ale tylko Lovegood się zgłosiła. Trzymała wysoko swoją dłoń - Lovegood? – zapytał, unosząc jedną brew. Jego lodowaty głos odbijał się od ścian lochu i dzwonił uczniom w uszach.
- Hermiona źle się poczuła i poszła do skrzydła szpitalnego. Nie sądzę żeby dziś się pojawiła. To dość.. osobiste sprawy, jeśli mnie pan rozumie – uśmiechnęła się przepraszająco do mężczyzny ale on posłał jej lodowate, zupełnie jak jego głos, spojrzenie.
- Oczywiście – kąciki jego ust ruszyły ku górze – Malfoy – syknął w stronę swojego chrześniaka – Idź sprawdź co z panną Granger. Nie musisz już tu wracać – powiedział spokojnym głosem do chłopaka, a ten pozbierał swoje rzeczy i wstał. Luna posłała chłopakowi krzywe spojrzenie i odrzuciła mu papierową kulkę. Na szczęście Snape tego nie widział.

Szukaj jej nad jeziorem

Draco przeczytał napis na kartce i wyszedł z klasy. Szedł powolnym krokiem, gwiżdżąc. Rozglądał się dookoła aż wpadł na Harry’ego i Rona.
- Potter. Co cię sprowadza do naszych lochów? Chyba nie chcesz powiesić rudzielca głową do góry, a potem go heroicznie ocalić? – prychnął w stronę wybrańca.
- Odwal się Malfoy – rzucił Ron.
- A ty się nie odzywaj, Weasley – powiedział z obrzydzeniem blondyn. Gryfoni skierowali się do Sali eliksirów. Draco stał i przyglądał się ich poczynaniom – Jeśli szukacie waszej szlamy to tam jej nie ma. Źle się dzisiaj czuje. Czyżby brudna krew w jej żyłach przeszkadzała jej w normalnym funkcjonowaniu? – zapytał ironicznie i roześmiał się złośliwie. Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia z zamku. Gwizdał dalej pod nosem i z radosnym uśmiechem szedł w stronę jeziora.

Hermiona faktycznie siedziała nad jeziorem z listem od Ginny w rękach. Nie otworzyła go jeszcze. Ocierała nieustannie płynące z jej oczu łzy. Jej policzki były całe mokre. Podobnie list, ale starała się go nie zamoczyć. Szlochała. Było jej tak cholernie przykro. Nie chciała nigdy zrobić coś wbrew Harry’emu czy Ronowi. To byli jej najlepsi przyjaciele. Ta sytuacja powtarza się. Pamiętała jak w trzeciej klasie chłopcy nie odzywali się do niej, bo Ron myślał że Krzywołap zjadł jego szczura. Nie odzywali się do siebie kilka miesięcy. Na to wspomnienie dziewczynie zrobiło się jeszcze gorzej, myśląc że przez tyle czasu nie będą z nią rozmawiać. Była tylko zwykłą nastolatką. Chciała tylko akceptacji.
Usłyszała kroki, na żwirowej drodze prowadzącej na brzeg jeziora, nad którym siedziała. Odwróciła się szybko, twarzą w stronę tafli wody i wpatrywała się w nią tak by tajemniczy przybysz nie zauważył jej łez. Ocierała pośpiesznie twarz, ale było na kilometr widać że płakała.
Malfoy rzucił na ziemię swoją torbę i usiadał naprzeciwko niej na drobnym żwirze. Patrzył spokojnie w jej oczy, kręcąc głową z rezygnacją.
- I po co to wszystko? Oj Granger. Przeczytaj lepiej list. Zanim całkowicie zmyjesz atrament – uśmiechnął się do niej krzywo i spojrzał na jezioro. Znowu było spokojne – Widzisz. Zmuszasz mnie sama żebym za tobą leciał. A mieliśmy się spotkać dopiero jutro.. – powiedział sarkastycznie i spojrzał w górę, skąd pośpiesznie zbiegali Ron i Harry. Wszyscy wyczuli kłopoty w powietrzu. Wszyscy oprócz zapłakanej Hermiony, która pośpiesznie czytała list od przyjaciółki.
- Co ty tutaj z nim robisz?! – prychnął Ron, gdy tylko zbliżyli się na tyle by dziewczyna go usłyszała. Nie odpowiedziała.
- Tak się składa Weasley, że jestem jedyną osobą która nie ma problemu żeby z nią rozmawiać. Nie to co wy. Przyjaciele – wyglądało na to że Draco miał zamiar zacząć jakieś dłuższe przemówienie. I miało być kompletnie nie w jego stylu. A wszystko przez szlochającą obok dziewczynę – Zawsze wam zazdrościłem tej waszej prawdziwej przyjaźni. Ale chyba niesłusznie, skoro tak traktujecie swoją najlepszą przyjaciółkę – tym razem spojrzał na Hermione – bo rozmawiała z Blaisem? Dajcie spokój. To tak jakby ona miała przestać się do was odzywać bo ty Potter przystawiałeś się do Chang. Też była z innego domu. I co z tego?! Ogarnijcie się, bo dziewczyna się wykończy. Dzisiaj rano przyszła na śniadanie pierwsza. Z worami pod oczami wielkości jej torebki. A co ona takiego zrobiła? Nie wierze że kiedyś wam zazdrościłem. Zwłaszcza tobie Weasley. Tej radosnej, kochającej się rodzinki – prychnął i zabrał swoją torbę z ziemi – Pamiętaj o tym zadaniu jutro – powiedział jeszcze do nadal siedzącej na ziemi dziewczyny. To przemówienie było kompletnie nie w jego stylu, ale powiedział wszystko co myślał. Wyjawił kilka swoich sekretów, ale tylko po to żeby pokazać tym debilom co stracą, jeśli nie przestaną traktować jej poważnie. Gdy ślizgon był już dalej niż bliżej Harry usiadł obok dziewczyny.
- Draco Malfoy stoi w obronie Hermiony? Czy ja śnię? – zapytał nieco rozbawiony, ale ona zwinęła się bardziej w kłębek i odsunęła się od niego.
- Nie wierze – prychnął Ron i odszedł od nich – Chodź Harry. Nie będziemy tracić na głupiego babsztyla czasu – dodał. Chciał iść. Ale Potter ani drgnął.
- Idź jak chcesz. Ja zostaje – odpowiedział mu i otulił Hermione swoim ramieniem. Dziewczyna przylgnęła do niego i zaczęła płakać mu w ramię.
- Jezu i czego tak ryczysz? – zapytał rudzielec i ponownie zbliżył się do brzegu jeziora.
- Bo ty nic nie rozumiesz – wyszlochała do niego i ponownie przylgnęła do wybrańca.
- A co mam rozumieć? – zapytał bardziej spokojnym głosem i przysiadł się do nich.
- Bo ty zachowujesz się tak jakbyś już nie chciał się ze mną przyjaźnić. A obiecywałeś że chcesz… - odpowiedziała mu cicho i zaczęła wpatrywać się w spokojną taflę jeziora.
- Bo ty zaczęłaś się zadawać z Malfoyem! – ponownie podniósł głos i zmarszczył brwi.
- Mówiłam ci tyle razy Ron. Trzeba dawać innym szansę. Czasami ludzie się zmieniają. Coś ich zmienia. A jego zmieniła wojna. Tak jak mówiłam! – gryfonka nie dawała za wygraną.
- Osoby takie jak Malfoy się nie zmieniają! – odpowiedział jej Weasley.

*

Gdy Harry odprowadził Hermionę do wieży Gryffindoru, zauważył że wyciągnęła jakiś kawałek pergaminu z kieszeni. Zainteresował się nim ale nic nie powiedział. Podał hasło grubej damie i przeszli przez dziurę za jej obrazem.
- To list od Ginny – powiedziała wreszcie, gdy znaleźli się już w pokoju wspólnym.
- Tak? I coś ciekawego pisze? – zapytał. Zżerała go ciekawość, ale nie chciał tego okazywać. Ostatnim razem zachował się beznadziejnie i nie chciał tego powtarzać.
- Przyjeżdża w weekend – Granger uśmiechnęła się szeroko do przyjaciela i zajęła jeden z foteli przy kominku.
- Oh to świetnie – Harry pokiwał głową do siebie – Ja.. umówiłem się z Ronem w bibliotece. Musimy odrobić zadanie, no wiesz dla profesora Lupina. Widzimy się na obiedzie – powiedział pośpiesznie i wyszedł z pomieszczenia. Tak jakby nie chciał widzieć jej reakcji.
- Jasne – powiedziała już do siebie, bo chłopak znikł za obrazem. Podkuliła nogi i ułożyła się wygodnie. Spoglądała na ogień palący się w kominku. Znów zaczynała myśleć o tym dlaczego z taką łatwością rozmawia się jej z Draconem. Byli wrogami przez tyle lat, a gdy zniknęła całą ta otoczka to okazało się że całkiem dobrze im się rozmawia.

Harry szedł spokojnym krokiem po schodach w stronę biblioteki. Czuł się fatalnie że Ron nadal się tak zachowywał. Że rozdzielał ich. Że raz musiał siedzieć z gryfonką, a raz z rudzielcem. On sam nie przepadał za ślilzgonem, ale jeśli Hermiona sądziła że się zmienił i wie co robić to dlaczego on z tego powodu miałby się do niej nie odzywać? Przecież nie było już Voldemorta, więc nie było spisków i obaw o nie. Nic im nie zagrażało z zewnątrz. Sam był ciekawy czy faktycznie z Draconem da się normalnie rozmawiać. A jeśli Hermiona była w stanie wybaczyć mu te lata gdy przezywał ją szlamą, wyzywał ją i dręczył to dlaczego on nie mógł? Jego ojciec wyrządził wiele krzywd, ale ponosi za to odpowiednią karę.
Zanim się zorientował, był już w bibliotece i dosiadł się do Rona. Wyciągnął rolkę pergaminu z torby. Spoglądał na przyjaciela, który uważnie studiował jakąś książkę.
- Mógłbyś już dać spokój. Może faktycznie on nie jest taki straszny? – zaczął temat wybraniec, ale szybko żałował swoich słów, bo jego własny przyjaciel wyglądał tak jakby miał go zaraz zabić gołymi rękami.
- Ciebie też już przekupiła na stronę ślizgonów? Nie wierze Harry! Rób co chcesz! – prychnął Ron, zabrał książkę i przesiadł się dwa stoły dalej.
- Jeśli kiedykolwiek ufałeś Hermionie to powinieneś zaufać i tym razem, że Malfoy się zmienił – szepnął do niego Potter.
- Oszalałeś? To był nasz odwieczny wróg! – zaprotestował rudzielec.
- Ale zobacz, ile przykrości sprawił Hermionie! A ona pierwsza zaczęła z nim rozmawiać. Tak normalnie! Więc niby dlaczego nie spróbować? Nie musisz go kochać. Po prostu być na zerze! – gryfon dalej, zaciekle bronił zdania Granger i ślizgona.
Do biblioteki wparowała blond grzywa, z rękami w kieszeni i ogromnym, ironicznym uśmiechem na twarzy. Podszedł do stołów, przy których siedzieli gryfoni.
- Słyszę że ktoś tu o mnie rozmawia? – zaczął rechotać pod nosem i zajął miejsce między gryfonami.
- Tak.. – odparł spokojnie Harry. Sam nie wierzył że to robi. Ale wcale nie chciał odgryźć się ślizgonowi. Jego głos był spokojny, opanowany i przeciętny.
- Weasley dalej nie może się pogodzić z faktem że jego szlama ze mną rozmawia? – zapytał Pottera. Skierował te słowa prosto do niego.
- Nie nazywaj jej tak, jeśli faktycznie zacząłeś ją jakkolwiek szanować – zaprotestował wybraniec.
- Widzisz? – burknął rudzielec, spuszczając wzrok.
- Nie myśl Potter że się z tobą pogodzę. Ale znudziło mi się już to dręczenie gryfonów, zwłaszcza ciebie. Z czasem to jest po prostu rutyna, która się nudzi człowiekowi. Za to widzieć jak Weasley się opluwa i robi się czerwony ze złości, za każdym razem gdy nazywam jego byłą dziewczynę szlamą jest wybornym widokiem – uśmiechnął złośliwie.
- O co ci chodzi Malfoy?! – Ron wstał i odsunął z piskiem stół przy którym siedział – Co masz do mnie?! – krzyczał, a pani Pince zaczęła się im przyglądać.
- Po pierwsze jesteś ciotą – prychnął blondyn – a po drugie to nie doceniasz tego co masz – dodał i wstał. Wyszedł z biblioteki, uśmiechając się do bibliotekarki, która wróciła za swoje biurko.
-  I co ?! Nadal uważasz że się zmienił? – prychnął rudzielec do przyjaciela i spakował swoje rzeczy. Wyszedł z biblioteki z hukiem. Był zły, że Harry dał się wciągnąć w gierki Malfoya i nie bronił go.
Ale Harry dobrze się zastanowił czy interweniować. Wiele razy to robił i chciał to zrobić tym razem. Nie lubił gdy ktoś obrażał jego przyjaciół i był w stanie pojedynkować się z taką osobą, ale tym razem stwierdził że ufa Hermionie i uwierzy w to że da się z nim dogadać. Chciał żeby Ron zaczął sam dbać o swoje imię i interesy. Żeby przestał być strachliwy i brał odpowiedzialność za to co robi, mówi i kim jest.
Harry spojrzał na zegarek. Nigdy nie chodził idealnie, ale mniej więcej mógł się domyślić która jest godzina. Wielkimi krokami zbliżała się pora obiadowa. On również spakował swoje rzeczy i wyszedł z biblioteki. Udał się do wielkiej Sali. Miał nadzieję, że nie spóźnił się na posiłek. Miną wielkie dębowe drzwi i wszedł do pomieszczenia, większego niż mieszkanie wujostwa na Privet Drvie razem wzięte. Wszyscy uczniowie, którzy zostali w zamku na wakacje zaczęli zbierać się właśnie w Sali. Minął niecały tydzień, od kiedy zostali sami siedmioroczni, a wszyscy już się pomieszali. Nie było podziału na stoły. Nawet Dracon siedział obok jakiegoś puchona. Wprawdzie nie rozmawiali ze sobą, ale siedzenie przy jednym stole z gorszymi nie było w jego stylu. Luna siedziała z Nevillem. Między nimi bardzo dobrze się układało. Nie okazywali za bardzo swoich uczuć publicznie, o ile w ogóle je sobie okazywali. Ich największym osiągnięciem dotąd było publiczne trzymanie się za ręce.
Zaczął myśleć o tym że Ginny ma niedługo zjawić się tutaj. Znów będzie mógł poczuć jej ciepłe ciało obok swojego. Będzie mógł czuć jej wspaniały zapach, który zawsze oplatał jego myśli. Ruda od zawsze była po uszy w nim zakochana, nawet gdy była z Deanem widać było jej sympatię. I wreszcie dopięła swego. Wreszcie miała jego. A on nie doceniał jej przez te wszystkie lata. Zawsze ją ignorował, albo uznawał po prostu za siostrę jego najlepszego przyjaciela. A teraz była dla niego kimś zupełnie innym. Była cudowna. Była najważniejszą częścią jego osoby.
Potter dostrzegł wreszcie, siedzącą samotnie Hermione. Ron siedział z Seamusem i Thomasem, nawet nie zwracał na nią uwagi. A ona dłubała w talerzu spoglądając na jedzenie ze smutkiem. Nadal było jej przykro że jej przyjaciel tak ją potraktował. Samotność nawet jej nie przeszkadzała. Nie raz przesiadywała pół dnia w bibliotece, całkiem sama.
Wybraniec pewnym krokiem przeszedł przez pół Sali i usiadł obok niej. Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Odwzajemniła go i zaczęła jeść jakby szybciej. Pewniej. Zupełnie jakby nagle zachciało jej się jeść.
- Dalej zachowuje się jak dupek? – zapytał, nakładając sobie opiekaną pierś z kurczaka na talerz.
- Ma racje – powiedziała spokojnie i dokończyła ostatni kawałek pieczeni wieprzowej w sosie śliwkowym.
- Przestań. Malfoy powiedział dzisiaj w bibliotece coś bardzo dziwnego, przez co jestem w stanie uwierzyć że może trochę się zmienił. Co nie znaczy że ja dalej go nie znoszę – odpowiedział oburzonym głosem Potter i starał się wyciągnąć z dziewczyny chodź jeden uśmiech.
- Mimo wszystko, od wieków gryfoni ścierają się ze ślizgonami. Znając Rona mogłam się tego po nim spodziewać. Nie martw się. Jutro, gdy odrobię z nim to zadanie więcej się do niego nie odezwę. Zakończę to jakoś, w miarę sensownie. Muszę, dla zasady… - powiedziała ze smutkiem w oczach. Wcale nie miała zamiaru tego zakańczać, ale faktycznie to było wbrew naturze. Ta cała ich znajomość. Mimo wszystko, wszystkie słowa które skierowała do Dracona, że wierzy w niego i sądzi że nie jest zły i nigdy nie był – były całkowicie prawdziwe. Nadal w duchu czuła, że chłopak się zmienia.

*

Hermiona ostatnio dużo myślała na temat Dracona i jak ostatnio się zachowywał. Nie rozumiała dlaczego był taki miły. Lubiła z nim przebywać, mimo że przez te szczęść lat był jej największym wrogiem. A teraz spędził z nią tak dużo czasu. Sama do końca nie wiedziała co ma nadal o tym sądzić. Była rozdarta między swoimi przyjaciółmi, a nim. Mimo że nic z nim jej nie łączyło, to były zwykłe w miarę zdrowe relacje koleżeńskie.
Wiedziała że musi iść do biblioteki aby skończyć swoje wypracowanie na eliksiry. Niestety lub na szczęście, z Malfoyem. Ona sama nie chciała się z nim spotykać. Czasami chciała. Była zagubiona i nie wiedziała czego chce. Ale wiedziała że to przez blondyna, popsuła się jej przyjaźń z Ronem. Wszystko legło w gruzach tylko dlatego, że zachciało jej się jednać ze ślizgonami. Ciągle zastanawiała się nad tym co powiedziała poprzedniego dnia Harry’emu. Że jakoś sensownie zakończy ich krótką i pokojową znajomość. Była zmęczona tym wszystkim. Mimo że od rozpoczęcia wakacji minął dopiero tydzień. Chciała wrócić do domu, obejrzeć jakiś mugolski film i odpocząć od wszystkiego. Zaniedbywała swoją naukę. Została przecież żeby dowiedzieć się czegoś nowego. A tymczasem ona rozdziela krótkie wypracowanie na kilka wieczorów. Ewidentnie straciła formę.
Zanim udała się do biblioteki, postanowiła wejść jeszcze po drodze do łazienki jęczącej Marty. Dawno tam nie była, a zostało jej trochę czasu. Na wejściu usłyszała dziwne odgłosy, ale była przekonana że to tylko Marta szlocha i użala się nad sobą, dlatego weszła głębiej. Przeszła między rzędami drewnianych kabin. Przy końcu, jedna z nich była uchylona, a na ziemi leżały dwie torby i zielony, ślizgoński krawat. Zaczynała domyślać się, że te dźwięki nie należą do ducha tej toalety. Przeszła dalej i zajrzała do środka.
To co tam zobaczyła zwaliło ją z nóg. Cofnęła się nerwowo i starając się nie wydać z siebie żadnego dźwięku, wyszła. Od razu skierowała się do biblioteki. Madam Pince zmierzyła ją wzrokiem, po czym wróciła do swoich zajęć. Hermiona przerażona usiadła między regałami i wyciągnęła notatnik. Starała się nie myśleć o tym że nakryła Pansy Parkinson i Dracona, w bardzo prywatnej sytuacji. Poza zażenowaniem, które malowało jej się na twarzy, była wściekła. Bez powodu. Nie miała nic do tego, że ślizgoni, żyją ze sobą w tak zażyłych stosunkach. Nie mogła mieć. Bo między nią a Draconem, nic nie było. Nigdy. I nigdy nie miało być. Dlatego od razu pomyślała, że łatwiej jej będzie zerwać tą znajomość. Coś w środku niej, było gorące i złe. Parzyło ją od środka. Na jej policzkach pojawiły się czerwone rumieńce. Jak mógł jej to zrobić? Przecież powtarzał, że nie cierpi Pansy, bo ona się tylko przykleja. Ale co ona sobie myślała? Przecież jest szlamą, a wielki Malfoy w życiu nie popatrzyłby na nią w inny sposób, niż na śmierdzącą brudno krwistą gryfonkę. Wyciągnęła z torby książkę, otworzyła na odpowiedniej stronie i wbiła wzrok w ziemię, na której siedziała. Nadal zastanawiała się skąd wynikała jej irytacja? Skąd pomysł, że w ogóle mogli by coś tworzyć, razem.
- To co, gotowa? – z zadumy wybudził ją głos blondyna.
- Na co? – warknęła złośliwie, w domyśle mając szybki numerek w toalecie. Ale on nie mógł wiedzieć, że ich widziała.
- No na tą pracę. To wcale nie jest takie proste! – wyciągnął swoją książkę z torby, którą miał przewieszoną przez ramię. To ta sama torba, którą widziała na podłodze w łazience Marty. Usiadł naprzeciwko niej.
- Po co tu przyszedłeś, Malfoy? – zapytała rozżalona i zabrała się do robienia notatek.
- Mieliśmy zrobić to razem.. – zapytał zdziwiony, odsuwając się od niej. Do jej głowy, ponownie wróciły skojarzenia związane z tym co zobaczyła.
- Nic nie będę z tobą robić, razem! – krzyknęła opryskliwie, a gdy zrozumiała co powiedziała – Rozmyśliłam się – poprawiła się i zamknęła z trzaskiem książkę.
- A tobie co się stało Granger?! – oburzył się ślizgon. Biła się z myślami czy ma mu powiedzieć, czy odpuścić i po prostu to zakończyć. Miała na końcu języka, dokładne słowa które chciała w niego rzucić ale powstrzymywała się.
- Myślę, że Ron miał rację, że nie powinnam zadawać się ze ślizgonami – spojrzała teraz na niego. Dostrzegła chłodne, stalowe oczy wpatrujące się w nią.
- O czym ty bredzisz?! – prychnął i wstał. Zawtórowała mu.
- O tym że wszystko widziałam – nie wytrzymała. Musiała mu powiedzieć. Czuła że naruszyła czyjąś prywatność, ale jednocześnie żal i złość nadal w niej siedziały.
- Widziałaś, co? – zapytał zdezorientowany, zupełnie nie wiedząc co dziewczyna ma na myśli.
- Przed przyjściem do biblioteki, weszłam do łazienki jęczącej Marty! – krzyknęła i zebrała swoje książki. Wsadziła je do torby. Madam Pince, pojawiła się w alejce.
- Proszę o ciszę. To jest biblioteka! Książki potrzebują spokoju! – oburzyła się.
- Przepraszam, madam Pince – powiedziała skurszona Hermiona i z żalem w oczach spojrzała ponownie na blondyna.
- I co z tego?! – warknął w jej stronę.
- A no to… - zająknęła się – że.. – nie wiedziała jak ma się wytłumaczyć – że mówiłeś że nie cierpisz jej! – wpadła wreszcie na to, co od jakiegoś czasu chodziło jej po głowie.
- No i co? Granger, nie wierze że… - wybuchł śmiechem, patrząc z politowaniem na dziewczynę – ty chyba nie myślałaś, że ja i… i ty?! – śmiał się teraz jeszcze głośniej.
- Wcale nie! Nienawidzę fałszywych osób. Zawiodłeś mnie Draco – powiedziała łagodnym głosem, spoglądając ze smutkiem w jego roześmiane oczy. Wiedziała że to na niego podziała. Ostatnim razem podziałało.
- Przestań się wykręcać. Myślałaś że taka sz.. sz.. – nie potrafił wymówić tego słowa.
- Szlama? – wyręczyła go, równie spokojnym głosem co poprzednio.
- Dokładnie, będzie mieć jakieś szanse u mnie! – znowu zaczął rechotać.
- Powtarzam ci Draco – wymawiała jego imię tak dokładnie i wyraźnie – Po prostu się zawiodłam – ze smutnym uśmiechem wyszła z biblioteki, kłaniając się wcześniej bibliotekarce.
- JESTEM NIENORMALNY! – wydarł się Malfoy na całe gardło i walnął pięścią w regał. Kobieta momentalnie wyprowadziła go z pomieszczenia i wręczyła zakaz na tydzień do odwiedzania biblioteki.

poniedziałek, 18 marca 2013

Chapter 4 - So close

Tak więc, jeśli ktoś byłby zainteresowany Angielską wersją tego opowiadania to zapraszam tutaj: http://www.fanfiction.net/s/9112852/1/So-close

Kolejny dzień zapowiadał się nieco lepiej niż poprzedni. Hermiona wstała z o wiele lepszym humorem. Jeszcze przed śniadaniem poszła do sowiarni i oddała list jednej ze szkolnych sów. Na śniadanie zjadła wielki talerz płatków kukurydzianych w kształcie smoków. Wypiła dwa kielichy soku dyniowego i pognała do lochów gdzie czekały ją trzy długie godziny użerania się ze ślizgonami i profesorem Snape’em. Ale dzisiaj wcale jej to nie przerażało. Chciała zmierzyć się z tym. Wiedziała że to jest część jej dnia i że tak będzie przez najbliższy miesiąc i więcej i że musi to wytrzymać a to było najlepsze lekarstwo aby jakoś to przeżyć.
W korytarzu natknęła się na Lunę która z uśmiechem szła w tym samym kierunku co ona. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko do Hermiony i razem poszły schodami w dół do lochów.
- Wyspałaś się? – Zagadnęła Granger czego nigdy wcześniej nie robiła. Lovegood nieco się zdziwiła że gryfonka sama zaczęła rozmowę, ale uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Tak. Chyba już przyzwyczaiłam się do tego że spędzę tutaj całe wakacje, z dala od mojego łóżka – powiedziała wesoło.
Obie weszły do Sali eliksirów i zajęły swoje miejsca. Hermiona uśmiechnęła się szeroko do Pansy, Dracona i Zabiniego. Crabba z jakiś powodów dzisiaj nie było. Malfoy od razu zaczął szeptać coś do Parkinson i oboje ze zdziwieniem patrzyli na gryfonkę. Blaise z kolei odwzajemnił uśmiech, mając nadzieję że to wróży coś lepszego niż wczorajsza ucieczka dziewczyny do skrzydła szpitalnego.
- Dzisiaj ważycie eliksir który utrudnia wilkołakowi przeobrażanie się w wilkołaka z postaci ludzkiej. Sposób przyrządzania macie na stronie czterdziestej piątej. Wasze zadanie domowe to trzy rolki pergaminu o wilkołakach. Tak żeby dopełnić temat. Macie czas do piątku. Jakieś pytania? – Syknął nietoperz zapisując listę ingrediencji potrzebnych im do sporządzenia wywaru.
Hermiona zgłosiła się. Czekała spokojnie aż ją wyznaczy. Nie miała zamiaru dawać mu kolejnego powodu żeby dostać szlaban.
- Grangerr? – Zaakcentował literę r i niechętnie spojrzał na dziewczynę.
- Profesorze wszyscy już wiedzą że profesor Lupin jest wilkołakiem. Więc skąd to zadanie? – Zapytała spokojnie, starając się aby jej głos nie drżał.
- Gdybyś nie zauważyła Granger, Lupin jest między nami. Gdybyś była choć trochę bardziej błyskotliwa domyśliłabyś się że warzycie to dla niego. To polecenie Dumbledore’a. Koniec pytań – warknął i skończył zapisywać składniki – Wracam tu za trzy godziny. Każdy ma zrobić dwa kociołki – dodał przy drzwiach i zniknął za nimi.
Gryfonka uśmiechnęła się do Luny i wyciągnęła swoją książkę z torby. Otworzyła na odpowiedniej stronie i przeczytała sposób przyrządzania trzy razy. Następnie przyjrzała się uważnie składnikom które będą im potrzebne. Zaczęła wrzucać pojedyncze składniki. Wszystko robiła bardzo dokładnie. I wszystko robiła od razu do dwóch kociołków. Musiała wyczekać dwadzieścia minut, ponieważ tak było w książce. Usiadła posłusznie przy ławce szkolnej i zaczęła przeglądać któryś z podręczników, jakie miała akurat w torbie.
- Granger – usłyszała głos a przed nią stał Blaise. Zrobiła się blada jak ściana. Myślała że wszystko załatwi tak od ręki. Bez stresu. Że to będzie bardzo proste. Ale nie gdy ślizgon stał przed nią i ewidentnie chciał porozmawiać o tamtym incydencie.
- Tak Blaise? – Odpowiedziała spokojnie, i spojrzała na niego znad książki. Przełknęła ślinę i starała się uspokoić oddech.
- Musimy pogadać – odpowiedział jej i nerwowo zerknął na Malfoya. Teraz wszystko już rozumiała. Więc Draco o niczym nie wiedział. A jeśli by się dowiedział mogłoby to się źle skończyć dla Zabiniego i dla Hermiony.
- Później – uśmiechnęła się delikatnie i wróciła do książki, dla niepoznaki. Na ich nieszczęście Parkinson obserwowała wszystko.
- Hej Granger! Czyżbyś zmieniła front i polujesz teraz na naszego diabła? – Syknęła jadowicie w stronę gryfonki. Tym razem Hermiona nie uśmiechnęła się. Odłożyła książkę i wstała. Podeszła do stolika ślizgonki i zmierzyła ją wzrokiem od góry do dołu.
- Pansy jest mi tak bardzo przykro że moja osoba sprawia ci tyle problemów. Widzę że czujesz się bardzo zagrożona w swoim gronie. Czyżbyś nie była pewna swojej pozycji w stadzie? – Zapytała unosząc jedną brew do góry.
- O co ci chodzi Granger? – Dziewczyna najwyraźniej była zbyt głupia żeby zrozumieć że przed chwilą została obrażona.
- Posłuchaj. Postaram ci się to powiedzieć najbardziej na twoim poziomie jak zdołam. Draco, ta wielka, arystokratyczna świnia i mnie nie interesuje, rozumiesz? Prędzej wolałabym umrzeć niż z nim chodzić. Jasne? A z Blaisem nic mnie nie łączy. I sądzę że łatwiej jest zwyczajnie podejść i zapytać. Ja nie wyśmieje ciebie, w porównaniu do ciebie. To dlatego nie masz koleżanek. Nawet wśród ślizgonów – prychnęła gryfonka i wróciła na swoje miejsce. Zamieszała swoje wywary i dodała kilka składników.
- Ale jej powiedziałaś – szepnęła do niej Luna i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Malfoy miał wykrzywioną minę i mierzył wzrokiem Granger. To co powiedziała brzmiało jak wyzwanie. Zwłaszcza w jego uszach. Na niego zawsze leciały wszystkie ślizgonki i nawet niektóre krukonki. Raz dostał walentynkę od gryfonki, niestety od pierwszoklasistki. A ona wyglądała na zupełnie nim niezainteresowaną.
Wyładniała. Zaokrągliła się tam gdzie trzeba i nabrała talii, którą chowała pod swetrami. Jej włosy przestały się wywijać w każdym kierunku i stały się bardziej posłuszne. Jej brązowe oczy w kształcie migdałów przestały ślęczeć tylko nad książkami, a częściej zaczęły się rozglądać. Jej pełne, czerwone usta częściej pokazywały dwa rzędy śnieżnobiałych zębów niż wcześniej. Dlatego Ron zwariował i koniecznie chciał wiedzieć, czy jeszcze jest dla nich szansa. Dlatego też Blaise odważył się na tak drastyczny krok i dlatego też Malfoy zastanawiał się nad przyjęciem wyzwania.
Gdy wszystko wydawało się być już gotowe, a wyznaczone trzy godziny dobiegały końca Mistrz Eliksirów wtargnął do Sali, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.
- Skończone? – Podszedł do Luny i Hermiony.
- Tak panie profesorze – uśmiechnęła się dumnie blondynka i pokazała na dwa parujące kociołki.
- Granger? – Spojrzał bardziej na gryfonkę.
- Oczywiście, skończone profesorze – uśmiechnęła się i wrzuciła dwie książki do swojej torby.
- Draco, Pansy? – Podszedł teraz do swoich podopiecznych.
- E… miałem problemy. Zrobiłem tylko jeden – powiedział blondyn, z przepraszającym uśmiechem na twarzy.
- Może być. Parkinson, Zabini? – Odsunął się od Malfoya.
- Tak, zrobione – powiedział chłopak. Nie patrzył na Snape’a, ani nigdzie. Patrzył prosto na swoją ławkę. Było mu źle i przykro, bo Hermiona na forum powiedziała że nic ich nie łączy. Mimo że nie chciał żeby Draco się dowiedział o jego uczuciach, ale trafiło to do jego wiadomości z jaką łatwością zaprzeczyła wszystkiemu.
- Możecie iść – prychnął nietoperz.
Blaise razem z Hermioną wyszli ostatni. Luna szła przed nimi, ale gdy znaleźli się na korytarzu odwróciła się przodem do gryfonki.
- Zajmij mi miejsce, dobrze? – Zanim krukonka zdążyła cokolwiek powiedzieć, Granger już jej odpowiedziała. Blondynka przytaknęła tylko i zniknęła. W podskokach udała się na górę. Po Mafloyu i Pansy też nie było już śladu – nie chciałam żeby tak to wyszło. Nie chciałam tego mówić w ten sposób. Blaise ja cię w ogóle nie znam! Ale.. – Widząc smutną minę chłopaka postanowiła jednak zaproponować mu spędzanie odrobiny czasu razem.
- Co ale? – Zapytał zrezygnowany, spoglądając w jej brązowe oczy.
- Ale możemy razem zrobić to zadanie dla Snape’a. W bibliotece. Tylko nie dziś. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw. Dobrze? – Zapytała i uśmiechnęła się do niego. Chłopak odwzajemnił uśmiech i wyglądał na trochę bardziej pocieszonego. Zawsze istniała jakaś tam nadzieja, gdzieś głęboko i daleko. Ale zawsze i to trzymało go przy tym uśmiechu – A teraz idę na obiad. Umieram z głodu! – Powiedziała i puściła się w bieg po schodach. Jak zwykle spóźniła się na obiad, ale większość dopiero się schodziła. Na wejściu dostrzegła machającą Lunę, która wskazywała na zajęte miejsce obok niej. Przeszła przez połowę wielkiej Sali i zajęła miejsce obok niej.
- Jeeej. Dzięki! – Powiedziała z uśmiechem. Chwilę później po jej lewej stronie usiadł Hary i zaraz obok niego Ron. Z kolei koło krukonki pojawił się Neville.
- Cześć Neville – powiedziała Luna i uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Witaj Luno. Jak dzisiaj było na zajęciach? – Zapytał, nakładając sobie nóżkę z kurczaka na talerz.
- Ważyliśmy eliksir dla profesora Lupina. A czego ty dziś się nauczyłeś? – Zapytała i wsadziła sobie wielką łyżkę piure ziemniaczanego na talerz. Harry ukradkiem uśmiechnął się do kolegi.
- Właściwie dzisiaj nie było nic ciekawego – powiedział i również nałożył sobie zmiksowanych kartofli.
- Może wybierzesz się ze mną na spacer po obiedzie? – Zapytała jedząc posiłek.
- Jasne. Chętnie – uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Pottera, który niemal nie zaczął krzyczeć z radości.
Hermiona przeżuwała właśnie swoje mięso i zaraz miała zabrać się za deser. Była trochę przybita, ale spojrzała na Zabiniego kątem oka, który chichotał z Crabbem. Od razu zrobiło jej się lepiej i uśmiechnęła się sama do siebie.
- Ron, my też powinniśmy się przejść – powiedziała spokojnie. Wiedziała że musi wreszcie wszystko wydusić z siebie, żeby poczuć się lepiej. Nie lubiła tak niezręcznych sytuacji. Wprawiały ją w zakłopotanie w codziennych stosunkach z przyjacielem.
- Jasne – powiedział zadowolony rudzielec. Wreszcie dostanie to czego chciał. Odpowiedzi. Czekał na to tyle czasu, że obiad minął mu szybciej niż zwykle. Zjadł w sumie pięć nóżek z kurczaka.
Hermiona przez resztę obiadu żałowała że to powiedziała. Wiedziała że to już ten czas, ale wcale się do tego nie paliła. Musiała jeszcze zastanowić się gdzie mogą pójść żeby nikt im nie przeszkadzał. I wtedy przypomniała sobie jak siedziała z Harrym nad jeziorem i wysłuchiwali relacji z rozprawy Hagrida i Hardodzioba.
Dlatego gdy Weasley skończył jeść, skierowali się tam. Hermiona usiadła na kamieniu a Ron nerwowo chodził wzdłuż linii brzegowej i wrzucał kamienie do wody.
- Powiedz to. No powiedz już – krzyknął po chwili milczenia. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i przymknęła oczy na chwilę. Nie wiedziała jeszcze co tak naprawdę ma mu powiedzieć oprócz tego że nie chce z nim być.
- Ron. Ja nie wiem czemu ale to nie wyjdzie. Przepraszam cię. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i… - w jej oczach stanęły łzy. Uwielbiała Rona i lubiła spędzać z nim czas ale to za wiele. Nie chciała go stracić a wiedziała że była bliska tego. Rudzielec już miał się wkurzyć, rzucił ostatni kamień do wody i odwrócił się w jej stronę. Widząc łzy w oczach przyjaciółki podszedł do niej bliżej.
- Nieprzestane nim być – powiedział to zupełnie nie w jego stylu i uśmiechnął się niechętnie. Zależało mu na niej, a ona mu odmówiła. Ale on też nadal chciał się z nią przyjaźnić.
- Przepraszam cię Ron. Naprawdę. Bardzo cię przepraszam – szlochała. Weasley podszedł do niej i przytulił ją. Ona owinęła ręce wokół jego szyi i przylgnęła go niego.
- Okej. Spokojnie. Jakoś będzie – uśmiechnął się i usiadł obok niej.
- Uuu. Chyba przerywam w randce – usłyszeli lodowaty głos, a po chwili blond grzywę Dracona, a obok niego Crabba. Gdy zobaczył łzy na policzkach dziewczyny zupełnie zamilkł i żadne słowa które mogłyby ich obrazić nie przychodziły mu do głowy.
- Odejdź Malfoy – Hermiona powiedziała spokojnie, wycierając łzy. Ron ruszył w kierunku Mafloya i Crabba. Zaczął się siłować z tym drugim i wpadli gdzieś w lesie w jakąś dziurę.
- Granger… wszystko okej? – Malfoy podszedł do niej bliżej.
- Draco. A ty się dobrze czujesz? – Zapytała złośliwie ale w jego oczach zobaczyła troskę.
- Oszalałaś Granger? – Warknął i wstał.
- To ja powinnam zapytać ciebie o to – odpowiedziała i ze spokojem wpatrywała się w jego wysoką lecz drobną sylwetkę.
- Więc co takiego zrobił Weasley, jest bardziej żałosny niż zwykle że prawie się rozryczałaś? – Zapytał. W jego głosie nie było złośliwości, jadu. To pytanie było czysto informacyjne. Był nieco wścibski i chciał wiedzieć co zmusiło ją do łez.
- Nie jest żałosny! – Odpowiedziała kąśliwie i odwróciła od niego wzrok. To było całkowicie w jego stylu. Wścibski, arystokratyczny, wywyższający się gbur. I w dodatku myślał że może mieć każdego.
- Nie kłóć się Granger. Ale właściwie to jesteście siebie warci. Ty taka szlama i on rudy biedak. Idealny los dla brudno krwistych – syknął w jej kierunku i uśmiechnął się z satysfakcją, widząc jej czerwieniącą się twarz ze złości.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Myliłam się co do ciebie – rzuciła i minęła go, żeby zabrać Rona do zamku.
- Zaraz zaraz Granger. Nie tak szybko! – Złapał ją za ramię i cofnął kilka kroków, tak że stała teraz przed nim.
- CO?! – Krzyknęła w jego twarz i odwróciła wzrok.
- A myślałaś że jaki jestem? – Zdziwił się i zaczął drążyć temat, wbijając w nią wzrok. Obserwował każdy jej ruch. Blada twarz, jasna cera i stalowe oczy wpatrywały się w jej czerwoną ze złości drobną twarz.
- Że się zmieniłeś. Że chociaż trochę przestałeś być taki wyniosły i zarozumiały. Że może będzie się dało z tobą normalnie rozmawiać. Szkoda że się myliłam – zmierzyła go wzrokiem z góry do dołu i odeszła, a Malfoy parsknął głośnym śmiechem. Tym razem jej nie zawrócił. Nie patrzył na nią. Patrzył na spokojną taflę jeziora. Granger naprawdę wierzyła że się zmieni? Że będzie inny? Wolne żarty. On nie mógł się zmienić. Ale sam sobie przyznał że to dręczenie innych już go trochę zmęczyło. Znudziło go to prześladowanie. To było przereklamowane.
Hermiona gwizdnęła na bijących się Crabba i Weasleya.
- Ron! Idziemy! – Krzyknęła tak by na pewno ją usłyszał. Obaj pozbierali się z ziemi. Crabbe i Draco zaśmiali się głośno.
- Weasley. Nie sądziłem że jesteś pod pantoflem tej szlamy – rechotał blondyn, ale rudzielec nawet na niego nie spojrzał.

*

Dracon został sam nad jeziorem i odprawił Crabba. Usiadł na tym samym kamieniu na którym wcześniej siedziała Granger. Nie odrywał wzroku od jeziora. W jego lustrze odbijało się pochmurne niebo. Rozkapryszone tak jak on. Zamyślił się. Wsadził ręce do kieszeni spodni i spuścił głowę niżej, opierając ją o kolana, kuląc się.
W całym zamku, jedyna osoba która w niego wierzyła że może być normalny, zwyczajny to Hermiona. I zawiódł nawet ją. Zawiódł ojca. A nawet matkę, która nigdy nie przestała go kochać. A teraz zawiódł i gryfonkę. Nigdy za nią nie przepadał. To był szlamowaty mól książkowy, przechwalający się i zarozumiały. Ale zmieniła się.
Wierzyła w niego. Dlaczego więc on sam w siebie nie wierzył? Dlaczego był taki niepewny siebie. W głębi, w środku. Był sam. Nie miał prawdziwych przyjaciół. Tak jak ona. Zabini trzymał się z nim, bo nikt go nie lubił, a Crabbe od zawsze się go bał, razem z Goylem. Parkinson? Nawet nie miał siły myśleć o tej idiotce. To było najgorsze wcielenie kobiety, jakie kiedykolwiek poznał. Przyklejająca się, rozchichotana, pusta idiotka. Co mógł na to poradzić że na niego leciała? Że nie mógł się jej pozbyć. Tak po prostu się stało. Otrzepał swój tyłek, wstał i wrócił powolnym krokiem do zamku.

*

- Harry! Ile razy mam ci powtarzać! To mój, prywatny list! Nie oddam ci go. Napisałam Ginny że u ciebie wszystko dobrze, żeby się nie martwiła. Może sam do niej napiszesz, a nie będziesz czekać aż sama do ciebie napisze. Nie doczekanie twoje! Wysil się choć raz! – krzyczała Hermiona przy stole w wielkiej Sali.
- Daj spokój. Tylko raz sobie przeczytam – powiedział spokojnym, potulnym głosem.
- Nie! Powiedziałam ci coś! – pokręciła głową i zaczęła szukać wzrokiem Blaise’a. Siedział przy ślizgońskim stole z Crabbem i Pansy. Gdy spojrzał na nią, ona wskazała wzrokiem na wyjście z wielkiej Sali. Zabrała swoje rzeczy i wstała. Wyszła pośpiesznym krokiem. Chwilę później z Sali wyszedł Zabini i zaczął rozglądać się po korytarzu, gdzie dziewczyna mogła pójść. Ale ona nie zaszła za daleko. Stała pod ścianą i czekała na niego.
- Czego chcesz Granger? – zapytał spokojnym głosem, wkładając ręce do kieszeni.
- To co, idziemy robić to zadanie? – zapytała patrząc w jego twarz.
- Nie. Nie idziemy. Nigdzie z tobą nie pójdę Granger. Chyba coś ci się przyśniło – zmierzył ją wzrokiem i odwrócił się na pięcie. Wrócił do Parkinson i Crabba.
Oszołomiona Hermiona nie wiedziała co ma zrobić. Jak to coś jej się przyśniło? Więc tak wygląda odrzucony ślizgon? Ciekawe. Machnęła na niego ręką i poszła korytarzem do biblioteki. Jeśli on nie chce się z nią kontaktować to ona nie miała zamiaru go zmuszać. Pomyślała że to będzie coś miłego w jego kierunku, po tym co musiała zrobić. Ale on chyba odebrał to wszystko zbyt osobiście.

*

Neville spacerował z Luną w lesie, niedaleko gdzie stacjonowały Testrale. Ich rozmowa szła bardzo dobrze. Dyskutowali na różne tematy. Chłopak nawet wyluzował się na chwilę i zaczął żartować, co bardzo spodobało się Lovegood. Lubiła go i bardzo miło spędzało jej się z nim czas.
- Luno, ja powinienem ci coś powiedzieć – zaczął w końcu grząski temat, ale z głową wysoko podniesioną wpatrywał się w jej rozświetloną, radosną twarz.
- Czy coś się stało? – zapytała trochę przestraszona, ale odwzajemniła uśmiech który jej posłał.
- Nie! Nie! Tylko muszę ci się do czegoś przyznać – ponownie zaczął, a tym razem ona już mu nie przerywała. Powiedział jej że jest w niej szaleńczo zakochany, że zdał sobie z tego sprawę podczas wojny i bał się że już nigdy jej nie zobaczy. Opowiedział dokładnie o swoich uczuciach, ale nie sprecyzował czego od niej oczekuje.
- Neville, to bardzo miłe – zaczęła uśmiechając się do niego, trochę onieśmielona. Jej policzki czerwieniły się jak wiśnie – Ja też cię bardzo lubię. Miło by było spędzać razem trochę więcej czasu – dodała z szerokim uśmiechem. Zmierzali już do zamku. Luna dobrze wiedziała że chłopak jest bardzo nieśmiały i że to co wyznał było bardzo ciężkie dla niego. Dlatego gdy szli obok siebie, bardzo blisko zamku chwyciła jego dłoń i splotła ze swoją. Longbottom w ogromnym stresie spojrzał na ich dłonie, potem na jej uśmiechniętą twarz i uśmiechnął się szeroko. To było miłe z jej strony, że odważyła się zrobić to o czym myślał od momentu od kiedy wyszli z zamku na spacer.

*

Hermiona weszła do biblioteki i stanęła przy biurku pani Pince.
- Przyszłam odrobić zadanie z eliksirów. Nie będę zabierać żadnej książki – zameldowała i udała się do alejki w której ostatnio spędzała dużo czasu. Wyjęła księgę zatytułowaną „Wilkołaki, animagi. Czy to to samo?” i usadowiła się na parapecie. Otworzyła książkę i wyjęła rolkę pergaminu i pióro z kałamarzem. Zaczęła uważnie studiować rozdziały, zdanie po zdaniu czasami czytając je po kilka razy. Od momentu gdy weszła do biblioteki, miała wrażenie że ktoś ją obserwuje. To uczucie towarzyszyło jej przez cały pobyt.
Gdy zamknęła książkę i zabrała się za pisanie do alejki wszedł wysoki blondyn, Draco Malfoy. Dziewczyna pobladła, ale wróciła do pisania. Nerwowo stawiała litery na pergaminie.
- Mogę się przysiąść? – zapytał spokojnym głosem, spoglądając na nią. Nie odpowiedziała, tylko trochę przesunęła się w jedną ze stron. Uśmiechnęła się subtelnie i pisała kolejne zdania. Jedno po drugim z lekkością wychodziły spod jej pióra. Malfoy nie odzywał się. Nie czytał też żadnej książki. W milczeniu przyglądał się ukradkiem jak pracowała. Nie usłyszała ani jednego wrednego komentarza z jego strony, co mile ją zaskoczyło.
To było trochę dziwne, że siedzieli tak razem, bez słowa. Gryfonka i ślizgon, którzy toczyli ze sobą wojnę od pierwszej klasy. Przez siedem lat zaciekle ze sobą walczyli, a teraz byli w stanie siedzieć obok siebie, ramię w ramię i milczeć. A milczenie to było tak ogromnym komplementem dla nich. To była ich zaleta. Ich oboje. Gdy Hermiona skończyła pierwszą rolkę zabierała się za wyciągnięcie drugiej. W sumie miała do napisania aż trzy, a gdy tak dobrze jej to szło chciała skorzystać. Nie zrobiła tego. Zwinęła pergamin i schowała go do toby. Spojrzała na niego i ich spojrzenia się spotkały.
- Dlaczego chciałaś żebym się zmienił? – przeszył ją jego chłodny głos. Po plechach przeszedł jej dreszcz. Odwróciła od niego wzrok i wbiła go w regał z książkami. Oddychała powoli. Drżała. Właściwie sama nie wiedziała dlaczego wierzyła że się zmienił, mimo iż tego nie okazywał. Czuła to. To ta jej cholerna wiara w ludzi i w drugie szanse. Spojrzała na niego, a dreszcze ustały. Uśmiechnęła się do niego. To był najbardziej szczery uśmiech z jej strony, jaki kiedykolwiek widział.
- To moja wada. Za bardzo wierzę w ludzi. Nawet w tych, którzy dla większości wydają się być źli – odpowiedziała mu, spoglądając ze spokojem w jego stalowe tęczówki.
Draco przyjrzał jej się uważniej. Nie wiedział co właściwie robił. Dlaczego siedział od kilku godzin w bibliotece, z Granger i czuł się z tym dobrze. Tylko czasem miał ochotę powiedzieć coś uszczypliwego, ale się powstrzymywał.
- Nikt we mnie nigdy nie wierzył – powiedział niemal szepcząc. Powiedział to tak cicho, że Hermiona musiała kilka razy powtórzyć sobie w głowie to zdanie aby do niej dotarło co właśnie powiedział jej Malfoy. Czy.. Nie to nie możliwe. Czy on jej się zwierzał? Wiedziała że będzie tego żałować. Że jutro, albo nawet za kilka godzin, minut wróci do swojej skorupy i zacznie być tym samym wrednym i bezczelnym ślizgonem.
- Już późno. Chodźmy na kolacje – powiedziała z kamienną twarzą. Nie wiedziała jak ma to wszystko rozumieć. To co właśnie się wydarzyło. To było trochę dziwne. Nigdy nie zbliżyła się do żadnego ze śliznogów, zwłaszcza do ich przywódcy – Jeśli już tak bardzo się zaprzyjaźniliśmy to może usiądziesz koło mnie na kolacji? – dodała sarkastycznie, rozładowując tym sytuację bo oboje parsknęli śmiechem.
- Nie no Granger. Czy ty się przede mną płaszczysz? – prychnął nadal się śmiejąc.
- Oczywiście. Nie mam co robić. Ojej – zasłoniła swoje usta dłońmi, a na jej twarzy pojawiło się rozbawienie – Muszę uważać bo sobie jeszcze pomyślisz, że to co mówiła Pansy jest prawdą – zaśmiała się melodyjnie i wyszli z biblioteki. Jak równi sobie. Obok siebie. Miała nadzieję że nie pamiętał tego co powiedziała ślizgonka, ale niestety zrozumiał o co jej chodziło.
- Wiesz, to właściwie tak wygląda – sarknął blondyn i spojrzał w jej roześmiane oczy. To było takie naturalne.
- Uważaj. Bo jeszcze się we mnie zakochasz! – ostrzegła go widząc że uważnie się jej przygląda. Odwrócił wzrok. Wyglądał jakby był zdenerwowany – Żartowałam! – powiedziała surowo i skręcili korytarzem w prawo – Widzisz. To nie takie trudne rozmawiać normalnie. Wiedziałam że da się to z tobą wykonać, ale ty tylko w kółko te swoje durnowate zaczepki - przewróciła oczami. Doszli do rozwidlenia. Korytarz prowadził i w prawo i w lewo. Hermiona stojąc po prawej stronie Dracona ruszyła w prawo, a on w lewo co skutkowało ich zderzeniem.
- Uważaj Granger! – prychnął w jej stronę. Przepuścił ją przodem i razem skręcili w prawo. Zwyczajnie się zagapił. To było kolejna dziwna rzecz która wydarzyła się tego dnia. Zanim weszli do wielkiej Sali, Dracon posłał jej ostatni szczery uśmiech tego wieczora i weszli równocześnie do środka rozchodząc się do swoich stołów. Hermiona usiadła między Harry’m a Neville’m. Właściwie była sama. Ron dyskutował o czymś z wybrańcem, a Luna chichotała razem z Neville’m i dyskutowali na jakiś bardzo śmieszny temat.
Nałożyła sobie pudding, nalała trochę soku dyniowego i siedziała jedząc. Zastanawiała się nad tym dziwnym dniem. Najpierw musiała spławić Zabiniego. Który wydawał się być mimo to zainteresowany pracą z nią w bibliotece. Później musiała dać kosza Ronowi. Który w końcu w dał się w bójkę z Crabbe’em w lesie, a ona droczyła się z Draconem. Następnie Blaise stwierdził że musiała sobie wymyślić że byli umówieni do biblioteki i poszła tam sama, gdzie przesiedziała kilka godzin w towarzystwie Malfoy’a. Zaczęła swoją pracę. A gdy wróciła do stołu, do wielkiej Sali nikt z jej przyjaciół nie zauważył jej długotrwałej nieobecności i w ogóle faktu że się do nich przysiadła.
Jadła posiłek zastanawiając się nad tym dziwnym biegiem losu. Spojrzała na stół przy którym siedziała garstka ślizgnoów. Blaise nie patrzył na nią, tylko zaczepiał Pansy. Rozejrzała się bardziej i dostrzegła Dracona który nic nie jadł. Wbił spojrzenie w jeden punkt i był strasznie nieobecny. To wydało jej się dodatkowo dziwne, po tym wszystkim.
Mimo tego że dobrze jej się rozmawiało z blondynem i chętnie czasem przeszła by się z nim gdzieś, wiedziała że nie wolno jej nikomu o tym powiedzieć. Bo Draco na zewnątrz nadal udawał że jest tak samo irytujący, nadal się wywyższał.
- Hermiono, gdzie byłaś cały wieczór? Szukałem cię – w końcu jej obecność zauważył Harry i wyrwał ją z zadumy nad kawałkiem ciasta.
- W bibliotece. Robiłam pracę dla Snape’a – odpowiedziała spokojnie i przeniosła wzrok z kielicha pełnego soku na przyjaciela.
- W każdym razie, chciałem cię przeprosić – uśmiechnął się do niej przepraszająco. Ona nadal była nieobecna mimo że starała się udawać że słucha go uważnie.
- Co? – zapytała wreszcie, otrząsając się z zamyślenia.
- No, przeprosić – powtórzył chłopak.
- Ale zaraz Harry. Za co? – zapytała zupełnie zdziwiona. Starała sobie przypomnieć czy pokłóciła się z nim, ale nic takiego nie przychodziło jej do głowy.
- No za to że tak naciskałem na ciebie, żebyś pokazała mi ten list o Ginny. Miałaś rację. Powinienem był sam do niej napisać, a nie wykorzystywać ciebie. Przepraszam – powiedział jeszcze raz, ze skruszoną miną.
- Nie ma sprawy. I cieszę się że zrozumiałeś – uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił.
- Widziałaś Lunę i Neville’a? – szepnął jej do ucha i pokazał palcem na siedzących niedaleko.
- Co z nimi nie tak? – te kilka godzin w bibliotece, wyglądały jak lata. Czy aż tyle mogło się zmienić między wszystkimi w zamku.
- Neville zrobił pierwszy krok i teraz chodząc po całym zamku za rękę! – opowiedział uradowany wybraniec i wyszczerzył się – Poradziłem mu żeby usiadł obok niej na obiedzie i widzisz! Podziałało! – był z siebie dumny jak paw.
- Ojejku! To wspaniale – powiedziała jakby znowu wyrwana z transu. Harry wrócił do dyskusji z Weasley’em, a wzrok Hermiony przykuł wchodzący do Sali Bill. Wyglądał na trochę skołowanego. Przerwała jedzenie i gdy mijał ich zatrzymała go za ramię.
- Hermiono przepraszam ale nie mam ochotę rozmawiać – powiedział cicho i odwrócił się. Dziewczyna nie dała za wygraną i stanęła przed nim.
- Co się dzieje Bill? Mi możesz powiedzieć – uśmiechnęła się delikatnie i starała się znaleźć odpowiedź na swoje pytanie w jego oczach. Nie odpowiedział. Milczał ze spuszczoną głową.
- Dostałem sowę od Fleur – powiedział smętnie, nadal uciekając wzorkiem od gryfonki.
- I..? – starała się pomóc mu to powiedzieć. Nawet nie domyślała się o co może chodzić i dlaczego sowa od jego żony mogła sprawić mu tyle przykrości.
- Dalsza część kłótni… - wydusił wreszcie i odważył się spojrzeć jej w oczy. Uśmiechała się do niego delikatnie, starając jakby poprawić humor i jego samego zmusić do uśmiechu.
- Nie martw się. Będzie dobrze! Zobaczysz! – dotknęła go w ramię i dała mu przejść. Wróciła na swoje miejsce i dokończyła jedzenie.

*

Harry, Ron i Neville wchodzili do wieży Gryffindoru przez dziurę za obrazem grubej damy.
- Widzisz! Mówiłem ci. Dasz radę! I dałeś! – mówił Harry do Neville’a ciesząc się razem z nim.
- Ale Neville, jesteś pewien że chcesz chodzić z Pomyluną? – zapytał nagle Ron, z przerażoną minę – bo wiesz. Ona jest trochę… dziwna! – dodał i spojrzał ze zdziwieniem na gryfona.
- I co z tego? Jest bardzo miła – powiedział rozmarzony Longbottom i nie zwracając uwagi na nic skierował się od razu do dormitorium.
Na dwóch fotelach przed kominkiem siedziała Hermiona z Deanem. Ten widok trochę zdziwił chłopaków.
- A wy co tu robicie? – zapytał nagle Ron, mierząc wzrokiem Thomasa.
- Rozmawiamy. Przynajmniej Dean mnie zauważa – prychnęła gryfonka i wróciła do tematu, o którym rozmawiali.
- Przepraszam że przeszkadzam, ale kto cię niby nie zauważa? – oburzył się Ron, a jego twarz zaczynała przypominać jego marchewkowe włosy.
- Ty! I Harry. Oprócz jego przeprosin nie odezwaliście się do mnie przez całą kolację! – powiedziała z żalem i patrzyła teraz to na Rona to na Harry’ego.
- Bo wiesz, teraz ty się zadajesz ze ślizgonami! – odpowiedział jej Ron, starając się zaakcentować to jako wielką tragedię.
- Słucham?! – ryknęła Hermiona i wstała z krzesła – To ty dałeś się sprowokować Crabbowi i zostawiłeś mnie samą z Malfoyem! – krzyknęła. Mierzyła go teraz wzrokiem od góry do dołu.
- A kto potajemnie umawia się z Zabinim? – wytknął jej z miną przepełnioną bólem.
- Czyś ty oszalał?! Nie umawiam się z Zabinim! Jeszcze nie oszalałam! – odwróciła się na pięcie i zanim wspięła się po schodach dodała – Zastanówcie się nad sobą zanim następnym razem kogoś oskarżycie. Przepraszam Ron że dostałeś kosza, ale sam widzisz co robisz i jak się zachowujesz. Nie ufasz mi i oskarżasz mnie o jakieś wymyślone przez siebie historyjki. Żałosne.
Weszła po schodach i trzasnęła głośno drzwiami od swojego dormitorium. Nie wyszła z niego przez resztę wieczoru.

piątek, 8 marca 2013

Chapter 3 - So close

Za oknami zamku robiło się coraz ciemniej. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami. Hermiona siedziała w bibliotece i czytała recepturę starego eliksiru postarzającego. Harry i Ron siedzieli w Wielkiej Sali. Weasley z głową opartą o stół i z pół zamkniętymi oczami mruczał coś pod nosem. Był zmęczony. Nie wysypiał się. A jego rok szkolny przedłużył się o dwa miesiące. Potter trzymał się znakomicie. Nie ważne jak ciężko było mu w szkole, nie lubił z niej wyjeżdżać. Czuł się tam jak w domu, a łóżko w jego dormitorium wydawało mu się jego jedynym, swoim łóżkiem.
- Nawet w czasie wakacji się katujesz tutaj? – Hermiona usłyszała znajomy głos, a po chwili tuż przed nią siedział rudzielec z kolczykiem w uchu i wesołym uśmiechem na twarzy.
- Bill! Miło cię widzieć – uśmiechnęła się, ale nie wysunęła nosa znad książki – I wcale się nie katuje. Muszę być przygotowana na zajęcia – westchnęła ciężko. W końcu, spojrzała w brązowe oczy mężczyzny.
- Zawsze wiedziałem że jesteś ambitna, no ale żeby od razu zgłosić się na wakacyjny staż u Snape’a to nawet ciebie bym o to nie posądził.. – parsknął śmiechem i przyciągnął książkę w swoim kierunku.
- A ty nadal nie powiedziałeś mi co tutaj tak naprawdę robisz. Znudziło ci się być aurorem? A może wyrzucili cię z Gringotta? – prychnęła jadowicie ale posłała mu delikatny uśmiech. W ciągu ostatnich lat, które spędziła na wysłuchiwaniu uszczypliwości od Malfoya i wielu innych, sama nauczyła się zadziorności.
- No dobrze, dobrze. Powiem ci – zachichotał i spojrzał na bibliotekarkę która bacznie, ze skrzywioną miną obserwowała Weasley’a.
- Zamieniam się w słuch – zamknęła księgę z łoskotem.
- Zauważyłaś że od końca roku, nie ma tutaj Filcha? – zapytał przysuwając krzesło z piskiem.
- Owszem… moje szlabany były tylko z… - spojrzała na Madam Pince, która uważnie się im przyglądała – profesorem Snape’em. Nie ma go.. – rozejrzała się po murach budynku.
- Bystra… - szepnął do siebie – Wyjechał. Dumbledore znalazł mu miejsce u św. Munga. Gdy pani Norris zdechła, całkowicie oszalał.. – Hermiona słuchała z zaciekawieniem, nie patrząc nawet na książkę.
- Jeśli państwo chcą urządzać sobie pogaduszki to zapraszam za drzwi biblioteki! – krzyknęła bibliotekarka, aż oboje podskoczyli. Posłusznie odłożyła książkę na miejsce i wyszli z pomieszczenia.
- Jaki to ma związek z tobą? – zapytała, gdy przeszli już przez drzwi i stali na korytarzu.
- Przez te staże, Dumbledore nie zdążył znaleźć kogoś na jego miejsce. Więc przez te dwa miesiące ja jestem tutaj… zamiast niego – uśmiechnął się i odwrócił pośpiesznie. Zachowywał się dziwnie. Widząc to dziewczyna, odchrząknęła.
- Zaraz jest kolacja, pójdę już – mruknęła i z przepraszającym uśmiechem ruszyła korytarzem przed siebie.

- Harry, chce do domu – jęczał Ron, prosto w twarz przyjaciela.
- Zamknij się Ron. Przestań jęczeć. Wyśpisz się w weekend. Wtedy śniadanie jest dopiero o jedenastej. Zresztą, jakbyś chodził szybciej spać… - zaczynał wykład Wybraniec.
- Zamieniasz się w Hermionę! Mówisz głosem dokładnie takim jak ona! – zestresował się rudzielec i z przestraszoną miną, jakby zobaczył pająka odsunął się od Pottera.
- Ty oszalałeś do reszty. Może jednak idź się położyć.. – ze zdziwieniem chłopak spojrzał w górę. Skąd przylatywała zastawa na posiłek.

Blisko przy sobie, trzymając torbę Granger przemierzała korytarze. Chciała jak najszybciej znaleźć się w wielkiej Sali. Przyśpieszała. Prawie biegła. I wtedy… zahaczyła o coś nogą. Potknęła się i przewróciła, przejeżdżając wzdłuż korytarza na brodzie.
- Niezdarna Granger… - usłyszała parsknięcie śmiechem, a po chwili lodowaty głos. Głos który dobrze znała. To był Dracon.
- Czy ty oszalałeś? – krzyknęła podnosząc się z ziemi. Z jej podrapanej brody kapała krew. Dlaczego jest taka niezdarna? Zaraz! Dlaczego myślała o tym, dokładnie o tym co przed chwilą powiedział do niej ślizgon?
- Widzę że krwawisz, Granger – parsknął ponownie i końcem różdżki podniósł jej brodę ku górze, oglądając ranę.
- Ciekawe dzięki komu!? – krzyknęła jeszcze raz. Była piekielnie zła na blondyna. Przeszkodził jej w rozmyślaniu i w drodze na kolacje. Jej brzuch burknął z głodu tak głośno, że chłopak zaśmiał się jeszcze głośniej.
- I do tego jesteś głodna? – sarkastyczny humor nie opuszczał go. Popchnął ją na parapet.
- O co ci chodzi Malfoy?! – zapytała, siadając na kamiennym schodku, pod oknem. Chłopak podniósł jej torbę, którą wypuściła gdy się przewróciła. Podał ją jej.
- Zupełnie o nic… Grangerrr! – zachichotał i odsunął się by ją przepuścić.
- Draco. Kogo tym razem złapałeś, żeby się poznęcać? – zapytał głos, który wyszedł zza gargulca.
- Pewną, znaną szlamę. Granger! – zaśmiał się kolejny raz.
Zza posągu wyszedł Blaise. Spojrzał na dziewczynę.
- Draco. Nie przesadzasz? Do krwi? Oszalałeś – mruknął Zabini i podniósł dziewczynę z kamiennych schodów.
- Przecież nic jej nie zrobiłem. To nie moja wina, że się przewróciła… wredna…- nie dokończył, bo dostrzegł że Blaise obejmuje ją ramieniem i zaraz znikną mu z pola widzenia.
- Wystarczy Malfoy. Koniec tych popisów – burknął do niego ślizgon. Hermiona ku swojemu zdziwieniu posłała Zabiniemu delikatny uśmiech i nasunęła swoją torbę bardziej na ramię. Coś jej nie pasowało. Dlaczego właśnie idzie w stronę skrzydła szpitalnego ze ślizgonem. Z wysokim, chudym chłopakiem który zawsze kręcił się niedaleko Dracona.
Dracon stał przez dłuższą chwilę i zastanawiał się, co przed chwilą zaszło. Dlaczego Zabini zabrał Granger sprzed jego nosa? Z jakiej racji? To była jego ofiara. Tymczasem jego kumpel zwinął mu ją. Zabrał. Zwyczajnie. Ale może faktycznie przegiął. Nie miał zamiaru doprowadzić ją do łez i krwi, ale to samo tak wyszło. Nie myśląc o tym dłużej ruszył pośpiesznie do wielkiej Sali na ucztę.
Hermiona szła już o własnych siłach obok chłopaka. Co chwilę przecierała rozdrapaną brodę z krwi.
- Blaise, trafie sama do skrzydła – mruknęła w końcu w jego kierunku – idź na ucztę – dodała nie spoglądając mu w oczy. Nie chciała litości. Już nie pierwszy raz padła ofiarą Malfoya, więc po co to całe przedstawienie.
- Odprowadzę cię – spojrzał na nią. Nie patrzyła na niego, więc odsunął się od niej.
- Nie musisz. Nie potrzebuję łaski! –krzyknęła.
- Nie robię tego z łaski! – Zabini wreszcie się zdenerwował.
- Więc po co to robisz?! Żeby potem opowiadać jak to popłakałam się przez Dracona i jeszcze masę innych bzdur które sobie wymyślisz?! – w jej oczach tańczył ogień, który pośpiesznie chciał się z nich wydobyć i spalić chłopaka.
- Nadal nic nie rozumiesz?! Nadal?! – stanęli na środku korytarza, niedaleko wejścia do skrzydła.
- A co mam rozumieć? Jesteś taki jak wszyscy. Jak wszyscy ślizgoni! – krzyczeli na siebie tak, że trzy korytarze dalej było ich słychać.
- Nie jestem! Nie… nie w stosunku do ciebie! – spojrzał na nią w sposób, w który patrzył na nią od dwóch lat, ale ona nigdy tego nie dostrzegała. Odsunęła się od niego i oparła o ścianę, nerwowo rozglądając się dookoła.
- Ale… jak to?! Przecież… - spojrzała na niego i uciekła do skrzydła szpitalnego.

Nie mogła poukładać sobie tego wszystkiego w głowie. Za dużo się działo. Za dużo emocji. Madam Pomfrey opatrzyła jej brodę i wtarła maści aby szybciej się zagoiło. Weszła do wielkiej Sali, spóźniona na ucztę.
- Gdzie byłaś?! – Ron niemal wyszedł z siebie, gdy pojawiła się wreszcie przy stole.
- Miałam małe problemy, ale już wszystko gra – uśmiechnęła się. Harry przyglądał się jej uważnie, a gdy dostrzegł zadrapanie pod jej brodą, postanowił przemilczeć to przy Weasley’u. Postanowił zapytać o to później, jeśli nadarzy się taka okazja.
- Już się poskarżyłaś, Granger?! – usłyszeli zimny głos, za plecami.
- Odwal się Malfoy. Ile razy mam ci powtarzać?! Mam gdzieś twoje głupawe zaczepki. Zajmij się Pansy bo ktoś zmiecie ci ją sprzed nosa! – krzyknęła i wróciła do jedzenia ciasta.
- Co się wydarzyło? – szepnął do niej Potter, nie zwracając uwagi na blondyna.
- Podłożył mi nogę i się wywaliłam jak wracałam z biblioteki. Nie ważne. Ron! – zwróciła się do rudzielca – Bill zostaje tutaj przez całe wakacje! Nie wiedziałeś, prawda? – zapytała i uśmiechnęła się do niego.
- Nie! Nic mi nie powiedział! Jak zawsze, o niczym mi nie wiadomo – Weasley nałożył sobie jeszcze więcej słodyczy.

*

- Mam go dosyć. To już mnie przerasta. Udaje że mnie to nie obchodzi ale ile jeszcze? Przecież to jakaś paranoja. Uwziął się na mnie – mruczała do Billa, gdy siedzieli na błoniach.
- Musisz nauczyć się go ignorować. Mogę mu dać jakiś szlaban ale wątpię czy będzie wiedzieć za co i dlaczego i czy to coś pomoże. Po prostu nie reaguj. Nie patrz na niego. Zwyczajnie.. – uśmiechnął się aby ją pocieszyć. Stali na drewnianym moście, który został zbudowany nad rozciągającą się przepaścią. Dookoła rozpościerały się lasy. Gdzie nie gdzie rosły pojedyncze drzewa. A wszystko to okrywała mgła, która ukrywała pnie. Mimo iż było lato, wieczory w Hogwarcie bywały zimne, nieprzyjemne i tajemnicze. Tak jak ten wieczór. Hermiona miała na sobie oprócz brązowego swetra w paski, kamizelkę puchową w kolorze czerwonym. Nie wyglądała na zmarzniętą, mimo iż z biegiem dnia robiło się coraz zimno, a wieczory oprócz nieprzyjemnych były też wyjątkowo deszczowe. Bill stał w swojej starej, brązowej skórze, rozpiętej do końca. Jego długie, rude włosy opadały na ramiona.
- Dziękuję Bill. Wiesz, nie chciałabym o tym mówić Ronowi czy Harry’emu. Nie przepadają za Malfoyem i obawiam się że mogli by zrobić coś głupiego. A ja chciałam mu dać drugą szansę. Stwierdziłam że skoro przeszedł na naszą stronę, po tym jak uratowaliśmy go z pokoju życzeń to może chociaż trochę się zmieni i będzie milszy. A jeśli nie milszy to że może przestanie zwracać na nas uwagę i zajmie się swoimi zajęciami i sprawami. Niestety się pomyliłam – powiedziała, krzywiąc się na tę myśl. Niestety zawsze starała się odnajdywać w ludziach to co najlepsze i podobnie jak Dumbledore dawać ludziom drugą szansę. Często miała racje, jak do Snape’a (chociaż nie do końca myślała o tym w ten sposób gdy nietoperz katował ją szlabanami). Niestety w przypadku Dracona się pomyliła. Dla niego nie było innego sposobu bycia. Dokuczanie jej i Harry’emu a czasami i Weasley’om to było jego hobby.
- Powinienem odprowadzić cię już do wieży. Nie chcę mieć problemów, zwłaszcza że mam dostać niezłe pieniądze za tą fuchę, wiesz? – uśmiechnął się, nie komentując już zachowania blondyna.
- Cieszę się że tu jesteś. Czasami już nie wytrzymuje z tymi półgłówkami, no i Luną. Ona czasami doprowadza mnie do gorączki. Mówi rzeczy tak oczywiste… a jednocześnie w tak nieodpowiednim czasie że.. – ale powstrzymała się od obgadywania koleżanki, bo mimo wielu wad blondynki Granger ją lubiła. Zachowywała się bardzo dojrzale i od początku stała za Harry’m murem.
- Właściwie, ja trochę też się cieszę że tu jestem. Ostatnio trochę się pokłóciłem z Fleur. Mam nadzieje że nie wydrapią sobie oczu z Ginny. Wiem że się nie lubią, dlatego tak bardzo ucieszyłem się że mogę wyjechać i zostawić je same – rozglądał się dookoła jakby kogoś szukając i prowadził Hermionę do wieży Gryffindoru.
- Ginny bardzo martwiła się że musi tam jechać. Liczyła że jeśli ty tam będziesz to będzie jej łatwiej. Właśnie oczekuję sowy od niej. Miała się odezwać – uśmiechnęła się delikatnie i weszła do zamku, zaraz za rudzielcem.
Weasley odprowadził ją pod samą grubą damę, dzielnie wspinając się po wszystkich schodach na górę. Na pożegnanie pomachał tylko dziewczynie i zniknął aby penetrować korytarze.
- Dzisiejsze hasło to czekoladowe żaby – powiedziała gryfonka przecierając swoją twarz dłońmi. Była zmęczona. Miała ochotę aby ten dzień szybko się skończył. Chciała już znaleźć się w swoim łóżku i zasnąć. Wszystko ją bolało, a szczególnie ramię od noszenia ciężkich książek w torbie. Przeszła przez dziurę w obrazie i tak jak zawsze natknęła się na Rona i Harry’ego przed kominkiem. Tym razem z nimi siedział również Neville.
- Moja sowa przyniosła na kolacji list dla ciebie. Jest od Ginny. Proszę – powiedział rudzielec podnosząc się z fotela i podając dziewczynie starannie zapakowaną kopertę. Nie była otwierana, z czego bardzo się ucieszyła. Chłopcy uszanowali jej prywatną korespondencję. A w szczególności była zadowolona z Rona, bo to on zazwyczaj używał argumentu „przecież to moja siostra”. Tym razem najwyraźniej się powstrzymał lub po ostatniej wpadce siostra dała mu ostro popalić. Rozejrzała się po pokoju wspólnym. Ciepłe czerwono żółte ściany oplatały cały pokój, a światło dawał jedynie ogień z kominka, który stał na prawo od wejścia. Pod oknem stały dwa, skórzane fotele. Zajęła jeden z nich i rozdarła ostrożnie kopertę.

Kochana Hermiono,
Nie jest aż tak źle jak myślałam. Nie ma Billa, co bardzo mnie zmartwiło. Ale na szczęście w domu jestem tylko na śniadania i późne kolacje no i przez noce. Flegma jest bardzo uprzejma. To trochę dziwne ale może faktycznie jakoś się dogadamy.
Na treningach dają mi w kość. Ale czuję że dużo się nauczę i w przyszłym roku, w Hogwarcie złoję tyłki ślizgonom! Już nie mogę się doczekać, kiedy się spotkamy.
Co u ciebie? Jak tam nietoperz? Bardzo nieznośnie? A Luna? Dalej denerwuje?
Odpisz szybko. Tęsknie.
Ginny.

Gdy odczytała podpis, na jej twarzy gościł szeroki, szczery, mimowolny uśmiech. Rozejrzała się dookoła, jakby straciła poczucie czasu i miejsca. Jej przyjaciele, patrzyli na nią uważnie, jakby czekali na jakieś wieści.
- No i co ? – zapytał Ron. Wydawało by się że był najbardziej zainteresowany, ale Harry przeszywał ją wzrokiem, jakby chciał wyrwać jej świstek z ręki i przeczytać wszystko.
- Napisała że wszystko okej, że dogaduje się z Fleur i że ma nadzieje że w przyszłym roku skopie tyłki ślizgonom – odpowiedziała spokojnie i wstała z fotela.
Chłopcy podążali za nią wzrokiem do momentu aż zniknęła na schodach do dormitorium.
- Jak myślicie? Jak jest we Francji? – zapytał Potter, patrząc to na Longbottoma to na rudzielca.
- Pewnie fajnie. Ale to trochę chore że pisze do niej a nie do mnie. Jestem jej bratem! – to było typowe dla niego. Zawsze przypominał sobie że Ginny jest jego siostrą gdy było to dla niego wygodne.
- A moją dziewczyną! Do mnie też nie napisała. Na pewno poznała jakiegoś francuza na miotle… - spuścił smutno głowę.
- FUU. Już wolę żebyś to ty chodził z moją siostrą niż jakiś obleśny, ślimakowaty francuz – wzdrygnął się rudowłosy.
Neville siedział cicho w swoim fotelu i patrzył na ogień. Już w trakcie wojny chciał powiedzieć kilka słów Lunie, ale nigdy się nie odważył. I nadal to w nim siedziało. Nadal chciał jej powiedzieć że jest dla niego ważna, ale nie potrafił. Tchórzył. No i bardzo się bał że go wyśmieje albo rozpowie wszystkim i wszyscy będą się z niego śmiać.
- Hej Neville – Ron szturchnął go ramieniem – a ty lubisz Pomylunę, nie ? – zapytał zupełnie poważnie, oglądając się na Harry’ego.
- No… taak.. – przyznał nieśmiało.
- No to czemu nic z tym nie zrobisz? – zapytał rudzielec, ku zdumieniu Nevillea’a nadal traktując całą sprawę niezwykle poważnie.
- Ty Romeo. Ty się nie odzywaj. Dajesz porady sercowe Neville’owi a sam nie potrafisz załatwić swojej – wtrącił się wybraniec i pokazał głową na wejście do dormitorium. Miał na myśli niedokończone sprawy z Hermioną.
- To nic takiego. To.. eee… - zaciął się. Harry miał racje. Zupełnie nie wiedział jak załatwić tą sprawę. Ginny ciągle mu powtarzała że Granger go nie chce, a raczej że nie ma na nic szans ale on nadal łudził się że może to kiedyś wypali. Że wreszcie się dogadają. Że żadna Lavender czy McLaggen nie staną między nimi.
Tymczasem Hermiona na górze, w swoim dormitorium wyciągnęła pergamin i pióro z kałamarzem. Zastanowiła się chwilę. Zebrała wszystkie myśli do głowy i zaczęła pisać.

Ginny,
U mnie jest całkiem nieźle. Poza tym że zarobiłam już trzy szlabany, w ciągu weekendu. Poza tym mam małe problemy z Draconem. Ale poradzę sobie. Luna jest trochę denerwująca ale daje sobie radę. Snape to Snape. Lepiej nie mówić. Gorzej że Zabini powiedział że mu zależy. ROZUMIESZ? Zabini!

Dopiero w trakcie odpisywania przyjaciółce ta myśl wróciła do jej głowy. Nagle to znowu zaczęło ją przerażać. Nie miała nic do Blaise’a, oprócz tego że był zwykłym ślizgonem. Wkurzającym jak każdy. Ale faktycznie, nigdy nie nazwał jej szlamą. Zawsze był… milszy?

Nie wiem jak dam rade temu ale będę musiała. Ron trochę się odwalił, więc przynajmniej z tym mam spokój. Wiem że nie ma Billa, bo jest tutaj. Właściwie to dzięki niemu dzisiaj jakoś ciągnę, bo ten dzień to jakaś pomyłka. U Harry’ego też wszystko dobrze. Pilnuję go. Widać że trochę tęskni, ale daje sobie jakoś z tym radę. Tęsknimy. Trzymaj się!
Hermiona

Zagięła pergamin kilka razy i owinęła sznurkiem. Wsadziła go między książki i postanowiła że jutro przed śniadaniem uda się do sowiarni i wyśle list.
Do głowy ponownie przyszły jej myśli w sprawie tego czego dzisiaj się dowiedziała. Ale to wszystko było tak bardzo przytłaczające. Byli z dwóch światów. Ona była gryfonką, on ślizgonem. Ona była przyjaciółką Wybrańca, który pokonał Voldemorta, a on był kumplem arystokratycznego, wywyższającego się i tchórzliwego Mafloy’a. To nigdy nie mogło się udać. Wiedziała o tym. I wiedziała też że musi mu o tym powiedzieć. Nie chciała żeby robił sobie jakieś nadzieje. Nie chciała żeby tkwił w niewiedzy i zamartwiał się. Ale wiedziała że chce mu zaproponować przyjaźń. Żeby ich relacja rozwijała się powoli, żeby zdołała się do niego przekonać. Żeby mogła mu zaufać. To wszystko to była wielka hipokryzja, bo Rona zwodziła od kilku miesięcy. Nie poruszała tego tematu i biedny Weasley robił sobie nadzieję.
Więc dlaczego chciała oszczędzić tego ślizgonowi? Nie znała go za dobrze, a wiedząc że kręci się z Draconem mogła się spodziewać najgorszych rzeczy po nim. Bała się tego że będzie musiała powiedzieć to chłopakowi w twarz. Że na razie nie ma na co liczyć. Że będzie musiała go zranić mimo że tego wcale nie chciała. Ale dobrze wiedziała że to nie może się udać. Że to zniszczy wszystko dookoła nich. Zniszczy ich relacje z innymi ludźmi. Jednak ta tajemniczość i to jak ośmieszył Pansy sprawiały że myślała o nim w innych kategoriach niż myślała o Malfoy’u.
Zeszła po schodach do pokoju wspólnego i stanęła na ostatnim schodku.
- Przyszłam tylko życzyć wam dobrej nocy – uśmiechnęła się do chłopaków, odwróciła się i chciała już wchodzić po schodach, ale przed nią jak z ziemi wyrósł Ron.
- Możemy pogadać? – zapytał. Nie. Tylko nie to. Nie. Nie tego się spodziewała. Nie chciała teraz podejmować żadnej decyzji związanej z własnymi uczuciami, a jak się domyślała Ron nie będzie chciał rozmawiać o truskawkach. Zestresowała się i zaczęła rozglądać się nerwowo po ścianach.
- Ron nie mam dzisiaj siły na to. Bardzo cię przepraszam ale naprawdę. Nie dzisiaj – uśmiechnęła się do niego przepraszająco i pośpiesznie wspięła się po schodach. Odwróciła się jeszcze i widziała zawód na twarzy chłopaka. Otworzyła szybko drzwi i zniknęła za nimi. Usiadła na łóżku i zaczęła myśleć. Wiedziała że musi podjąć decyzję i że musi się śpieszyć. Ale nie chciała jej podejmować bo musi. Chciała odłożyć to na następny dzień, tydzień, miesiąc. Chciała najpierw załatwić sprawę ze ślizgonem mimo że gryfon czeka już bardzo długo na jakikolwiek ruch z jej strony. Schowała się pod kołdrą. Zwinęła się w kulkę. Jednym ruchem różdżki zmieniła szaty na piżamę i przyłożyła głowę do poduszki. Nie miała zamiaru się niczego uczyć. Chciała po prostu zasnąć i obudzić się z nowymi pomysłami, energią i dobrym humorem.

- Harry. Jak myślisz. Powinienem jej wszystko powiedzieć? Tak wszystko na raz? – zapytał zdenerwowany Neville, siedząc nadal przed kominkiem.
- Nie. Na pewno nie. Musisz. To znaczy. Zagadaj do niej. Ponieś jej książki, czy usiądź przy obiedzie. Ona lubi pudding! Zagadaj o zwyczajnych sprawach. Potem zobaczymy czy zagada sama. Jeśli nie to zagadasz jeszcze raz, a jeśli tak to będziesz powoli się zbliżał. Z Luną bardzo łatwo się rozmawia. Sam wiesz. Tylko potrzeba czasu – Potter uśmiechnął się do przyjaciela ciepło. Bardzo lubił Lunę i bardzo chciał żeby była szczęśliwa. A Neville był pierwszą osobą, która interesowała się nią w tym sensie. Wszyscy zawsze wyzywali ją od dziwaczek, a on najwidoczniej się w niej zakochał.
- Ale Ron mówił… - zaczął Longbottom, ale mina Harry’ego kazała mu przestać.
- Widzisz że Ron sam nie radzi sobie z Hermioną. I raczej tak łatwo nie poradzi. Dlatego lepiej nie korzystaj z jego rad. Mówię ci. Znam Lunę lepiej niż wszyscy – jeszcze raz się uśmiechnął i wstał z fotela. Podszedł do przyjaciela który cały czas stał przy klatce schodowej i wpatrywał się tępo w zamknięte drzwi – Ona śpi. Daj spokój stary – poklepał go po ramieniu.
- Znowu mnie spławiła – powiedział zrezygnowany i odszedł. Zaczął przechadzać się po pokoju wspólnym.
- Wiesz że ona jest trudna. Ale to ty zawaliłeś, bo uganiałeś się wtedy za Lavender.. Nie martw się. Jakoś to będzie. W końcu się dogadacie. Mam nadzieję, bo nie chce żeby moi najlepsi przyjaciele się unikali – powiedział głośno. Nie przejmowali się obecnością Nevilla, bo wiedzieli że niczego nikomu nie rozgada.
Do pokoju wbiegli pośpiesznie Dean i Seamus. Śmiali się głośno i gdy wpadli do pokoju i usiedli w fotelach zaczęli się śmiać jeszcze głośniej.
- Ron! Twój brat – chichotał Seamus.
- Właśnie nas przyłapał że włóczymy się po zamku – dodał Dean i wybuchł głośnym śmiechem.
- Gonił nas z widłami – powiedzieli równocześnie i nie mogli opanować się od śmiechu.
- CO?! Bill z widłami? – Ronowi od razu poprawił się humor i przysiadł się do chłopaków, aby usłyszeć całą tą historię. Harry poszedł w jego ślady.
Gdy Dean opowiedział już wszystko, a Finnegan nadal zwijał się ze śmiechu postanowili iść już spać. Było po dwunastej a jutro czekał ich kolejny dzień pełen wrażeń.