piątek, 8 marca 2013

Chapter 3 - So close

Za oknami zamku robiło się coraz ciemniej. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami. Hermiona siedziała w bibliotece i czytała recepturę starego eliksiru postarzającego. Harry i Ron siedzieli w Wielkiej Sali. Weasley z głową opartą o stół i z pół zamkniętymi oczami mruczał coś pod nosem. Był zmęczony. Nie wysypiał się. A jego rok szkolny przedłużył się o dwa miesiące. Potter trzymał się znakomicie. Nie ważne jak ciężko było mu w szkole, nie lubił z niej wyjeżdżać. Czuł się tam jak w domu, a łóżko w jego dormitorium wydawało mu się jego jedynym, swoim łóżkiem.
- Nawet w czasie wakacji się katujesz tutaj? – Hermiona usłyszała znajomy głos, a po chwili tuż przed nią siedział rudzielec z kolczykiem w uchu i wesołym uśmiechem na twarzy.
- Bill! Miło cię widzieć – uśmiechnęła się, ale nie wysunęła nosa znad książki – I wcale się nie katuje. Muszę być przygotowana na zajęcia – westchnęła ciężko. W końcu, spojrzała w brązowe oczy mężczyzny.
- Zawsze wiedziałem że jesteś ambitna, no ale żeby od razu zgłosić się na wakacyjny staż u Snape’a to nawet ciebie bym o to nie posądził.. – parsknął śmiechem i przyciągnął książkę w swoim kierunku.
- A ty nadal nie powiedziałeś mi co tutaj tak naprawdę robisz. Znudziło ci się być aurorem? A może wyrzucili cię z Gringotta? – prychnęła jadowicie ale posłała mu delikatny uśmiech. W ciągu ostatnich lat, które spędziła na wysłuchiwaniu uszczypliwości od Malfoya i wielu innych, sama nauczyła się zadziorności.
- No dobrze, dobrze. Powiem ci – zachichotał i spojrzał na bibliotekarkę która bacznie, ze skrzywioną miną obserwowała Weasley’a.
- Zamieniam się w słuch – zamknęła księgę z łoskotem.
- Zauważyłaś że od końca roku, nie ma tutaj Filcha? – zapytał przysuwając krzesło z piskiem.
- Owszem… moje szlabany były tylko z… - spojrzała na Madam Pince, która uważnie się im przyglądała – profesorem Snape’em. Nie ma go.. – rozejrzała się po murach budynku.
- Bystra… - szepnął do siebie – Wyjechał. Dumbledore znalazł mu miejsce u św. Munga. Gdy pani Norris zdechła, całkowicie oszalał.. – Hermiona słuchała z zaciekawieniem, nie patrząc nawet na książkę.
- Jeśli państwo chcą urządzać sobie pogaduszki to zapraszam za drzwi biblioteki! – krzyknęła bibliotekarka, aż oboje podskoczyli. Posłusznie odłożyła książkę na miejsce i wyszli z pomieszczenia.
- Jaki to ma związek z tobą? – zapytała, gdy przeszli już przez drzwi i stali na korytarzu.
- Przez te staże, Dumbledore nie zdążył znaleźć kogoś na jego miejsce. Więc przez te dwa miesiące ja jestem tutaj… zamiast niego – uśmiechnął się i odwrócił pośpiesznie. Zachowywał się dziwnie. Widząc to dziewczyna, odchrząknęła.
- Zaraz jest kolacja, pójdę już – mruknęła i z przepraszającym uśmiechem ruszyła korytarzem przed siebie.

- Harry, chce do domu – jęczał Ron, prosto w twarz przyjaciela.
- Zamknij się Ron. Przestań jęczeć. Wyśpisz się w weekend. Wtedy śniadanie jest dopiero o jedenastej. Zresztą, jakbyś chodził szybciej spać… - zaczynał wykład Wybraniec.
- Zamieniasz się w Hermionę! Mówisz głosem dokładnie takim jak ona! – zestresował się rudzielec i z przestraszoną miną, jakby zobaczył pająka odsunął się od Pottera.
- Ty oszalałeś do reszty. Może jednak idź się położyć.. – ze zdziwieniem chłopak spojrzał w górę. Skąd przylatywała zastawa na posiłek.

Blisko przy sobie, trzymając torbę Granger przemierzała korytarze. Chciała jak najszybciej znaleźć się w wielkiej Sali. Przyśpieszała. Prawie biegła. I wtedy… zahaczyła o coś nogą. Potknęła się i przewróciła, przejeżdżając wzdłuż korytarza na brodzie.
- Niezdarna Granger… - usłyszała parsknięcie śmiechem, a po chwili lodowaty głos. Głos który dobrze znała. To był Dracon.
- Czy ty oszalałeś? – krzyknęła podnosząc się z ziemi. Z jej podrapanej brody kapała krew. Dlaczego jest taka niezdarna? Zaraz! Dlaczego myślała o tym, dokładnie o tym co przed chwilą powiedział do niej ślizgon?
- Widzę że krwawisz, Granger – parsknął ponownie i końcem różdżki podniósł jej brodę ku górze, oglądając ranę.
- Ciekawe dzięki komu!? – krzyknęła jeszcze raz. Była piekielnie zła na blondyna. Przeszkodził jej w rozmyślaniu i w drodze na kolacje. Jej brzuch burknął z głodu tak głośno, że chłopak zaśmiał się jeszcze głośniej.
- I do tego jesteś głodna? – sarkastyczny humor nie opuszczał go. Popchnął ją na parapet.
- O co ci chodzi Malfoy?! – zapytała, siadając na kamiennym schodku, pod oknem. Chłopak podniósł jej torbę, którą wypuściła gdy się przewróciła. Podał ją jej.
- Zupełnie o nic… Grangerrr! – zachichotał i odsunął się by ją przepuścić.
- Draco. Kogo tym razem złapałeś, żeby się poznęcać? – zapytał głos, który wyszedł zza gargulca.
- Pewną, znaną szlamę. Granger! – zaśmiał się kolejny raz.
Zza posągu wyszedł Blaise. Spojrzał na dziewczynę.
- Draco. Nie przesadzasz? Do krwi? Oszalałeś – mruknął Zabini i podniósł dziewczynę z kamiennych schodów.
- Przecież nic jej nie zrobiłem. To nie moja wina, że się przewróciła… wredna…- nie dokończył, bo dostrzegł że Blaise obejmuje ją ramieniem i zaraz znikną mu z pola widzenia.
- Wystarczy Malfoy. Koniec tych popisów – burknął do niego ślizgon. Hermiona ku swojemu zdziwieniu posłała Zabiniemu delikatny uśmiech i nasunęła swoją torbę bardziej na ramię. Coś jej nie pasowało. Dlaczego właśnie idzie w stronę skrzydła szpitalnego ze ślizgonem. Z wysokim, chudym chłopakiem który zawsze kręcił się niedaleko Dracona.
Dracon stał przez dłuższą chwilę i zastanawiał się, co przed chwilą zaszło. Dlaczego Zabini zabrał Granger sprzed jego nosa? Z jakiej racji? To była jego ofiara. Tymczasem jego kumpel zwinął mu ją. Zabrał. Zwyczajnie. Ale może faktycznie przegiął. Nie miał zamiaru doprowadzić ją do łez i krwi, ale to samo tak wyszło. Nie myśląc o tym dłużej ruszył pośpiesznie do wielkiej Sali na ucztę.
Hermiona szła już o własnych siłach obok chłopaka. Co chwilę przecierała rozdrapaną brodę z krwi.
- Blaise, trafie sama do skrzydła – mruknęła w końcu w jego kierunku – idź na ucztę – dodała nie spoglądając mu w oczy. Nie chciała litości. Już nie pierwszy raz padła ofiarą Malfoya, więc po co to całe przedstawienie.
- Odprowadzę cię – spojrzał na nią. Nie patrzyła na niego, więc odsunął się od niej.
- Nie musisz. Nie potrzebuję łaski! –krzyknęła.
- Nie robię tego z łaski! – Zabini wreszcie się zdenerwował.
- Więc po co to robisz?! Żeby potem opowiadać jak to popłakałam się przez Dracona i jeszcze masę innych bzdur które sobie wymyślisz?! – w jej oczach tańczył ogień, który pośpiesznie chciał się z nich wydobyć i spalić chłopaka.
- Nadal nic nie rozumiesz?! Nadal?! – stanęli na środku korytarza, niedaleko wejścia do skrzydła.
- A co mam rozumieć? Jesteś taki jak wszyscy. Jak wszyscy ślizgoni! – krzyczeli na siebie tak, że trzy korytarze dalej było ich słychać.
- Nie jestem! Nie… nie w stosunku do ciebie! – spojrzał na nią w sposób, w który patrzył na nią od dwóch lat, ale ona nigdy tego nie dostrzegała. Odsunęła się od niego i oparła o ścianę, nerwowo rozglądając się dookoła.
- Ale… jak to?! Przecież… - spojrzała na niego i uciekła do skrzydła szpitalnego.

Nie mogła poukładać sobie tego wszystkiego w głowie. Za dużo się działo. Za dużo emocji. Madam Pomfrey opatrzyła jej brodę i wtarła maści aby szybciej się zagoiło. Weszła do wielkiej Sali, spóźniona na ucztę.
- Gdzie byłaś?! – Ron niemal wyszedł z siebie, gdy pojawiła się wreszcie przy stole.
- Miałam małe problemy, ale już wszystko gra – uśmiechnęła się. Harry przyglądał się jej uważnie, a gdy dostrzegł zadrapanie pod jej brodą, postanowił przemilczeć to przy Weasley’u. Postanowił zapytać o to później, jeśli nadarzy się taka okazja.
- Już się poskarżyłaś, Granger?! – usłyszeli zimny głos, za plecami.
- Odwal się Malfoy. Ile razy mam ci powtarzać?! Mam gdzieś twoje głupawe zaczepki. Zajmij się Pansy bo ktoś zmiecie ci ją sprzed nosa! – krzyknęła i wróciła do jedzenia ciasta.
- Co się wydarzyło? – szepnął do niej Potter, nie zwracając uwagi na blondyna.
- Podłożył mi nogę i się wywaliłam jak wracałam z biblioteki. Nie ważne. Ron! – zwróciła się do rudzielca – Bill zostaje tutaj przez całe wakacje! Nie wiedziałeś, prawda? – zapytała i uśmiechnęła się do niego.
- Nie! Nic mi nie powiedział! Jak zawsze, o niczym mi nie wiadomo – Weasley nałożył sobie jeszcze więcej słodyczy.

*

- Mam go dosyć. To już mnie przerasta. Udaje że mnie to nie obchodzi ale ile jeszcze? Przecież to jakaś paranoja. Uwziął się na mnie – mruczała do Billa, gdy siedzieli na błoniach.
- Musisz nauczyć się go ignorować. Mogę mu dać jakiś szlaban ale wątpię czy będzie wiedzieć za co i dlaczego i czy to coś pomoże. Po prostu nie reaguj. Nie patrz na niego. Zwyczajnie.. – uśmiechnął się aby ją pocieszyć. Stali na drewnianym moście, który został zbudowany nad rozciągającą się przepaścią. Dookoła rozpościerały się lasy. Gdzie nie gdzie rosły pojedyncze drzewa. A wszystko to okrywała mgła, która ukrywała pnie. Mimo iż było lato, wieczory w Hogwarcie bywały zimne, nieprzyjemne i tajemnicze. Tak jak ten wieczór. Hermiona miała na sobie oprócz brązowego swetra w paski, kamizelkę puchową w kolorze czerwonym. Nie wyglądała na zmarzniętą, mimo iż z biegiem dnia robiło się coraz zimno, a wieczory oprócz nieprzyjemnych były też wyjątkowo deszczowe. Bill stał w swojej starej, brązowej skórze, rozpiętej do końca. Jego długie, rude włosy opadały na ramiona.
- Dziękuję Bill. Wiesz, nie chciałabym o tym mówić Ronowi czy Harry’emu. Nie przepadają za Malfoyem i obawiam się że mogli by zrobić coś głupiego. A ja chciałam mu dać drugą szansę. Stwierdziłam że skoro przeszedł na naszą stronę, po tym jak uratowaliśmy go z pokoju życzeń to może chociaż trochę się zmieni i będzie milszy. A jeśli nie milszy to że może przestanie zwracać na nas uwagę i zajmie się swoimi zajęciami i sprawami. Niestety się pomyliłam – powiedziała, krzywiąc się na tę myśl. Niestety zawsze starała się odnajdywać w ludziach to co najlepsze i podobnie jak Dumbledore dawać ludziom drugą szansę. Często miała racje, jak do Snape’a (chociaż nie do końca myślała o tym w ten sposób gdy nietoperz katował ją szlabanami). Niestety w przypadku Dracona się pomyliła. Dla niego nie było innego sposobu bycia. Dokuczanie jej i Harry’emu a czasami i Weasley’om to było jego hobby.
- Powinienem odprowadzić cię już do wieży. Nie chcę mieć problemów, zwłaszcza że mam dostać niezłe pieniądze za tą fuchę, wiesz? – uśmiechnął się, nie komentując już zachowania blondyna.
- Cieszę się że tu jesteś. Czasami już nie wytrzymuje z tymi półgłówkami, no i Luną. Ona czasami doprowadza mnie do gorączki. Mówi rzeczy tak oczywiste… a jednocześnie w tak nieodpowiednim czasie że.. – ale powstrzymała się od obgadywania koleżanki, bo mimo wielu wad blondynki Granger ją lubiła. Zachowywała się bardzo dojrzale i od początku stała za Harry’m murem.
- Właściwie, ja trochę też się cieszę że tu jestem. Ostatnio trochę się pokłóciłem z Fleur. Mam nadzieje że nie wydrapią sobie oczu z Ginny. Wiem że się nie lubią, dlatego tak bardzo ucieszyłem się że mogę wyjechać i zostawić je same – rozglądał się dookoła jakby kogoś szukając i prowadził Hermionę do wieży Gryffindoru.
- Ginny bardzo martwiła się że musi tam jechać. Liczyła że jeśli ty tam będziesz to będzie jej łatwiej. Właśnie oczekuję sowy od niej. Miała się odezwać – uśmiechnęła się delikatnie i weszła do zamku, zaraz za rudzielcem.
Weasley odprowadził ją pod samą grubą damę, dzielnie wspinając się po wszystkich schodach na górę. Na pożegnanie pomachał tylko dziewczynie i zniknął aby penetrować korytarze.
- Dzisiejsze hasło to czekoladowe żaby – powiedziała gryfonka przecierając swoją twarz dłońmi. Była zmęczona. Miała ochotę aby ten dzień szybko się skończył. Chciała już znaleźć się w swoim łóżku i zasnąć. Wszystko ją bolało, a szczególnie ramię od noszenia ciężkich książek w torbie. Przeszła przez dziurę w obrazie i tak jak zawsze natknęła się na Rona i Harry’ego przed kominkiem. Tym razem z nimi siedział również Neville.
- Moja sowa przyniosła na kolacji list dla ciebie. Jest od Ginny. Proszę – powiedział rudzielec podnosząc się z fotela i podając dziewczynie starannie zapakowaną kopertę. Nie była otwierana, z czego bardzo się ucieszyła. Chłopcy uszanowali jej prywatną korespondencję. A w szczególności była zadowolona z Rona, bo to on zazwyczaj używał argumentu „przecież to moja siostra”. Tym razem najwyraźniej się powstrzymał lub po ostatniej wpadce siostra dała mu ostro popalić. Rozejrzała się po pokoju wspólnym. Ciepłe czerwono żółte ściany oplatały cały pokój, a światło dawał jedynie ogień z kominka, który stał na prawo od wejścia. Pod oknem stały dwa, skórzane fotele. Zajęła jeden z nich i rozdarła ostrożnie kopertę.

Kochana Hermiono,
Nie jest aż tak źle jak myślałam. Nie ma Billa, co bardzo mnie zmartwiło. Ale na szczęście w domu jestem tylko na śniadania i późne kolacje no i przez noce. Flegma jest bardzo uprzejma. To trochę dziwne ale może faktycznie jakoś się dogadamy.
Na treningach dają mi w kość. Ale czuję że dużo się nauczę i w przyszłym roku, w Hogwarcie złoję tyłki ślizgonom! Już nie mogę się doczekać, kiedy się spotkamy.
Co u ciebie? Jak tam nietoperz? Bardzo nieznośnie? A Luna? Dalej denerwuje?
Odpisz szybko. Tęsknie.
Ginny.

Gdy odczytała podpis, na jej twarzy gościł szeroki, szczery, mimowolny uśmiech. Rozejrzała się dookoła, jakby straciła poczucie czasu i miejsca. Jej przyjaciele, patrzyli na nią uważnie, jakby czekali na jakieś wieści.
- No i co ? – zapytał Ron. Wydawało by się że był najbardziej zainteresowany, ale Harry przeszywał ją wzrokiem, jakby chciał wyrwać jej świstek z ręki i przeczytać wszystko.
- Napisała że wszystko okej, że dogaduje się z Fleur i że ma nadzieje że w przyszłym roku skopie tyłki ślizgonom – odpowiedziała spokojnie i wstała z fotela.
Chłopcy podążali za nią wzrokiem do momentu aż zniknęła na schodach do dormitorium.
- Jak myślicie? Jak jest we Francji? – zapytał Potter, patrząc to na Longbottoma to na rudzielca.
- Pewnie fajnie. Ale to trochę chore że pisze do niej a nie do mnie. Jestem jej bratem! – to było typowe dla niego. Zawsze przypominał sobie że Ginny jest jego siostrą gdy było to dla niego wygodne.
- A moją dziewczyną! Do mnie też nie napisała. Na pewno poznała jakiegoś francuza na miotle… - spuścił smutno głowę.
- FUU. Już wolę żebyś to ty chodził z moją siostrą niż jakiś obleśny, ślimakowaty francuz – wzdrygnął się rudowłosy.
Neville siedział cicho w swoim fotelu i patrzył na ogień. Już w trakcie wojny chciał powiedzieć kilka słów Lunie, ale nigdy się nie odważył. I nadal to w nim siedziało. Nadal chciał jej powiedzieć że jest dla niego ważna, ale nie potrafił. Tchórzył. No i bardzo się bał że go wyśmieje albo rozpowie wszystkim i wszyscy będą się z niego śmiać.
- Hej Neville – Ron szturchnął go ramieniem – a ty lubisz Pomylunę, nie ? – zapytał zupełnie poważnie, oglądając się na Harry’ego.
- No… taak.. – przyznał nieśmiało.
- No to czemu nic z tym nie zrobisz? – zapytał rudzielec, ku zdumieniu Nevillea’a nadal traktując całą sprawę niezwykle poważnie.
- Ty Romeo. Ty się nie odzywaj. Dajesz porady sercowe Neville’owi a sam nie potrafisz załatwić swojej – wtrącił się wybraniec i pokazał głową na wejście do dormitorium. Miał na myśli niedokończone sprawy z Hermioną.
- To nic takiego. To.. eee… - zaciął się. Harry miał racje. Zupełnie nie wiedział jak załatwić tą sprawę. Ginny ciągle mu powtarzała że Granger go nie chce, a raczej że nie ma na nic szans ale on nadal łudził się że może to kiedyś wypali. Że wreszcie się dogadają. Że żadna Lavender czy McLaggen nie staną między nimi.
Tymczasem Hermiona na górze, w swoim dormitorium wyciągnęła pergamin i pióro z kałamarzem. Zastanowiła się chwilę. Zebrała wszystkie myśli do głowy i zaczęła pisać.

Ginny,
U mnie jest całkiem nieźle. Poza tym że zarobiłam już trzy szlabany, w ciągu weekendu. Poza tym mam małe problemy z Draconem. Ale poradzę sobie. Luna jest trochę denerwująca ale daje sobie radę. Snape to Snape. Lepiej nie mówić. Gorzej że Zabini powiedział że mu zależy. ROZUMIESZ? Zabini!

Dopiero w trakcie odpisywania przyjaciółce ta myśl wróciła do jej głowy. Nagle to znowu zaczęło ją przerażać. Nie miała nic do Blaise’a, oprócz tego że był zwykłym ślizgonem. Wkurzającym jak każdy. Ale faktycznie, nigdy nie nazwał jej szlamą. Zawsze był… milszy?

Nie wiem jak dam rade temu ale będę musiała. Ron trochę się odwalił, więc przynajmniej z tym mam spokój. Wiem że nie ma Billa, bo jest tutaj. Właściwie to dzięki niemu dzisiaj jakoś ciągnę, bo ten dzień to jakaś pomyłka. U Harry’ego też wszystko dobrze. Pilnuję go. Widać że trochę tęskni, ale daje sobie jakoś z tym radę. Tęsknimy. Trzymaj się!
Hermiona

Zagięła pergamin kilka razy i owinęła sznurkiem. Wsadziła go między książki i postanowiła że jutro przed śniadaniem uda się do sowiarni i wyśle list.
Do głowy ponownie przyszły jej myśli w sprawie tego czego dzisiaj się dowiedziała. Ale to wszystko było tak bardzo przytłaczające. Byli z dwóch światów. Ona była gryfonką, on ślizgonem. Ona była przyjaciółką Wybrańca, który pokonał Voldemorta, a on był kumplem arystokratycznego, wywyższającego się i tchórzliwego Mafloy’a. To nigdy nie mogło się udać. Wiedziała o tym. I wiedziała też że musi mu o tym powiedzieć. Nie chciała żeby robił sobie jakieś nadzieje. Nie chciała żeby tkwił w niewiedzy i zamartwiał się. Ale wiedziała że chce mu zaproponować przyjaźń. Żeby ich relacja rozwijała się powoli, żeby zdołała się do niego przekonać. Żeby mogła mu zaufać. To wszystko to była wielka hipokryzja, bo Rona zwodziła od kilku miesięcy. Nie poruszała tego tematu i biedny Weasley robił sobie nadzieję.
Więc dlaczego chciała oszczędzić tego ślizgonowi? Nie znała go za dobrze, a wiedząc że kręci się z Draconem mogła się spodziewać najgorszych rzeczy po nim. Bała się tego że będzie musiała powiedzieć to chłopakowi w twarz. Że na razie nie ma na co liczyć. Że będzie musiała go zranić mimo że tego wcale nie chciała. Ale dobrze wiedziała że to nie może się udać. Że to zniszczy wszystko dookoła nich. Zniszczy ich relacje z innymi ludźmi. Jednak ta tajemniczość i to jak ośmieszył Pansy sprawiały że myślała o nim w innych kategoriach niż myślała o Malfoy’u.
Zeszła po schodach do pokoju wspólnego i stanęła na ostatnim schodku.
- Przyszłam tylko życzyć wam dobrej nocy – uśmiechnęła się do chłopaków, odwróciła się i chciała już wchodzić po schodach, ale przed nią jak z ziemi wyrósł Ron.
- Możemy pogadać? – zapytał. Nie. Tylko nie to. Nie. Nie tego się spodziewała. Nie chciała teraz podejmować żadnej decyzji związanej z własnymi uczuciami, a jak się domyślała Ron nie będzie chciał rozmawiać o truskawkach. Zestresowała się i zaczęła rozglądać się nerwowo po ścianach.
- Ron nie mam dzisiaj siły na to. Bardzo cię przepraszam ale naprawdę. Nie dzisiaj – uśmiechnęła się do niego przepraszająco i pośpiesznie wspięła się po schodach. Odwróciła się jeszcze i widziała zawód na twarzy chłopaka. Otworzyła szybko drzwi i zniknęła za nimi. Usiadła na łóżku i zaczęła myśleć. Wiedziała że musi podjąć decyzję i że musi się śpieszyć. Ale nie chciała jej podejmować bo musi. Chciała odłożyć to na następny dzień, tydzień, miesiąc. Chciała najpierw załatwić sprawę ze ślizgonem mimo że gryfon czeka już bardzo długo na jakikolwiek ruch z jej strony. Schowała się pod kołdrą. Zwinęła się w kulkę. Jednym ruchem różdżki zmieniła szaty na piżamę i przyłożyła głowę do poduszki. Nie miała zamiaru się niczego uczyć. Chciała po prostu zasnąć i obudzić się z nowymi pomysłami, energią i dobrym humorem.

- Harry. Jak myślisz. Powinienem jej wszystko powiedzieć? Tak wszystko na raz? – zapytał zdenerwowany Neville, siedząc nadal przed kominkiem.
- Nie. Na pewno nie. Musisz. To znaczy. Zagadaj do niej. Ponieś jej książki, czy usiądź przy obiedzie. Ona lubi pudding! Zagadaj o zwyczajnych sprawach. Potem zobaczymy czy zagada sama. Jeśli nie to zagadasz jeszcze raz, a jeśli tak to będziesz powoli się zbliżał. Z Luną bardzo łatwo się rozmawia. Sam wiesz. Tylko potrzeba czasu – Potter uśmiechnął się do przyjaciela ciepło. Bardzo lubił Lunę i bardzo chciał żeby była szczęśliwa. A Neville był pierwszą osobą, która interesowała się nią w tym sensie. Wszyscy zawsze wyzywali ją od dziwaczek, a on najwidoczniej się w niej zakochał.
- Ale Ron mówił… - zaczął Longbottom, ale mina Harry’ego kazała mu przestać.
- Widzisz że Ron sam nie radzi sobie z Hermioną. I raczej tak łatwo nie poradzi. Dlatego lepiej nie korzystaj z jego rad. Mówię ci. Znam Lunę lepiej niż wszyscy – jeszcze raz się uśmiechnął i wstał z fotela. Podszedł do przyjaciela który cały czas stał przy klatce schodowej i wpatrywał się tępo w zamknięte drzwi – Ona śpi. Daj spokój stary – poklepał go po ramieniu.
- Znowu mnie spławiła – powiedział zrezygnowany i odszedł. Zaczął przechadzać się po pokoju wspólnym.
- Wiesz że ona jest trudna. Ale to ty zawaliłeś, bo uganiałeś się wtedy za Lavender.. Nie martw się. Jakoś to będzie. W końcu się dogadacie. Mam nadzieję, bo nie chce żeby moi najlepsi przyjaciele się unikali – powiedział głośno. Nie przejmowali się obecnością Nevilla, bo wiedzieli że niczego nikomu nie rozgada.
Do pokoju wbiegli pośpiesznie Dean i Seamus. Śmiali się głośno i gdy wpadli do pokoju i usiedli w fotelach zaczęli się śmiać jeszcze głośniej.
- Ron! Twój brat – chichotał Seamus.
- Właśnie nas przyłapał że włóczymy się po zamku – dodał Dean i wybuchł głośnym śmiechem.
- Gonił nas z widłami – powiedzieli równocześnie i nie mogli opanować się od śmiechu.
- CO?! Bill z widłami? – Ronowi od razu poprawił się humor i przysiadł się do chłopaków, aby usłyszeć całą tą historię. Harry poszedł w jego ślady.
Gdy Dean opowiedział już wszystko, a Finnegan nadal zwijał się ze śmiechu postanowili iść już spać. Było po dwunastej a jutro czekał ich kolejny dzień pełen wrażeń.

2 komentarze: