Za
oknami zamku robiło się coraz ciemniej. Wieczór zbliżał się
wielkimi krokami. Hermiona siedziała w bibliotece i czytała
recepturę starego eliksiru postarzającego. Harry i Ron siedzieli w
Wielkiej Sali. Weasley z głową opartą o stół i z pół
zamkniętymi oczami mruczał coś pod nosem. Był zmęczony. Nie
wysypiał się. A jego rok szkolny przedłużył się o dwa miesiące.
Potter trzymał się znakomicie. Nie ważne jak ciężko było mu w
szkole, nie lubił z niej wyjeżdżać. Czuł się tam jak w domu, a
łóżko w jego dormitorium wydawało mu się jego jedynym, swoim
łóżkiem.
-
Nawet w czasie wakacji się katujesz tutaj? – Hermiona usłyszała
znajomy głos, a po chwili tuż przed nią siedział rudzielec z
kolczykiem w uchu i wesołym uśmiechem na twarzy.
-
Bill! Miło cię widzieć – uśmiechnęła się, ale nie wysunęła
nosa znad książki – I wcale się nie katuje. Muszę być
przygotowana na zajęcia – westchnęła ciężko. W końcu,
spojrzała w brązowe oczy mężczyzny.
-
Zawsze wiedziałem że jesteś ambitna, no ale żeby od razu zgłosić
się na wakacyjny staż u Snape’a to nawet ciebie bym o to nie
posądził.. – parsknął śmiechem i przyciągnął książkę w
swoim kierunku.
-
A ty nadal nie powiedziałeś mi co tutaj tak naprawdę robisz.
Znudziło ci się być aurorem? A może wyrzucili cię z Gringotta? –
prychnęła jadowicie ale posłała mu delikatny uśmiech. W ciągu
ostatnich lat, które spędziła na wysłuchiwaniu uszczypliwości od
Malfoya i wielu innych, sama nauczyła się zadziorności.
-
No dobrze, dobrze. Powiem ci – zachichotał i spojrzał na
bibliotekarkę która bacznie, ze skrzywioną miną obserwowała
Weasley’a.
-
Zamieniam się w słuch – zamknęła księgę z łoskotem.
-
Zauważyłaś że od końca roku, nie ma tutaj Filcha? – zapytał
przysuwając krzesło z piskiem.
-
Owszem… moje szlabany były tylko z… - spojrzała na Madam Pince,
która uważnie się im przyglądała – profesorem Snape’em. Nie
ma go.. – rozejrzała się po murach budynku.
-
Bystra… - szepnął do siebie – Wyjechał. Dumbledore znalazł mu
miejsce u św. Munga. Gdy pani Norris zdechła, całkowicie oszalał..
– Hermiona słuchała z zaciekawieniem, nie patrząc nawet na
książkę.
-
Jeśli państwo chcą urządzać sobie pogaduszki to zapraszam za
drzwi biblioteki! – krzyknęła bibliotekarka, aż oboje
podskoczyli. Posłusznie odłożyła książkę na miejsce i wyszli z
pomieszczenia.
-
Jaki to ma związek z tobą? – zapytała, gdy przeszli już przez
drzwi i stali na korytarzu.
-
Przez te staże, Dumbledore nie zdążył znaleźć kogoś na jego
miejsce. Więc przez te dwa miesiące ja jestem tutaj… zamiast
niego – uśmiechnął się i odwrócił pośpiesznie. Zachowywał
się dziwnie. Widząc to dziewczyna, odchrząknęła.
-
Zaraz jest kolacja, pójdę już – mruknęła i z przepraszającym
uśmiechem ruszyła korytarzem przed siebie.
-
Harry, chce do domu – jęczał Ron, prosto w twarz przyjaciela.
-
Zamknij się Ron. Przestań jęczeć. Wyśpisz się w weekend. Wtedy
śniadanie jest dopiero o jedenastej. Zresztą, jakbyś chodził
szybciej spać… - zaczynał wykład Wybraniec.
-
Zamieniasz się w Hermionę! Mówisz głosem dokładnie takim jak
ona! – zestresował się rudzielec i z przestraszoną miną, jakby
zobaczył pająka odsunął się od Pottera.
-
Ty oszalałeś do reszty. Może jednak idź się położyć.. – ze
zdziwieniem chłopak spojrzał w górę. Skąd przylatywała zastawa
na posiłek.
Blisko
przy sobie, trzymając torbę Granger przemierzała korytarze.
Chciała jak najszybciej znaleźć się w wielkiej Sali.
Przyśpieszała. Prawie biegła. I wtedy… zahaczyła o coś nogą.
Potknęła się i przewróciła, przejeżdżając wzdłuż korytarza
na brodzie.
-
Niezdarna Granger… - usłyszała parsknięcie śmiechem, a po
chwili lodowaty głos. Głos który dobrze znała. To był Dracon.
-
Czy ty oszalałeś? – krzyknęła podnosząc się z ziemi. Z jej
podrapanej brody kapała krew. Dlaczego jest taka niezdarna? Zaraz!
Dlaczego myślała o tym, dokładnie o tym co przed chwilą
powiedział do niej ślizgon?
-
Widzę że krwawisz, Granger – parsknął ponownie i końcem
różdżki podniósł jej brodę ku górze, oglądając ranę.
-
Ciekawe dzięki komu!? – krzyknęła jeszcze raz. Była piekielnie
zła na blondyna. Przeszkodził jej w rozmyślaniu i w drodze na
kolacje. Jej brzuch burknął z głodu tak głośno, że chłopak
zaśmiał się jeszcze głośniej.
-
I do tego jesteś głodna? – sarkastyczny humor nie opuszczał go.
Popchnął ją na parapet.
-
O co ci chodzi Malfoy?! – zapytała, siadając na kamiennym
schodku, pod oknem. Chłopak podniósł jej torbę, którą wypuściła
gdy się przewróciła. Podał ją jej.
-
Zupełnie o nic… Grangerrr! – zachichotał i odsunął się by ją
przepuścić.
-
Draco. Kogo tym razem złapałeś, żeby się poznęcać? – zapytał
głos, który wyszedł zza gargulca.
-
Pewną, znaną szlamę. Granger! – zaśmiał się kolejny raz.
Zza
posągu wyszedł Blaise. Spojrzał na dziewczynę.
-
Draco. Nie przesadzasz? Do krwi? Oszalałeś – mruknął Zabini i
podniósł dziewczynę z kamiennych schodów.
-
Przecież nic jej nie zrobiłem. To nie moja wina, że się
przewróciła… wredna…- nie dokończył, bo dostrzegł że Blaise
obejmuje ją ramieniem i zaraz znikną mu z pola widzenia.
-
Wystarczy Malfoy. Koniec tych popisów – burknął do niego
ślizgon. Hermiona ku swojemu zdziwieniu posłała Zabiniemu
delikatny uśmiech i nasunęła swoją torbę bardziej na ramię. Coś
jej nie pasowało. Dlaczego właśnie idzie w stronę skrzydła
szpitalnego ze ślizgonem. Z wysokim, chudym chłopakiem który
zawsze kręcił się niedaleko Dracona.
Dracon
stał przez dłuższą chwilę i zastanawiał się, co przed chwilą
zaszło. Dlaczego Zabini zabrał Granger sprzed jego nosa? Z jakiej
racji? To była jego ofiara. Tymczasem jego kumpel zwinął mu ją.
Zabrał. Zwyczajnie. Ale może faktycznie przegiął. Nie miał
zamiaru doprowadzić ją do łez i krwi, ale to samo tak wyszło. Nie
myśląc o tym dłużej ruszył pośpiesznie do wielkiej Sali na
ucztę.
Hermiona
szła już o własnych siłach obok chłopaka. Co chwilę przecierała
rozdrapaną brodę z krwi.
-
Blaise, trafie sama do skrzydła – mruknęła w końcu w jego
kierunku – idź na ucztę – dodała nie spoglądając mu w oczy.
Nie chciała litości. Już nie pierwszy raz padła ofiarą Malfoya,
więc po co to całe przedstawienie.
-
Odprowadzę cię – spojrzał na nią. Nie patrzyła na niego, więc
odsunął się od niej.
-
Nie musisz. Nie potrzebuję łaski! –krzyknęła.
-
Nie robię tego z łaski! – Zabini wreszcie się zdenerwował.
-
Więc po co to robisz?! Żeby potem opowiadać jak to popłakałam
się przez Dracona i jeszcze masę innych bzdur które sobie
wymyślisz?! – w jej oczach tańczył ogień, który pośpiesznie
chciał się z nich wydobyć i spalić chłopaka.
-
Nadal nic nie rozumiesz?! Nadal?! – stanęli na środku korytarza,
niedaleko wejścia do skrzydła.
-
A co mam rozumieć? Jesteś taki jak wszyscy. Jak wszyscy ślizgoni!
– krzyczeli na siebie tak, że trzy korytarze dalej było ich
słychać.
-
Nie jestem! Nie… nie w stosunku do ciebie! – spojrzał na nią w
sposób, w który patrzył na nią od dwóch lat, ale ona nigdy tego
nie dostrzegała. Odsunęła się od niego i oparła o ścianę,
nerwowo rozglądając się dookoła.
-
Ale… jak to?! Przecież… - spojrzała na niego i uciekła do
skrzydła szpitalnego.
Nie
mogła poukładać sobie tego wszystkiego w głowie. Za dużo się
działo. Za dużo emocji. Madam Pomfrey opatrzyła jej brodę i
wtarła maści aby szybciej się zagoiło. Weszła do wielkiej Sali,
spóźniona na ucztę.
-
Gdzie byłaś?! – Ron niemal wyszedł z siebie, gdy pojawiła się
wreszcie przy stole.
-
Miałam małe problemy, ale już wszystko gra – uśmiechnęła się.
Harry przyglądał się jej uważnie, a gdy dostrzegł zadrapanie pod
jej brodą, postanowił przemilczeć to przy Weasley’u. Postanowił
zapytać o to później, jeśli nadarzy się taka okazja.
-
Już się poskarżyłaś, Granger?! – usłyszeli zimny głos, za
plecami.
-
Odwal się Malfoy. Ile razy mam ci powtarzać?! Mam gdzieś twoje
głupawe zaczepki. Zajmij się Pansy bo ktoś zmiecie ci ją sprzed
nosa! – krzyknęła i wróciła do jedzenia ciasta.
-
Co się wydarzyło? – szepnął do niej Potter, nie zwracając
uwagi na blondyna.
-
Podłożył mi nogę i się wywaliłam jak wracałam z biblioteki.
Nie ważne. Ron! – zwróciła się do rudzielca – Bill zostaje
tutaj przez całe wakacje! Nie wiedziałeś, prawda? – zapytała i
uśmiechnęła się do niego.
-
Nie! Nic mi nie powiedział! Jak zawsze, o niczym mi nie wiadomo –
Weasley nałożył sobie jeszcze więcej słodyczy.
*
-
Mam go dosyć. To już mnie przerasta. Udaje że mnie to nie obchodzi
ale ile jeszcze? Przecież to jakaś paranoja. Uwziął się na mnie
– mruczała do Billa, gdy siedzieli na błoniach.
-
Musisz nauczyć się go ignorować. Mogę mu dać jakiś szlaban ale
wątpię czy będzie wiedzieć za co i dlaczego i czy to coś pomoże.
Po prostu nie reaguj. Nie patrz na niego. Zwyczajnie.. – uśmiechnął
się aby ją pocieszyć. Stali na drewnianym moście, który został
zbudowany nad rozciągającą się przepaścią. Dookoła
rozpościerały się lasy. Gdzie nie gdzie rosły pojedyncze drzewa.
A wszystko to okrywała mgła, która ukrywała pnie. Mimo iż było
lato, wieczory w Hogwarcie bywały zimne, nieprzyjemne i tajemnicze.
Tak jak ten wieczór. Hermiona miała na sobie oprócz brązowego
swetra w paski, kamizelkę puchową w kolorze czerwonym. Nie
wyglądała na zmarzniętą, mimo iż z biegiem dnia robiło się
coraz zimno, a wieczory oprócz nieprzyjemnych były też wyjątkowo
deszczowe. Bill stał w swojej starej, brązowej skórze, rozpiętej
do końca. Jego długie, rude włosy opadały na ramiona.
-
Dziękuję Bill. Wiesz, nie chciałabym o tym mówić Ronowi czy
Harry’emu. Nie przepadają za Malfoyem i obawiam się że mogli by
zrobić coś głupiego. A ja chciałam mu dać drugą szansę.
Stwierdziłam że skoro przeszedł na naszą stronę, po tym jak
uratowaliśmy go z pokoju życzeń to może chociaż trochę się
zmieni i będzie milszy. A jeśli nie milszy to że może przestanie
zwracać na nas uwagę i zajmie się swoimi zajęciami i sprawami.
Niestety się pomyliłam – powiedziała, krzywiąc się na tę
myśl. Niestety zawsze starała się odnajdywać w ludziach to co
najlepsze i podobnie jak Dumbledore dawać ludziom drugą szansę.
Często miała racje, jak do Snape’a (chociaż nie do końca
myślała o tym w ten sposób gdy nietoperz katował ją szlabanami).
Niestety w przypadku Dracona się pomyliła. Dla niego nie było
innego sposobu bycia. Dokuczanie jej i Harry’emu a czasami i
Weasley’om to było jego hobby.
-
Powinienem odprowadzić cię już do wieży. Nie chcę mieć
problemów, zwłaszcza że mam dostać niezłe pieniądze za tą
fuchę, wiesz? – uśmiechnął się, nie komentując już
zachowania blondyna.
-
Cieszę się że tu jesteś. Czasami już nie wytrzymuje z tymi
półgłówkami, no i Luną. Ona czasami doprowadza mnie do gorączki.
Mówi rzeczy tak oczywiste… a jednocześnie w tak nieodpowiednim
czasie że.. – ale powstrzymała się od obgadywania koleżanki, bo
mimo wielu wad blondynki Granger ją lubiła. Zachowywała się
bardzo dojrzale i od początku stała za Harry’m murem.
-
Właściwie, ja trochę też się cieszę że tu jestem. Ostatnio
trochę się pokłóciłem z Fleur. Mam nadzieje że nie wydrapią
sobie oczu z Ginny. Wiem że się nie lubią, dlatego tak bardzo
ucieszyłem się że mogę wyjechać i zostawić je same –
rozglądał się dookoła jakby kogoś szukając i prowadził
Hermionę do wieży Gryffindoru.
-
Ginny bardzo martwiła się że musi tam jechać. Liczyła że jeśli
ty tam będziesz to będzie jej łatwiej. Właśnie oczekuję sowy od
niej. Miała się odezwać – uśmiechnęła się delikatnie i
weszła do zamku, zaraz za rudzielcem.
Weasley
odprowadził ją pod samą grubą damę, dzielnie wspinając się po
wszystkich schodach na górę. Na pożegnanie pomachał tylko
dziewczynie i zniknął aby penetrować korytarze.
-
Dzisiejsze hasło to czekoladowe żaby – powiedziała gryfonka
przecierając swoją twarz dłońmi. Była zmęczona. Miała ochotę
aby ten dzień szybko się skończył. Chciała już znaleźć się w
swoim łóżku i zasnąć. Wszystko ją bolało, a szczególnie ramię
od noszenia ciężkich książek w torbie. Przeszła przez dziurę w
obrazie i tak jak zawsze natknęła się na Rona i Harry’ego przed
kominkiem. Tym razem z nimi siedział również Neville.
-
Moja sowa przyniosła na kolacji list dla ciebie. Jest od Ginny.
Proszę – powiedział rudzielec podnosząc się z fotela i podając
dziewczynie starannie zapakowaną kopertę. Nie była otwierana, z
czego bardzo się ucieszyła. Chłopcy uszanowali jej prywatną
korespondencję. A w szczególności była zadowolona z Rona, bo to
on zazwyczaj używał argumentu „przecież to moja siostra”. Tym
razem najwyraźniej się powstrzymał lub po ostatniej wpadce siostra
dała mu ostro popalić. Rozejrzała się po pokoju wspólnym. Ciepłe
czerwono żółte ściany oplatały cały pokój, a światło dawał
jedynie ogień z kominka, który stał na prawo od wejścia. Pod
oknem stały dwa, skórzane fotele. Zajęła jeden z nich i rozdarła
ostrożnie kopertę.
Kochana
Hermiono,
Nie
jest aż tak źle jak myślałam. Nie ma Billa, co bardzo mnie
zmartwiło. Ale na szczęście w domu jestem tylko na śniadania i
późne kolacje no i przez noce. Flegma jest bardzo uprzejma. To
trochę dziwne ale może faktycznie jakoś się dogadamy.
Na
treningach dają mi w kość. Ale czuję że dużo się nauczę i w
przyszłym roku, w Hogwarcie złoję tyłki ślizgonom! Już nie mogę
się doczekać, kiedy się spotkamy.
Co
u ciebie? Jak tam nietoperz? Bardzo nieznośnie? A Luna? Dalej
denerwuje?
Odpisz
szybko. Tęsknie.
Ginny.
Gdy
odczytała podpis, na jej twarzy gościł szeroki, szczery, mimowolny
uśmiech. Rozejrzała się dookoła, jakby straciła poczucie czasu i
miejsca. Jej przyjaciele, patrzyli na nią uważnie, jakby czekali na
jakieś wieści.
-
No i co ? – zapytał Ron. Wydawało by się że był najbardziej
zainteresowany, ale Harry przeszywał ją wzrokiem, jakby chciał
wyrwać jej świstek z ręki i przeczytać wszystko.
-
Napisała że wszystko okej, że dogaduje się z Fleur i że ma
nadzieje że w przyszłym roku skopie tyłki ślizgonom –
odpowiedziała spokojnie i wstała z fotela.
Chłopcy
podążali za nią wzrokiem do momentu aż zniknęła na schodach do
dormitorium.
-
Jak myślicie? Jak jest we Francji? – zapytał Potter, patrząc to
na Longbottoma to na rudzielca.
-
Pewnie fajnie. Ale to trochę chore że pisze do niej a nie do mnie.
Jestem jej bratem! – to było typowe dla niego. Zawsze przypominał
sobie że Ginny jest jego siostrą gdy było to dla niego wygodne.
-
A moją dziewczyną! Do mnie też nie napisała. Na pewno poznała
jakiegoś francuza na miotle… - spuścił smutno głowę.
-
FUU. Już wolę żebyś to ty chodził z moją siostrą niż jakiś
obleśny, ślimakowaty francuz – wzdrygnął się rudowłosy.
Neville
siedział cicho w swoim fotelu i patrzył na ogień. Już w trakcie
wojny chciał powiedzieć kilka słów Lunie, ale nigdy się nie
odważył. I nadal to w nim siedziało. Nadal chciał jej powiedzieć
że jest dla niego ważna, ale nie potrafił. Tchórzył. No i bardzo
się bał że go wyśmieje albo rozpowie wszystkim i wszyscy będą
się z niego śmiać.
-
Hej Neville – Ron szturchnął go ramieniem – a ty lubisz
Pomylunę, nie ? – zapytał zupełnie poważnie, oglądając się
na Harry’ego.
-
No… taak.. – przyznał nieśmiało.
-
No to czemu nic z tym nie zrobisz? – zapytał rudzielec, ku
zdumieniu Nevillea’a nadal traktując całą sprawę niezwykle
poważnie.
-
Ty Romeo. Ty się nie odzywaj. Dajesz porady sercowe Neville’owi a
sam nie potrafisz załatwić swojej – wtrącił się wybraniec i
pokazał głową na wejście do dormitorium. Miał na myśli
niedokończone sprawy z Hermioną.
-
To nic takiego. To.. eee… - zaciął się. Harry miał racje.
Zupełnie nie wiedział jak załatwić tą sprawę. Ginny ciągle mu
powtarzała że Granger go nie chce, a raczej że nie ma na nic szans
ale on nadal łudził się że może to kiedyś wypali. Że wreszcie
się dogadają. Że żadna Lavender czy McLaggen nie staną między
nimi.
Tymczasem
Hermiona na górze, w swoim dormitorium wyciągnęła pergamin i
pióro z kałamarzem. Zastanowiła się chwilę. Zebrała wszystkie
myśli do głowy i zaczęła pisać.
Ginny,
U
mnie jest całkiem nieźle. Poza tym że zarobiłam już trzy
szlabany, w ciągu weekendu. Poza tym mam małe problemy z Draconem.
Ale poradzę sobie. Luna jest trochę denerwująca ale daje sobie
radę. Snape to Snape. Lepiej nie mówić. Gorzej że Zabini
powiedział że mu zależy. ROZUMIESZ? Zabini!
Dopiero
w trakcie odpisywania przyjaciółce ta myśl wróciła do jej głowy.
Nagle to znowu zaczęło ją przerażać. Nie miała nic do Blaise’a,
oprócz tego że był zwykłym ślizgonem. Wkurzającym jak każdy.
Ale faktycznie, nigdy nie nazwał jej szlamą. Zawsze był… milszy?
Nie
wiem jak dam rade temu ale będę musiała. Ron trochę się odwalił,
więc przynajmniej z tym mam spokój. Wiem że nie ma Billa, bo jest
tutaj. Właściwie to dzięki niemu dzisiaj jakoś ciągnę, bo ten
dzień to jakaś pomyłka. U Harry’ego też wszystko dobrze.
Pilnuję go. Widać że trochę tęskni, ale daje sobie jakoś z tym
radę. Tęsknimy. Trzymaj się!
Hermiona
Zagięła
pergamin kilka razy i owinęła sznurkiem. Wsadziła go między
książki i postanowiła że jutro przed śniadaniem uda się do
sowiarni i wyśle list.
Do
głowy ponownie przyszły jej myśli w sprawie tego czego dzisiaj się
dowiedziała. Ale to wszystko było tak bardzo przytłaczające. Byli
z dwóch światów. Ona była gryfonką, on ślizgonem. Ona była
przyjaciółką Wybrańca, który pokonał Voldemorta, a on był
kumplem arystokratycznego, wywyższającego się i tchórzliwego
Mafloy’a. To nigdy nie mogło się udać. Wiedziała o tym. I
wiedziała też że musi mu o tym powiedzieć. Nie chciała żeby
robił sobie jakieś nadzieje. Nie chciała żeby tkwił w niewiedzy
i zamartwiał się. Ale wiedziała że chce mu zaproponować
przyjaźń. Żeby ich relacja rozwijała się powoli, żeby zdołała
się do niego przekonać. Żeby mogła mu zaufać. To wszystko to
była wielka hipokryzja, bo Rona zwodziła od kilku miesięcy. Nie
poruszała tego tematu i biedny Weasley robił sobie nadzieję.
Więc
dlaczego chciała oszczędzić tego ślizgonowi? Nie znała go za
dobrze, a wiedząc że kręci się z Draconem mogła się spodziewać
najgorszych rzeczy po nim. Bała się tego że będzie musiała
powiedzieć to chłopakowi w twarz. Że na razie nie ma na co liczyć.
Że będzie musiała go zranić mimo że tego wcale nie chciała. Ale
dobrze wiedziała że to nie może się udać. Że to zniszczy
wszystko dookoła nich. Zniszczy ich relacje z innymi ludźmi. Jednak
ta tajemniczość i to jak ośmieszył Pansy sprawiały że myślała
o nim w innych kategoriach niż myślała o Malfoy’u.
Zeszła
po schodach do pokoju wspólnego i stanęła na ostatnim schodku.
-
Przyszłam tylko życzyć wam dobrej nocy – uśmiechnęła się do
chłopaków, odwróciła się i chciała już wchodzić po schodach,
ale przed nią jak z ziemi wyrósł Ron.
-
Możemy pogadać? – zapytał. Nie. Tylko nie to. Nie. Nie tego się
spodziewała. Nie chciała teraz podejmować żadnej decyzji
związanej z własnymi uczuciami, a jak się domyślała Ron nie
będzie chciał rozmawiać o truskawkach. Zestresowała się i
zaczęła rozglądać się nerwowo po ścianach.
-
Ron nie mam dzisiaj siły na to. Bardzo cię przepraszam ale
naprawdę. Nie dzisiaj – uśmiechnęła się do niego
przepraszająco i pośpiesznie wspięła się po schodach. Odwróciła
się jeszcze i widziała zawód na twarzy chłopaka. Otworzyła
szybko drzwi i zniknęła za nimi. Usiadła na łóżku i zaczęła
myśleć. Wiedziała że musi podjąć decyzję i że musi się
śpieszyć. Ale nie chciała jej podejmować bo musi. Chciała
odłożyć to na następny dzień, tydzień, miesiąc. Chciała
najpierw załatwić sprawę ze ślizgonem mimo że gryfon czeka już
bardzo długo na jakikolwiek ruch z jej strony. Schowała się pod
kołdrą. Zwinęła się w kulkę. Jednym ruchem różdżki zmieniła
szaty na piżamę i przyłożyła głowę do poduszki. Nie miała
zamiaru się niczego uczyć. Chciała po prostu zasnąć i obudzić
się z nowymi pomysłami, energią i dobrym humorem.
-
Harry. Jak myślisz. Powinienem jej wszystko powiedzieć? Tak
wszystko na raz? – zapytał zdenerwowany Neville, siedząc nadal
przed kominkiem.
-
Nie. Na pewno nie. Musisz. To znaczy. Zagadaj do niej. Ponieś jej
książki, czy usiądź przy obiedzie. Ona lubi pudding! Zagadaj o
zwyczajnych sprawach. Potem zobaczymy czy zagada sama. Jeśli nie to
zagadasz jeszcze raz, a jeśli tak to będziesz powoli się zbliżał.
Z Luną bardzo łatwo się rozmawia. Sam wiesz. Tylko potrzeba czasu
– Potter uśmiechnął się do przyjaciela ciepło. Bardzo lubił
Lunę i bardzo chciał żeby była szczęśliwa. A Neville był
pierwszą osobą, która interesowała się nią w tym sensie.
Wszyscy zawsze wyzywali ją od dziwaczek, a on najwidoczniej się w
niej zakochał.
-
Ale Ron mówił… - zaczął Longbottom, ale mina Harry’ego kazała
mu przestać.
-
Widzisz że Ron sam nie radzi sobie z Hermioną. I raczej tak łatwo
nie poradzi. Dlatego lepiej nie korzystaj z jego rad. Mówię ci.
Znam Lunę lepiej niż wszyscy – jeszcze raz się uśmiechnął i
wstał z fotela. Podszedł do przyjaciela który cały czas stał
przy klatce schodowej i wpatrywał się tępo w zamknięte drzwi –
Ona śpi. Daj spokój stary – poklepał go po ramieniu.
-
Znowu mnie spławiła – powiedział zrezygnowany i odszedł. Zaczął
przechadzać się po pokoju wspólnym.
-
Wiesz że ona jest trudna. Ale to ty zawaliłeś, bo uganiałeś się
wtedy za Lavender.. Nie martw się. Jakoś to będzie. W końcu się
dogadacie. Mam nadzieję, bo nie chce żeby moi najlepsi przyjaciele
się unikali – powiedział głośno. Nie przejmowali się
obecnością Nevilla, bo wiedzieli że niczego nikomu nie rozgada.
Do
pokoju wbiegli pośpiesznie Dean i Seamus. Śmiali się głośno i
gdy wpadli do pokoju i usiedli w fotelach zaczęli się śmiać
jeszcze głośniej.
-
Ron! Twój brat – chichotał Seamus.
-
Właśnie nas przyłapał że włóczymy się po zamku – dodał
Dean i wybuchł głośnym śmiechem.
-
Gonił nas z widłami – powiedzieli równocześnie i nie mogli
opanować się od śmiechu.
-
CO?! Bill z widłami? – Ronowi od razu poprawił się humor i
przysiadł się do chłopaków, aby usłyszeć całą tą historię.
Harry poszedł w jego ślady.
Gdy
Dean opowiedział już wszystko, a Finnegan nadal zwijał się ze
śmiechu postanowili iść już spać. Było po dwunastej a jutro
czekał ich kolejny dzień pełen wrażeń.
KOOOOOOOCHAM <3
OdpowiedzUsuńMrrrrrrraśny Rozdział :)
OdpowiedzUsuń