wtorek, 5 marca 2013

So close - Chapter 2

Szukam bety. 

Pierwsze zajęcia w poniedziałek zaczynały się od 8. I jak łatwo przewidzieć to eliksiry były tymi pierwszymi, ku nieszczęściu Hermiony. Musiała wstać co najmniej godzinę wcześniej niż Ron i Harry, którzy mieli staż u Remusa Lupina. Zlitował się nad nimi i ze względu na wakacje poprosił dyrektora aby przesunąć rozpoczęcie 3godzinnej serii lekcji i wykładów na godzinę dziewiątą.
Śniadanie było podane już od siódmej trzydzieści i wydawałoby się że to idealna godzina żeby wstać, zdążyć coś przegryźć i nie spóźnić się do starego nietoperza, gdyż to groziło szlabanem.
Jednak Granger nie miała zamiaru się spieszyć dlatego wstała dużo wcześniej. Z gryfonek, oprócz niej na wakacje zostały tylko Parvati i Padma. Reszta wyjechała.
Zmieniła piżamę, na schludne, czyste szaty. Biała koszula z krawatem w kolorach gryffindoru zawiązanym pod szyje, spódnica przed kolana, podkolanówki. Zabrała różdżkę z szafki nocnej i wsadziła ją do specjalnej kieszeni, po wewnętrznej stronie szaty.
Zabrała zniszczoną skórzaną torbę, w której trzymała podręcznik 'eliksiry dla zaawansowanych' oraz trzy inne, które tematyką również wiązały się z eliksirami, a konkretnie 'spis ingrediencji - poziom rozszerzony', 'Silne eliksiry' którą wypożyczyła z biblioteki oraz 'Wszelkie trucizny i antidotum'*. Stresowała się jak przed każdą lekcją w lochach. Traciła tam co najmniej 10 pkt dla gryfonów, z byle powodu. Chociażby dlatego ze zgłosiła się gdy Snape nie zadał pytania.
Wyszła przez obraz z pokoju wspólnego i skierowała kroki ku wielkiej sali. Weszli do środka i usiadła przy środkowym stole. Ułożyła na talerzu dwa tosty, nalała sobie soku z dyni i poczęstowała się jajkiem sadzonym i odrobiną bekonu. Zaczęła jeść, przeglądając jedną z książek.
Luna w podskokach weszła na śniadanie. W wakacje nie obowiązywał podział na stoły, zupełnie jak w przerwie świątecznej. Blondynka rozglądając się z uśmiechem po sali postanowiła usiąść koło Hermiony. Nałożyła sobie na talerz dżem i dwa tosty, które w nim maczała.
- Ty też nie mogłaś zasnąć? - odezwała się, patrząc głęboko w oczy gryfonki - Nigdy jeszcze nie spędzałam wakacji w zamku. Mam nadzieje że będzie milo - uśmiechnęła się i ugryzła kolejny kęs pieczywa.
Granger odwzajemniła uśmiech ale się nie odezwała. Wypiła końcówkę soku dyniowego i odsunęła od siebie naczynia. Przysunęła książkę bliżej siebie i czytała recepturę któregoś z wywarów.
Czas nie ubłagalnie pędził i do zajęć zostało im zaledwie dziesięć minut. Wystarczająco aby przemknąć przez puste korytarze do lochów. Przed wejściem do sali eliksirów spotkała Malfoya. Pansy, Zabini, Luna i Crabbe już dawno siedzieli w środku, ale mistrza eliksirów nie było w pobliżu.
- Granger. Widzę że przyszłaś się podlizywać - syknął blondyn.
- Ile razy mam ci powtarzać, że twoje zaczepki na mnie nie działają - powiedziała z politowaniem i weszła z podniesioną głową do sali. Usiadła obok Luny. Wyciągnęła swój podręcznik.
Drzwi zatrzasnęły się i przed nimi stal już Severus Snape.
- Schowajcie podręczniki. Piszecie przez trzy godziny, rolkę pergaminu na temat najbardziej trujących eliksirów, jak się je sporządza, jak wyleczyć ofiarę - rozdał im pergamin i wrócił za biurko, gdzie usiadł i uważnie patrzył na uczniów.

*

Tymczasem Ron budził właśnie swoje dormitorium.
- Wstawajcie! - krzyczał rozespany. Dean, Seamus i Harry poderwali się niemal jednocześnie z łóżek.
- Co jest?! Przecież są wakacje.. - wymruczał Thomas, kładąc się z powrotem.
- Mamy śniadanie zaraz - powiedział Potter, wstając flegmatycznie z łóżka. Chciał się wyspać ale nie miał na to szans. Cała czwórka przebrała się w świeże szaty i wyszła z dormitorium.
Weszli do wielkiej sali, śmiejąc się głośno. Usiedli przy prawym stole od wejścia i zaczęli nakładać sobie mnóstwo jedzenia na talerze.
Po skończonym posiłku odeszli od stołu, najedzeni do pełna i udali się na drugie piętro do sali obrony przed czarną magią. W niej było już mnóstwo puchonów i krukonów. W sumie było ich około 15.
- Witam was ponownie. Mam nadzieje że wasi rodzice zostali poinformowani że zajęcia będą prowadzone ze mną. Na początek dostajecie ode mnie test sprawdzający waszą wiedze. Ponieważ mamy tutaj osoby z różnych domów musze sprawdzić poziom waszej wiedzy. Nie jest to na ocenę. Nasze zajęcia w ogóle nie będą oceniane. Liczę że mimo to będzie panować dyscyplina. Macie trzy godziny na ukończenie testu. Powodzenia! - powiedział uśmiechnięty Lupin i machnięciem różdżki rozdał im pergamin z testami.

*

Hermiona zestresowana ostrym spojrzeniem Snape'a, starała się przypomnieć sobie wszystko co powtarzała. Znała odpowiedź na temat. Chciała tylko napisać to jak najlepiej. Nawet jeżeli by jej się to udało, nietoperz znalazł by błąd w jej sprawdzianie i nigdy, przenigdy nie pozwoliłby sobie na pochwałę dla niej.
Była w połowie i miała jeszcze polowe czasu. Sprawdzała pięć razy napisane przez siebie zdanie. Rozejrzała się nerwowo po klasie. Malfoy skrobał coś na pergaminie, ale wyglądał na wyluzowanego. Pansy mierzyła Lunę wzrokiem. Zabini szeptał sobie odpowiedzi z Crabbem, a Luna spoglądała z uśmiechem w sufit. Jakby czytała z niego odpowiedzi. Granger spojrzała na Mistrza Eliksirów, który czytał Proroka Codziennego, nie zwracając uwagę na oszukujących ślizgonów. Zmierzyła Zabiniego wzrokiem i wróciła do pisania.

*

Remus przechadzał się między ławkami, przyglądając się skwaszonym minom uczniów.
- Dobra. Dajmy sobie spokój - powiedział po 30 minutach od rozpoczęcia pisania. Wszyscy zaczęli wznosić gwizdy i okrzyki radości - Ale zajęcia się odbędą. Myślę że na początek powinniście nauczyć się rozpoznawać wilkołaki... - zaczął, uśmiechając się do wpatrujących się w niego oczu.
- Profesorze Lupin, jest pan pewien że chce pan poruszać ten temat? - zapytał Harry. W jego głosie słychać było wyraźna troskę.
- Tak Harry. Musicie się tego nauczyć, a jest to jeden z łatwiejszych tematów jakie chce z wami przerobić - powiedział pewny siebie Lupin i wrócił do biurka.

*

Tymczasem w skrzydle szpitalnym Neville i same dziewczyny, głownie krukonki i puchonki ale także bliźniaczki Padma i Parvati - rozmawiali z Madam Pomfrey na temat zagadnień które muszą umieć. Miała zamiar przybliżyć im wywary, napoje i eliksiry które leczyły głębokie i płytkie rany. Również te niewidoczne. Longbottom czuł się trochę dziwnie w gronie samych dziewczyn. Bardzo chciał pracować z profesorem Lupinem ale nie było już miejsc, a obiecał sobie że nie da się sterroryzować przez mistrza eliksirów.

*

Hermiona napisała ostatnie zdanie, przy samym koniuszku pergaminu. Przeczytała całość trzy razy i odłożyła pióro. Zwinęła pergamin i jako pierwsza wstała. Podeszła pospiesznym korkiem do biurka Snape'a. Podała mu wprost do ręki zwój papieru i odeszła aby spakować resztę swoich rzeczy.
Pióro i podręcznik wpakowała do torby.
- Mówiłem że się podlizujesz, Granger - syknął Malfoy.
- Odwal się! - burknęła i usiadła na swoim miejscu.
- Panno Granger. Jednak nie jesteś aż tak mądra, jak sadzą niektórzy skoro odważyłaś się podpowiadać Draconowi - Powiedział złośliwie - Szlaban. Dzisiaj o 20 przed moim gabinetem - dodał - kto skończył może wyjść - krzyknął. Hermiona pośpiesznie wyszła z klasy. stała przed wejściem. Była czerwona i kipiała ze złości. Czekała na kogoś. Na Lunę, aby narzekać na Snape'a czy..
- Malfoy! - krzyknęła i popchnęła go na ścianę. Swoją różdżkę wbiła w jego policzek.
- Uuu. Widzę że się wykurzyłaś! - powiedział sarkastycznie.
- Nienawidzę cię! Rozumiesz?! Mam cię dosyć! - nie opuszczała swojej różdżki. Jej twarz stawała się coraz bardziej czerwona. Dracon zaczął się śmiać i nic nie odpowiedział.
Z klasy wyszła Pansy Parkinson i stanęła żeby przyglądać się zajściu.
- Malfoy! - krzyknęła - Widzę że szlama się w tobie podkochuje - wybuchła głośnym śmiechem ślizgonka.
- Chcielibyście! - odpowiedziała Hermiona i opuściła różdżkę. Odeszła szybkim krokiem, omijając Zabiniego po drodze.
- Hermiona! - Blaise podbiegł za nią.
- Czego?! Ty też wymyśliłeś sobie jakąś historyjkę żeby Snape dał mi szlaban, żeby się ze mnie pośmiać i mi dokopać?! - wydarła się na niego i poszła przed siebie.
- Nie.. - powiedział spokojnie, ale nie mogła już tego słyszeć, bo była wysoko na schodach prowadzących do głównego holu. Blaise nie miał zamiaru jej nawet obrazić, był jedynym ślizgonem który nigdy nie nazwał ją szlamą. W towarzystwie Malfoya nie wyrażał na jej temat opinii, ale prawda była taka że od co najmniej roku Granger cholernie mu się podobała.
Hermiona zła jak osa, że kolejny wieczór musi spędzić z nietoperzem, weszła po schodach i stanęła przed obrazem grubej damy.
- Pióro w kałamarzu - powiedziała głośno i przeszła za obrazem. Usiadła przed kominkiem i rzuciła torbę na ziemie. Oddychała głęboko, a jej twarz nadal była buraczkowa.
Niecałą godzinę później Harry, Ron i Seamus weszli do pokoju wspólnego. Zobaczyli nadal wkurzona Hermione.
- Hej! Było aż tak źle? - zapytał Ron i razem z Potterem stanęli naprzeciwko niej.
- Az tak źle?! Dostałam kolejny szlaban! Przez Malfoya! Aa.. No i jeszcze dowiedziałam się że się w nim podkochuje! - krzyknęła i wstała energicznie z fotela.
- A podkochujesz? - zapytał zestresowany rudzielec.
- Czy ciebie do reszty pogięło Ron?! - krzyknęła jeszcze głośniej niż poprzednio.
- Spokojnie Hermiono. Może, może jednak zrezygnuj? Przecież to nie znaczy ze jesteś gorsza od innych. Wszyscy wiedzą że jesteś najlepsza! - zaproponował Harry, cofając się. Wiedział że zaraz dostanie w odpowiedzi jeszcze większy atak furii Granger. Ale się mylił. Dziewczyna ponownie usiadła w fotelu.
- Może masz racje.. - mruknęła. Po co miała się męczyć dwa miesiące z Malfoyem, Parkinson, Snape'em i eliksirami? Skoro mogła wrócić do domu, do rodziców. Zastanawiając się nad przyszłością i odpoczywać przez prawie całe dwa miesiące. jeśli nie więcej.
- Nie mam racji - poprawił się Potter - Byłem przekonany że się nie poddasz. że powiesz że musisz pokonać to wszystko i postawić na swoim! Prawda Ron? - zwrócił się do Weasley'a, który stał po drugiej stronie fotela.
- Tak. Jasne - przytaknął, kiwając głową.
- Chodźmy na obiad - odezwał się Seamus który nie odszedł od wejścia więcej niż na krok.
- Masz racje Seamus - uśmiechnęła się Hermiona i wstała. Piątka gryfonów wyszła z pokoju wspólnego. Po drodze wpadli na Deana Thomasa, który wracał z biblioteki i Lunę. Wszyscy razem weszli do wielkiej sali. Hermiona z Luną szły w środku grupki chłopców, więc ani Draco, ani Parkinson nie zdołali dostrzec że dziewczyna wchodzi na stołówkę.
Po posiłku w tym samym składzie wyszli na zewnątrz. Udali się na dzieciniec wewnętrzny. słońce mocno świeciło w to czerwcowe popołudnie.
Hermiona, Ron i Dean usiedli na kamiennej ławce, a Harry, Luna i Seamus stali naprzeciwko nich.
- Hermiono, dlaczego podpowiadałaś Draconowi? To znaczy, wiem ze tego nie robiłaś ale.. To było dość jasne że każde słowo Malfoy wykorzysta przeciwko tobie. Gdybyś... - mówiła Lovegood, ale Weasley i Granger posłali jej marzące krew w żyłach spojrzenie.
- Dobrze wiem! Ale to nie zmienia faktu że są wakacje i profesor Snape mógłby ograniczyć rozdawanie szlabanów. Zwłaszcza że po wakacjach już nas tu nigdy nie będzie! - temat powrócił, a z nim czerwona twarz dziewczyny. Nie miała nic przeciwko blondynce, ale niektóre komentarze mogłaby sobie darować.
Na nieszczęście dla gryfonów, ślizgoni również wyszli na dziedziniec.
- Jak tam twój wilczek, Potter? - usłyszeli od blondyna, który dumnie podążał ze swoim 'gangiem'.
- Hej szlamo, czerwienisz się tak na widok Dracona? - rzuciła Pansy, do nadal czerwonej Hermiony. Tym razem ta nie pozostała jej dłużna.
- A co? Czujesz się zagrożona?! - odkrzyknęła jej i wstała z kamiennej ławki.
Dziewczyny podeszła do siebie i mierzyły się wzrokiem, niczym dwie lwice które miały zaraz na siebie naskoczyć. Stały nieruchomo przez chwile. Ślizgoni i gryfoni z Luną obserwowali w milczeniu. Do momentu aż Blaise podszedł do nich i je rozdzielił.
- Hej, Granger uważaj bo jeszcze wszyscy pomylą że to co mowila Pansy jest prawdą - ślizgoni zaczęli się śmiać, ale również Lovegood zrozumiała żart. Malfoy nie przepadał za Parkinson. Miał jej serdecznie dość, bo robiła wszystko na pokaz a poza tym latała za nim non stop. Crabbe robił wszystko co Draco, wiec śmiał się z tego samego powodu. A Zabini? Oprócz tego że chciał nieco poprawić humor gryfonce, Pansy odrzuciła go trzy lata temu, dlatego od tamtej pory delikatnie i subtelnie mścił się na niej.
Oburzona ślizgonka uniosła nos do góry i odsunęła się.
- Chodź Draco. Zostawmy ta szlame - powiedziała do blondyna, ale ten się nie ruszył. Spoglądał ze zdziwieniem na Granger. Dopiero po chwili odszedł.
Hermiona uśmiechnęła się subtelnie do Blaise'a i odwróciła się do gryfonów.
- Jej! Myślałem że ją zabijesz! - skomentował Ron, ale szybko wycofał się i zamilkł.

*

Po kilku godzinach spędzonych na zewnątrz, grupa gryfonów i krukonka wrócili do zamku.
- Idę do biblioteki, czy ktoś chciałby się wybrać ze mną? - zapytała Luna, gdy stanęli w głównym holu. Chłopcy popatrzyli po sobie.
- Wybacz, ale idę się mentalnie przygotować do szlabanu - powiedziała Hermiona przepraszająco i odeszła w kierunku schodów. Dean i Seamus zwinęli się za Granger.
- Jaaa... Pojdę jej pomóc - powiedział pospiesznie Weasley i pobiegł za gryfonami.
- Ja z tobą pójdę Luno - uśmiechnął się Harry i oboje skierowali się do biblioteki.
Przeszli korytarz i otworzyli duże mahoniowe drzwi. Pani Pince siedziała za swoim biurkiem z wesołym wyrazem twarzy. Miała dobry humor co zdarzało się rzadko.
Weszli głębiej, między regały z książkami. Harry usiadł na parapecie, a Luna oglądała uważnie okładki książek. Wkrótce dołączyła do nich Cho.
- Cześć Harry - uśmiechnęła się niepewnie i nie wiedziała czy ma podejść bliżej i zagadnąć czy usunąć się.
- Hej Cho - uśmiechnął się do niej - Jak tam ci idzie u pani Pomfrey? - zapytał. Dziewczyna uśmiechnęła się pewniej i podeszła głębiej, miedzy regały. Usiadła obok niego na parapecie.
- Trzeba zapamiętać kilka ważnych rzeczy, ale poza tym jest całkiem przyjemnie. Neville spisuje się wspaniale. Widać że mu zależy - powiedziała z ognikami w oczach, po czym przeniosła wzrok na Lunę. Dziewczynę której nie lubiła, mimo ze były z jednego domu.
- Witaj Cho - powiedziała blondyna, nie odwracając wzroku od grzbietów książek.
- Tak. Cześć Luno - przewróciła oczami i wróciła do Harry'ego - A co słychać u profesora Lupina? - zapytała, aby dalej ciągnąc temat.
- Nieźle. Jest fenomenalny i mam nadzieje że nauczy nas sporo nowych rzeczy - uśmiechnął się i spojrzał na regały. Po blondynce nie było śladu. Bez słowa wstał i zaczął jej szukać.
- Harry! Gdzie idziesz? - krzyknęła Chang, a pani Pince skarciła ją wzrokiem.
- Obiecałem Lunie, że poszukam z nią pewnej książki - odpowiedział i przeszukał trzy kolejne korytarze między książkami. Znalazł ją w ostatnim.
- Właśnie miałam po ciebie wrócić. - powiedziała z wielkim uśmiechem i wskazała na książkę w ręce - znalazłam ją! - podeszli wspólnie do biurka bibliotekarki, która zaznaczyła sobie ze wypożycza książkę krukonce i opuścili sale.
Szli w milczeniu korytarzami. Potter odprowadził ją pod schody prowadzące do pokoju wspólnego Ravenclawu.
- Dlaczego nie lubisz Cho? - zapytał nagle, patrząc ze zdziwieniem na dziewczynę.
- Wcale jej, nie nie lubię - uśmiechnęła się ciepło.
- Wiec, czemu ona nie lubi ciebie? - drążył temat, ale poczuł ze to pytanie było nieco bezczelne.
- Malo osób w tej szkole mnie lubi. Nie winie ich za to - uśmiechnęła się ostatni raz i wspięła się po schodach - do jutra Harry! - powiedziała i zniknęła gdzieś na górze.

- Miona, proooosze cię - mruczał Ron, siedząc pod drzwiami do pokoju prefekta.
- Odczep się Ron. Chce odpocząć - krzyknęła. Leżała na swoim łóżku i wpatrywała się w sufit. Starała się ukoić swoje nerwy, żeby przypadkiem nie dać Snape'owi powodu na kolejny szlaban.
- Przecież możesz odpoczywać na dole, z nami - nie dawał za wygrana.
- Przestań już. Daj mi spokój - Harry akurat wchodził po schodach do dormitorium.
- Co się dzieje? - zapytał rudzielca, który kipiał pod drzwiami dziewczyny.
- Hermiona zamknęła się u siebie i.. - zamilkł bo dziewczyna wyszła ze swojej sypialni. Minęła gryfonów i wyszła z pokoju wspólnego. Zostało jej niecałe pięć minut do dwudziestej. Musiała zejść do lochów, wiec gnała schodami jak najszybciej. Równiutko o 20 stanęła zdyszana przed gabinetem Snape'a i czekała aż wyjdzie do niej.
Kilka sekund po jej przybyciu, wyłonił się zza drzwi.
Wyszedł z zadowolona mina.
- Tym razem popamiętasz mnie Granger. I może nauczysz się że nie należy pomagać innym. Tak jak nie powinnaś była pomagać Longbottomowi, w trzeciej klasie - prychnął w jej stronę.
- Pamięta pan to? - zdziwiła się. Spojrzała na niego, a przez jej twarz przeszedł cień uśmiechu i rozbawienia.
- Owszem Granger. Jak można zapomnieć tak impertynenckie zachowania! To mi się śni po nocach ze rozwalasz moja lekcje! - krzyknął oburzony, mówiąc w napadzie wściekłości kilka słowa za dużo - A teraz! Na klęczkach umyjesz cala podłogę w sali eliksirów! - wychrypiał. Miała nadzieje że zapomni dodać 'oddaj różdżkę' i że go przechytrzy. Ale niestety się pomyliła - Aha.. I jeszcze. Oddawaj różdżkę Granger. Masz na to godzinę i bez żadnej magii do cholery! - zupełnie jakby czytał w jej myślach, bo powtarzała sobie 'nie zakazał magii, nie zakazał magii' - Jasne?! - wydarł się na koniec.
- Tak profesorze - wymruczała pod nosem - gdzie znajdę narzędzia? - zapytała wchodząc do klasy.
Wskazał palcem w kat sali, w którym stało żółte wiaderko z gąbka i kawałkiem szmaty.
- Wiadro samo się wypełnia czysta woda, gdy jest brudna - powiedział na odchodnym i już zamykał się w gabinecie gdy usłyszał cichy szept Hermiony:
- Ale miało nie być magii - trzasnął drzwiami głośniej niż zwykle. Spojrzała na lewy nadgarstek, na którym spoczywał srebrny zegarek na czarnym pasku. Miała dokładnie 58 minut. Rozejrzała się po podłodze. To było nie wykonalne, żeby wyczyścić taki syf w godzinę. Podeszła do wiaderka i razem z gąbką i szmata przeniosła je przy pierwszy stół. czyściła każdy kafelek w posadzkę najdokładniej i najszybciej jak potrafiła. Gdy nietoperz wyszedł z gabinetu nie skończyła myc nawet polowy.
- Widzę ze nie jesteś nawet punktualna Granger. W takim razie, posiedzisz tu do północy. może zmądrzejesz i nabierzesz manier - powiedział uszczypliwie i ponownie zniknął za drzwiami. Hermiona zawyła w duszy. Do północy?! Czy on oszalał?! Zaczęła szorować kolejne kafle, kawałek dalej od poprzednich. Przykładała się do swojej pracy i zaczynała mieć wrażenie ze Snape daje jej szlabany, bo wykonuje zlecone zadania lepiej niż elfy domowe, czy Filch i.. Nie. To nie możliwe żeby lepiej niż on sam.
Hermiona pucowała ostatnie dwadzieścia kafli, tuz przy drzwiach prowadzących do gabinetu mistrza Eliksirów.
Spojrzała na zegarek. Północ wybiła. I wtedy poczuła uderzenie w głowę. Przeleciała przez jedna czwartą sali i uderzyła głową o ścianę.
- Uważaj Granger. Bo jeszcze cala twoja wiedza wyparuje z twojej głowy - uśmiechnął się złośliwie i zamknął drzwi za sobą. Widząc ogłuszoną dziewczynę, która nadal trzymała się za głowę podszedł bliżej. Dostrzegł kilka kropel krwi z tylu jej głowy. Idealna kopia kant drzwi. Rozejrzał się po sali - Gratulacje! Szkoda ze trzy godziny po czasie - syknął jadowicie. Ale Hermiona nadal zwijała się z bólu pod ściana - Nie udawaj Granger i do siebie! - prychnął w jej stronę. Pozbierała się, nie odrywając lewej ręki od tylu głowy i ze łzami zmieszanymi z ogniem w oczach wybiegła z sali.
Nie wiedziała czy ma iść do skrzydła szpitalnego czy wracać do siebie. Postanowiła jednak wrócić do wieży gryffindoru. Przeszła przez obraz. Harry i Ron dyskutowali o czymś. Chciała przemknąć się miedzy nimi aby nie zauważyli lekkiego draśnięcia, ale Potter od razu się zorientował.
- Co ci zrobił?! - rzucił głośno, z nienawiścią w glosie. Machnął kilka razy różdżką i rana dziewczyny zaczęła się goić.
- Kazał mi myc podłogę - odparła spokojnie, wycierając rękę z krwi w szatę.
- To dlaczego krew tryskała ci z głowy?! - oburzył się Ron, wstając z fotela.
- Bo zaryłam głową w otwierające się drzwi. A teraz, jeśli pozwolicie idę spać. jeśli jutro zaspie.. On oberznie mnie ze skory! - powiedziała przejęta - dzięki - rzuciła jeszcze do Harry'ego i wspięła się po schodach.

Niestety. Miała racje. Zupełnie się nie wyspała. Co gorsza. Zaspała. Zamiast o szóstej, wstała równo o ósmej. Bez śniadania, z torba pod pacha zbiegła po wielkiej ilości schodów. Przebiegła przez polowe lochów i wbiegła do sali eliksirów.
- Granger. Niepunktualna jak zawsze - prychnął Snape - Masz... - zaczął.
- Szlaban? To już nie robi na mnie wrażenia. To przez pana wczorajszy szlaban za spalam. Wiec jeśli chce pan dalej napędzać to blednę koło to proszę bardzo. Ale niech pan nie zrzuca winy na mnie! - powiedziała z przekąsem i usiadła w ławce koło Luny.
Szczeka mu nieco opadła, ale starał się tego nie ukazywać. Nie za bardzo wiedział co ma z nią zrobić.
- Przedyskutujemy to po zajęciach - syknął.
- uuu. Widzę Granger ze lubisz starszych! - rzucił Malfoy w jej stronę.
- Nie sprowokujesz mnie - uśmiechnęła się w jego stronę i zaczęła słuchać wykładu mistrza eliksirów, o jej i Lovegood niezadowalających wynikach. Ślizgoni napisali dobrze, ale mogło być lepiej. No przecież. Jakby inaczej. Nawet jeśli nie ma ocen i rywalizacji i tak faworyzuje byłych podopiecznych.
- Jesteś pewna? - zapytał z niedowierzaniem a jednocześnie pewny siebie.
Nie spojrzała już na niego. Siedziała z nosem w książkach. Snape rozprawiał o antidotach, których jeszcze nie znali. I o tym ze nie ma zamiaru uczyć ich ważenia trucizn bo nie upadł na głowę. Gdy trzy godziny tej męczarni się skończyły, wszyscy opuścili sale eliksirów. Wszyscy oprócz Hermiony, która miała rozmawiać z mistrzem eliksirów o jej szlabanie.
- Czego jeszcze chcesz Granger? - zapytał zdziwiony, ze dziewczyna czeka posłusznie przy biurku.
- Kazał pan zostać mi po lekcji... - zaczęła ale skarcił ja wzrokiem.
- Po prostu się stad wynos! - krzyknął a ona pospiesznie wybiegła z klasy. Przy wyjściu natknęła się na Zabiniego.
- Dostałaś ten szlaban? - zagadnął. Gryfonka wzięła to za kolejny przytyk ze strony slizgonów.
- Nie. Mam tajne sposoby aby udobruchać profesora Snape'a. Lec rozgadać innym - prychnęła, ale widząc zdziwienie Blaise'a zatrzymała się na chwile.
- Ja... Ee... - zaczął ale ona tylko uśmiechnęła się do niego szerzej niż zwykle i odeszła.
Nie wróciła do pokoju wspólnego gryffindoru tylko pospiesznie poszła na obiad. Jej burczący brzuch było słychać z polowy korytarza. Harry i Ron doszli pół godziny później.
- Jak było tym razem? - zapytał Ron.
- Jest kolejny szlaban? - dodał Potter.
- Nie ma - powiedziała uradowana Hermiona i uśmiechnęła się szeroko do przyjaciół - przynajmniej na razie.. - zaśmiała się wesoło.

*wszystkie trzy dodatkowe tytuły zostały wymyślone przez autorkę na potrzeby rozdziału.

2 komentarze: