poniedziałek, 18 marca 2013

Chapter 4 - So close

Tak więc, jeśli ktoś byłby zainteresowany Angielską wersją tego opowiadania to zapraszam tutaj: http://www.fanfiction.net/s/9112852/1/So-close

Kolejny dzień zapowiadał się nieco lepiej niż poprzedni. Hermiona wstała z o wiele lepszym humorem. Jeszcze przed śniadaniem poszła do sowiarni i oddała list jednej ze szkolnych sów. Na śniadanie zjadła wielki talerz płatków kukurydzianych w kształcie smoków. Wypiła dwa kielichy soku dyniowego i pognała do lochów gdzie czekały ją trzy długie godziny użerania się ze ślizgonami i profesorem Snape’em. Ale dzisiaj wcale jej to nie przerażało. Chciała zmierzyć się z tym. Wiedziała że to jest część jej dnia i że tak będzie przez najbliższy miesiąc i więcej i że musi to wytrzymać a to było najlepsze lekarstwo aby jakoś to przeżyć.
W korytarzu natknęła się na Lunę która z uśmiechem szła w tym samym kierunku co ona. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko do Hermiony i razem poszły schodami w dół do lochów.
- Wyspałaś się? – Zagadnęła Granger czego nigdy wcześniej nie robiła. Lovegood nieco się zdziwiła że gryfonka sama zaczęła rozmowę, ale uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Tak. Chyba już przyzwyczaiłam się do tego że spędzę tutaj całe wakacje, z dala od mojego łóżka – powiedziała wesoło.
Obie weszły do Sali eliksirów i zajęły swoje miejsca. Hermiona uśmiechnęła się szeroko do Pansy, Dracona i Zabiniego. Crabba z jakiś powodów dzisiaj nie było. Malfoy od razu zaczął szeptać coś do Parkinson i oboje ze zdziwieniem patrzyli na gryfonkę. Blaise z kolei odwzajemnił uśmiech, mając nadzieję że to wróży coś lepszego niż wczorajsza ucieczka dziewczyny do skrzydła szpitalnego.
- Dzisiaj ważycie eliksir który utrudnia wilkołakowi przeobrażanie się w wilkołaka z postaci ludzkiej. Sposób przyrządzania macie na stronie czterdziestej piątej. Wasze zadanie domowe to trzy rolki pergaminu o wilkołakach. Tak żeby dopełnić temat. Macie czas do piątku. Jakieś pytania? – Syknął nietoperz zapisując listę ingrediencji potrzebnych im do sporządzenia wywaru.
Hermiona zgłosiła się. Czekała spokojnie aż ją wyznaczy. Nie miała zamiaru dawać mu kolejnego powodu żeby dostać szlaban.
- Grangerr? – Zaakcentował literę r i niechętnie spojrzał na dziewczynę.
- Profesorze wszyscy już wiedzą że profesor Lupin jest wilkołakiem. Więc skąd to zadanie? – Zapytała spokojnie, starając się aby jej głos nie drżał.
- Gdybyś nie zauważyła Granger, Lupin jest między nami. Gdybyś była choć trochę bardziej błyskotliwa domyśliłabyś się że warzycie to dla niego. To polecenie Dumbledore’a. Koniec pytań – warknął i skończył zapisywać składniki – Wracam tu za trzy godziny. Każdy ma zrobić dwa kociołki – dodał przy drzwiach i zniknął za nimi.
Gryfonka uśmiechnęła się do Luny i wyciągnęła swoją książkę z torby. Otworzyła na odpowiedniej stronie i przeczytała sposób przyrządzania trzy razy. Następnie przyjrzała się uważnie składnikom które będą im potrzebne. Zaczęła wrzucać pojedyncze składniki. Wszystko robiła bardzo dokładnie. I wszystko robiła od razu do dwóch kociołków. Musiała wyczekać dwadzieścia minut, ponieważ tak było w książce. Usiadła posłusznie przy ławce szkolnej i zaczęła przeglądać któryś z podręczników, jakie miała akurat w torbie.
- Granger – usłyszała głos a przed nią stał Blaise. Zrobiła się blada jak ściana. Myślała że wszystko załatwi tak od ręki. Bez stresu. Że to będzie bardzo proste. Ale nie gdy ślizgon stał przed nią i ewidentnie chciał porozmawiać o tamtym incydencie.
- Tak Blaise? – Odpowiedziała spokojnie, i spojrzała na niego znad książki. Przełknęła ślinę i starała się uspokoić oddech.
- Musimy pogadać – odpowiedział jej i nerwowo zerknął na Malfoya. Teraz wszystko już rozumiała. Więc Draco o niczym nie wiedział. A jeśli by się dowiedział mogłoby to się źle skończyć dla Zabiniego i dla Hermiony.
- Później – uśmiechnęła się delikatnie i wróciła do książki, dla niepoznaki. Na ich nieszczęście Parkinson obserwowała wszystko.
- Hej Granger! Czyżbyś zmieniła front i polujesz teraz na naszego diabła? – Syknęła jadowicie w stronę gryfonki. Tym razem Hermiona nie uśmiechnęła się. Odłożyła książkę i wstała. Podeszła do stolika ślizgonki i zmierzyła ją wzrokiem od góry do dołu.
- Pansy jest mi tak bardzo przykro że moja osoba sprawia ci tyle problemów. Widzę że czujesz się bardzo zagrożona w swoim gronie. Czyżbyś nie była pewna swojej pozycji w stadzie? – Zapytała unosząc jedną brew do góry.
- O co ci chodzi Granger? – Dziewczyna najwyraźniej była zbyt głupia żeby zrozumieć że przed chwilą została obrażona.
- Posłuchaj. Postaram ci się to powiedzieć najbardziej na twoim poziomie jak zdołam. Draco, ta wielka, arystokratyczna świnia i mnie nie interesuje, rozumiesz? Prędzej wolałabym umrzeć niż z nim chodzić. Jasne? A z Blaisem nic mnie nie łączy. I sądzę że łatwiej jest zwyczajnie podejść i zapytać. Ja nie wyśmieje ciebie, w porównaniu do ciebie. To dlatego nie masz koleżanek. Nawet wśród ślizgonów – prychnęła gryfonka i wróciła na swoje miejsce. Zamieszała swoje wywary i dodała kilka składników.
- Ale jej powiedziałaś – szepnęła do niej Luna i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Malfoy miał wykrzywioną minę i mierzył wzrokiem Granger. To co powiedziała brzmiało jak wyzwanie. Zwłaszcza w jego uszach. Na niego zawsze leciały wszystkie ślizgonki i nawet niektóre krukonki. Raz dostał walentynkę od gryfonki, niestety od pierwszoklasistki. A ona wyglądała na zupełnie nim niezainteresowaną.
Wyładniała. Zaokrągliła się tam gdzie trzeba i nabrała talii, którą chowała pod swetrami. Jej włosy przestały się wywijać w każdym kierunku i stały się bardziej posłuszne. Jej brązowe oczy w kształcie migdałów przestały ślęczeć tylko nad książkami, a częściej zaczęły się rozglądać. Jej pełne, czerwone usta częściej pokazywały dwa rzędy śnieżnobiałych zębów niż wcześniej. Dlatego Ron zwariował i koniecznie chciał wiedzieć, czy jeszcze jest dla nich szansa. Dlatego też Blaise odważył się na tak drastyczny krok i dlatego też Malfoy zastanawiał się nad przyjęciem wyzwania.
Gdy wszystko wydawało się być już gotowe, a wyznaczone trzy godziny dobiegały końca Mistrz Eliksirów wtargnął do Sali, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.
- Skończone? – Podszedł do Luny i Hermiony.
- Tak panie profesorze – uśmiechnęła się dumnie blondynka i pokazała na dwa parujące kociołki.
- Granger? – Spojrzał bardziej na gryfonkę.
- Oczywiście, skończone profesorze – uśmiechnęła się i wrzuciła dwie książki do swojej torby.
- Draco, Pansy? – Podszedł teraz do swoich podopiecznych.
- E… miałem problemy. Zrobiłem tylko jeden – powiedział blondyn, z przepraszającym uśmiechem na twarzy.
- Może być. Parkinson, Zabini? – Odsunął się od Malfoya.
- Tak, zrobione – powiedział chłopak. Nie patrzył na Snape’a, ani nigdzie. Patrzył prosto na swoją ławkę. Było mu źle i przykro, bo Hermiona na forum powiedziała że nic ich nie łączy. Mimo że nie chciał żeby Draco się dowiedział o jego uczuciach, ale trafiło to do jego wiadomości z jaką łatwością zaprzeczyła wszystkiemu.
- Możecie iść – prychnął nietoperz.
Blaise razem z Hermioną wyszli ostatni. Luna szła przed nimi, ale gdy znaleźli się na korytarzu odwróciła się przodem do gryfonki.
- Zajmij mi miejsce, dobrze? – Zanim krukonka zdążyła cokolwiek powiedzieć, Granger już jej odpowiedziała. Blondynka przytaknęła tylko i zniknęła. W podskokach udała się na górę. Po Mafloyu i Pansy też nie było już śladu – nie chciałam żeby tak to wyszło. Nie chciałam tego mówić w ten sposób. Blaise ja cię w ogóle nie znam! Ale.. – Widząc smutną minę chłopaka postanowiła jednak zaproponować mu spędzanie odrobiny czasu razem.
- Co ale? – Zapytał zrezygnowany, spoglądając w jej brązowe oczy.
- Ale możemy razem zrobić to zadanie dla Snape’a. W bibliotece. Tylko nie dziś. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw. Dobrze? – Zapytała i uśmiechnęła się do niego. Chłopak odwzajemnił uśmiech i wyglądał na trochę bardziej pocieszonego. Zawsze istniała jakaś tam nadzieja, gdzieś głęboko i daleko. Ale zawsze i to trzymało go przy tym uśmiechu – A teraz idę na obiad. Umieram z głodu! – Powiedziała i puściła się w bieg po schodach. Jak zwykle spóźniła się na obiad, ale większość dopiero się schodziła. Na wejściu dostrzegła machającą Lunę, która wskazywała na zajęte miejsce obok niej. Przeszła przez połowę wielkiej Sali i zajęła miejsce obok niej.
- Jeeej. Dzięki! – Powiedziała z uśmiechem. Chwilę później po jej lewej stronie usiadł Hary i zaraz obok niego Ron. Z kolei koło krukonki pojawił się Neville.
- Cześć Neville – powiedziała Luna i uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Witaj Luno. Jak dzisiaj było na zajęciach? – Zapytał, nakładając sobie nóżkę z kurczaka na talerz.
- Ważyliśmy eliksir dla profesora Lupina. A czego ty dziś się nauczyłeś? – Zapytała i wsadziła sobie wielką łyżkę piure ziemniaczanego na talerz. Harry ukradkiem uśmiechnął się do kolegi.
- Właściwie dzisiaj nie było nic ciekawego – powiedział i również nałożył sobie zmiksowanych kartofli.
- Może wybierzesz się ze mną na spacer po obiedzie? – Zapytała jedząc posiłek.
- Jasne. Chętnie – uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Pottera, który niemal nie zaczął krzyczeć z radości.
Hermiona przeżuwała właśnie swoje mięso i zaraz miała zabrać się za deser. Była trochę przybita, ale spojrzała na Zabiniego kątem oka, który chichotał z Crabbem. Od razu zrobiło jej się lepiej i uśmiechnęła się sama do siebie.
- Ron, my też powinniśmy się przejść – powiedziała spokojnie. Wiedziała że musi wreszcie wszystko wydusić z siebie, żeby poczuć się lepiej. Nie lubiła tak niezręcznych sytuacji. Wprawiały ją w zakłopotanie w codziennych stosunkach z przyjacielem.
- Jasne – powiedział zadowolony rudzielec. Wreszcie dostanie to czego chciał. Odpowiedzi. Czekał na to tyle czasu, że obiad minął mu szybciej niż zwykle. Zjadł w sumie pięć nóżek z kurczaka.
Hermiona przez resztę obiadu żałowała że to powiedziała. Wiedziała że to już ten czas, ale wcale się do tego nie paliła. Musiała jeszcze zastanowić się gdzie mogą pójść żeby nikt im nie przeszkadzał. I wtedy przypomniała sobie jak siedziała z Harrym nad jeziorem i wysłuchiwali relacji z rozprawy Hagrida i Hardodzioba.
Dlatego gdy Weasley skończył jeść, skierowali się tam. Hermiona usiadła na kamieniu a Ron nerwowo chodził wzdłuż linii brzegowej i wrzucał kamienie do wody.
- Powiedz to. No powiedz już – krzyknął po chwili milczenia. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i przymknęła oczy na chwilę. Nie wiedziała jeszcze co tak naprawdę ma mu powiedzieć oprócz tego że nie chce z nim być.
- Ron. Ja nie wiem czemu ale to nie wyjdzie. Przepraszam cię. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i… - w jej oczach stanęły łzy. Uwielbiała Rona i lubiła spędzać z nim czas ale to za wiele. Nie chciała go stracić a wiedziała że była bliska tego. Rudzielec już miał się wkurzyć, rzucił ostatni kamień do wody i odwrócił się w jej stronę. Widząc łzy w oczach przyjaciółki podszedł do niej bliżej.
- Nieprzestane nim być – powiedział to zupełnie nie w jego stylu i uśmiechnął się niechętnie. Zależało mu na niej, a ona mu odmówiła. Ale on też nadal chciał się z nią przyjaźnić.
- Przepraszam cię Ron. Naprawdę. Bardzo cię przepraszam – szlochała. Weasley podszedł do niej i przytulił ją. Ona owinęła ręce wokół jego szyi i przylgnęła go niego.
- Okej. Spokojnie. Jakoś będzie – uśmiechnął się i usiadł obok niej.
- Uuu. Chyba przerywam w randce – usłyszeli lodowaty głos, a po chwili blond grzywę Dracona, a obok niego Crabba. Gdy zobaczył łzy na policzkach dziewczyny zupełnie zamilkł i żadne słowa które mogłyby ich obrazić nie przychodziły mu do głowy.
- Odejdź Malfoy – Hermiona powiedziała spokojnie, wycierając łzy. Ron ruszył w kierunku Mafloya i Crabba. Zaczął się siłować z tym drugim i wpadli gdzieś w lesie w jakąś dziurę.
- Granger… wszystko okej? – Malfoy podszedł do niej bliżej.
- Draco. A ty się dobrze czujesz? – Zapytała złośliwie ale w jego oczach zobaczyła troskę.
- Oszalałaś Granger? – Warknął i wstał.
- To ja powinnam zapytać ciebie o to – odpowiedziała i ze spokojem wpatrywała się w jego wysoką lecz drobną sylwetkę.
- Więc co takiego zrobił Weasley, jest bardziej żałosny niż zwykle że prawie się rozryczałaś? – Zapytał. W jego głosie nie było złośliwości, jadu. To pytanie było czysto informacyjne. Był nieco wścibski i chciał wiedzieć co zmusiło ją do łez.
- Nie jest żałosny! – Odpowiedziała kąśliwie i odwróciła od niego wzrok. To było całkowicie w jego stylu. Wścibski, arystokratyczny, wywyższający się gbur. I w dodatku myślał że może mieć każdego.
- Nie kłóć się Granger. Ale właściwie to jesteście siebie warci. Ty taka szlama i on rudy biedak. Idealny los dla brudno krwistych – syknął w jej kierunku i uśmiechnął się z satysfakcją, widząc jej czerwieniącą się twarz ze złości.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Myliłam się co do ciebie – rzuciła i minęła go, żeby zabrać Rona do zamku.
- Zaraz zaraz Granger. Nie tak szybko! – Złapał ją za ramię i cofnął kilka kroków, tak że stała teraz przed nim.
- CO?! – Krzyknęła w jego twarz i odwróciła wzrok.
- A myślałaś że jaki jestem? – Zdziwił się i zaczął drążyć temat, wbijając w nią wzrok. Obserwował każdy jej ruch. Blada twarz, jasna cera i stalowe oczy wpatrywały się w jej czerwoną ze złości drobną twarz.
- Że się zmieniłeś. Że chociaż trochę przestałeś być taki wyniosły i zarozumiały. Że może będzie się dało z tobą normalnie rozmawiać. Szkoda że się myliłam – zmierzyła go wzrokiem z góry do dołu i odeszła, a Malfoy parsknął głośnym śmiechem. Tym razem jej nie zawrócił. Nie patrzył na nią. Patrzył na spokojną taflę jeziora. Granger naprawdę wierzyła że się zmieni? Że będzie inny? Wolne żarty. On nie mógł się zmienić. Ale sam sobie przyznał że to dręczenie innych już go trochę zmęczyło. Znudziło go to prześladowanie. To było przereklamowane.
Hermiona gwizdnęła na bijących się Crabba i Weasleya.
- Ron! Idziemy! – Krzyknęła tak by na pewno ją usłyszał. Obaj pozbierali się z ziemi. Crabbe i Draco zaśmiali się głośno.
- Weasley. Nie sądziłem że jesteś pod pantoflem tej szlamy – rechotał blondyn, ale rudzielec nawet na niego nie spojrzał.

*

Dracon został sam nad jeziorem i odprawił Crabba. Usiadł na tym samym kamieniu na którym wcześniej siedziała Granger. Nie odrywał wzroku od jeziora. W jego lustrze odbijało się pochmurne niebo. Rozkapryszone tak jak on. Zamyślił się. Wsadził ręce do kieszeni spodni i spuścił głowę niżej, opierając ją o kolana, kuląc się.
W całym zamku, jedyna osoba która w niego wierzyła że może być normalny, zwyczajny to Hermiona. I zawiódł nawet ją. Zawiódł ojca. A nawet matkę, która nigdy nie przestała go kochać. A teraz zawiódł i gryfonkę. Nigdy za nią nie przepadał. To był szlamowaty mól książkowy, przechwalający się i zarozumiały. Ale zmieniła się.
Wierzyła w niego. Dlaczego więc on sam w siebie nie wierzył? Dlaczego był taki niepewny siebie. W głębi, w środku. Był sam. Nie miał prawdziwych przyjaciół. Tak jak ona. Zabini trzymał się z nim, bo nikt go nie lubił, a Crabbe od zawsze się go bał, razem z Goylem. Parkinson? Nawet nie miał siły myśleć o tej idiotce. To było najgorsze wcielenie kobiety, jakie kiedykolwiek poznał. Przyklejająca się, rozchichotana, pusta idiotka. Co mógł na to poradzić że na niego leciała? Że nie mógł się jej pozbyć. Tak po prostu się stało. Otrzepał swój tyłek, wstał i wrócił powolnym krokiem do zamku.

*

- Harry! Ile razy mam ci powtarzać! To mój, prywatny list! Nie oddam ci go. Napisałam Ginny że u ciebie wszystko dobrze, żeby się nie martwiła. Może sam do niej napiszesz, a nie będziesz czekać aż sama do ciebie napisze. Nie doczekanie twoje! Wysil się choć raz! – krzyczała Hermiona przy stole w wielkiej Sali.
- Daj spokój. Tylko raz sobie przeczytam – powiedział spokojnym, potulnym głosem.
- Nie! Powiedziałam ci coś! – pokręciła głową i zaczęła szukać wzrokiem Blaise’a. Siedział przy ślizgońskim stole z Crabbem i Pansy. Gdy spojrzał na nią, ona wskazała wzrokiem na wyjście z wielkiej Sali. Zabrała swoje rzeczy i wstała. Wyszła pośpiesznym krokiem. Chwilę później z Sali wyszedł Zabini i zaczął rozglądać się po korytarzu, gdzie dziewczyna mogła pójść. Ale ona nie zaszła za daleko. Stała pod ścianą i czekała na niego.
- Czego chcesz Granger? – zapytał spokojnym głosem, wkładając ręce do kieszeni.
- To co, idziemy robić to zadanie? – zapytała patrząc w jego twarz.
- Nie. Nie idziemy. Nigdzie z tobą nie pójdę Granger. Chyba coś ci się przyśniło – zmierzył ją wzrokiem i odwrócił się na pięcie. Wrócił do Parkinson i Crabba.
Oszołomiona Hermiona nie wiedziała co ma zrobić. Jak to coś jej się przyśniło? Więc tak wygląda odrzucony ślizgon? Ciekawe. Machnęła na niego ręką i poszła korytarzem do biblioteki. Jeśli on nie chce się z nią kontaktować to ona nie miała zamiaru go zmuszać. Pomyślała że to będzie coś miłego w jego kierunku, po tym co musiała zrobić. Ale on chyba odebrał to wszystko zbyt osobiście.

*

Neville spacerował z Luną w lesie, niedaleko gdzie stacjonowały Testrale. Ich rozmowa szła bardzo dobrze. Dyskutowali na różne tematy. Chłopak nawet wyluzował się na chwilę i zaczął żartować, co bardzo spodobało się Lovegood. Lubiła go i bardzo miło spędzało jej się z nim czas.
- Luno, ja powinienem ci coś powiedzieć – zaczął w końcu grząski temat, ale z głową wysoko podniesioną wpatrywał się w jej rozświetloną, radosną twarz.
- Czy coś się stało? – zapytała trochę przestraszona, ale odwzajemniła uśmiech który jej posłał.
- Nie! Nie! Tylko muszę ci się do czegoś przyznać – ponownie zaczął, a tym razem ona już mu nie przerywała. Powiedział jej że jest w niej szaleńczo zakochany, że zdał sobie z tego sprawę podczas wojny i bał się że już nigdy jej nie zobaczy. Opowiedział dokładnie o swoich uczuciach, ale nie sprecyzował czego od niej oczekuje.
- Neville, to bardzo miłe – zaczęła uśmiechając się do niego, trochę onieśmielona. Jej policzki czerwieniły się jak wiśnie – Ja też cię bardzo lubię. Miło by było spędzać razem trochę więcej czasu – dodała z szerokim uśmiechem. Zmierzali już do zamku. Luna dobrze wiedziała że chłopak jest bardzo nieśmiały i że to co wyznał było bardzo ciężkie dla niego. Dlatego gdy szli obok siebie, bardzo blisko zamku chwyciła jego dłoń i splotła ze swoją. Longbottom w ogromnym stresie spojrzał na ich dłonie, potem na jej uśmiechniętą twarz i uśmiechnął się szeroko. To było miłe z jej strony, że odważyła się zrobić to o czym myślał od momentu od kiedy wyszli z zamku na spacer.

*

Hermiona weszła do biblioteki i stanęła przy biurku pani Pince.
- Przyszłam odrobić zadanie z eliksirów. Nie będę zabierać żadnej książki – zameldowała i udała się do alejki w której ostatnio spędzała dużo czasu. Wyjęła księgę zatytułowaną „Wilkołaki, animagi. Czy to to samo?” i usadowiła się na parapecie. Otworzyła książkę i wyjęła rolkę pergaminu i pióro z kałamarzem. Zaczęła uważnie studiować rozdziały, zdanie po zdaniu czasami czytając je po kilka razy. Od momentu gdy weszła do biblioteki, miała wrażenie że ktoś ją obserwuje. To uczucie towarzyszyło jej przez cały pobyt.
Gdy zamknęła książkę i zabrała się za pisanie do alejki wszedł wysoki blondyn, Draco Malfoy. Dziewczyna pobladła, ale wróciła do pisania. Nerwowo stawiała litery na pergaminie.
- Mogę się przysiąść? – zapytał spokojnym głosem, spoglądając na nią. Nie odpowiedziała, tylko trochę przesunęła się w jedną ze stron. Uśmiechnęła się subtelnie i pisała kolejne zdania. Jedno po drugim z lekkością wychodziły spod jej pióra. Malfoy nie odzywał się. Nie czytał też żadnej książki. W milczeniu przyglądał się ukradkiem jak pracowała. Nie usłyszała ani jednego wrednego komentarza z jego strony, co mile ją zaskoczyło.
To było trochę dziwne, że siedzieli tak razem, bez słowa. Gryfonka i ślizgon, którzy toczyli ze sobą wojnę od pierwszej klasy. Przez siedem lat zaciekle ze sobą walczyli, a teraz byli w stanie siedzieć obok siebie, ramię w ramię i milczeć. A milczenie to było tak ogromnym komplementem dla nich. To była ich zaleta. Ich oboje. Gdy Hermiona skończyła pierwszą rolkę zabierała się za wyciągnięcie drugiej. W sumie miała do napisania aż trzy, a gdy tak dobrze jej to szło chciała skorzystać. Nie zrobiła tego. Zwinęła pergamin i schowała go do toby. Spojrzała na niego i ich spojrzenia się spotkały.
- Dlaczego chciałaś żebym się zmienił? – przeszył ją jego chłodny głos. Po plechach przeszedł jej dreszcz. Odwróciła od niego wzrok i wbiła go w regał z książkami. Oddychała powoli. Drżała. Właściwie sama nie wiedziała dlaczego wierzyła że się zmienił, mimo iż tego nie okazywał. Czuła to. To ta jej cholerna wiara w ludzi i w drugie szanse. Spojrzała na niego, a dreszcze ustały. Uśmiechnęła się do niego. To był najbardziej szczery uśmiech z jej strony, jaki kiedykolwiek widział.
- To moja wada. Za bardzo wierzę w ludzi. Nawet w tych, którzy dla większości wydają się być źli – odpowiedziała mu, spoglądając ze spokojem w jego stalowe tęczówki.
Draco przyjrzał jej się uważniej. Nie wiedział co właściwie robił. Dlaczego siedział od kilku godzin w bibliotece, z Granger i czuł się z tym dobrze. Tylko czasem miał ochotę powiedzieć coś uszczypliwego, ale się powstrzymywał.
- Nikt we mnie nigdy nie wierzył – powiedział niemal szepcząc. Powiedział to tak cicho, że Hermiona musiała kilka razy powtórzyć sobie w głowie to zdanie aby do niej dotarło co właśnie powiedział jej Malfoy. Czy.. Nie to nie możliwe. Czy on jej się zwierzał? Wiedziała że będzie tego żałować. Że jutro, albo nawet za kilka godzin, minut wróci do swojej skorupy i zacznie być tym samym wrednym i bezczelnym ślizgonem.
- Już późno. Chodźmy na kolacje – powiedziała z kamienną twarzą. Nie wiedziała jak ma to wszystko rozumieć. To co właśnie się wydarzyło. To było trochę dziwne. Nigdy nie zbliżyła się do żadnego ze śliznogów, zwłaszcza do ich przywódcy – Jeśli już tak bardzo się zaprzyjaźniliśmy to może usiądziesz koło mnie na kolacji? – dodała sarkastycznie, rozładowując tym sytuację bo oboje parsknęli śmiechem.
- Nie no Granger. Czy ty się przede mną płaszczysz? – prychnął nadal się śmiejąc.
- Oczywiście. Nie mam co robić. Ojej – zasłoniła swoje usta dłońmi, a na jej twarzy pojawiło się rozbawienie – Muszę uważać bo sobie jeszcze pomyślisz, że to co mówiła Pansy jest prawdą – zaśmiała się melodyjnie i wyszli z biblioteki. Jak równi sobie. Obok siebie. Miała nadzieję że nie pamiętał tego co powiedziała ślizgonka, ale niestety zrozumiał o co jej chodziło.
- Wiesz, to właściwie tak wygląda – sarknął blondyn i spojrzał w jej roześmiane oczy. To było takie naturalne.
- Uważaj. Bo jeszcze się we mnie zakochasz! – ostrzegła go widząc że uważnie się jej przygląda. Odwrócił wzrok. Wyglądał jakby był zdenerwowany – Żartowałam! – powiedziała surowo i skręcili korytarzem w prawo – Widzisz. To nie takie trudne rozmawiać normalnie. Wiedziałam że da się to z tobą wykonać, ale ty tylko w kółko te swoje durnowate zaczepki - przewróciła oczami. Doszli do rozwidlenia. Korytarz prowadził i w prawo i w lewo. Hermiona stojąc po prawej stronie Dracona ruszyła w prawo, a on w lewo co skutkowało ich zderzeniem.
- Uważaj Granger! – prychnął w jej stronę. Przepuścił ją przodem i razem skręcili w prawo. Zwyczajnie się zagapił. To było kolejna dziwna rzecz która wydarzyła się tego dnia. Zanim weszli do wielkiej Sali, Dracon posłał jej ostatni szczery uśmiech tego wieczora i weszli równocześnie do środka rozchodząc się do swoich stołów. Hermiona usiadła między Harry’m a Neville’m. Właściwie była sama. Ron dyskutował o czymś z wybrańcem, a Luna chichotała razem z Neville’m i dyskutowali na jakiś bardzo śmieszny temat.
Nałożyła sobie pudding, nalała trochę soku dyniowego i siedziała jedząc. Zastanawiała się nad tym dziwnym dniem. Najpierw musiała spławić Zabiniego. Który wydawał się być mimo to zainteresowany pracą z nią w bibliotece. Później musiała dać kosza Ronowi. Który w końcu w dał się w bójkę z Crabbe’em w lesie, a ona droczyła się z Draconem. Następnie Blaise stwierdził że musiała sobie wymyślić że byli umówieni do biblioteki i poszła tam sama, gdzie przesiedziała kilka godzin w towarzystwie Malfoy’a. Zaczęła swoją pracę. A gdy wróciła do stołu, do wielkiej Sali nikt z jej przyjaciół nie zauważył jej długotrwałej nieobecności i w ogóle faktu że się do nich przysiadła.
Jadła posiłek zastanawiając się nad tym dziwnym biegiem losu. Spojrzała na stół przy którym siedziała garstka ślizgnoów. Blaise nie patrzył na nią, tylko zaczepiał Pansy. Rozejrzała się bardziej i dostrzegła Dracona który nic nie jadł. Wbił spojrzenie w jeden punkt i był strasznie nieobecny. To wydało jej się dodatkowo dziwne, po tym wszystkim.
Mimo tego że dobrze jej się rozmawiało z blondynem i chętnie czasem przeszła by się z nim gdzieś, wiedziała że nie wolno jej nikomu o tym powiedzieć. Bo Draco na zewnątrz nadal udawał że jest tak samo irytujący, nadal się wywyższał.
- Hermiono, gdzie byłaś cały wieczór? Szukałem cię – w końcu jej obecność zauważył Harry i wyrwał ją z zadumy nad kawałkiem ciasta.
- W bibliotece. Robiłam pracę dla Snape’a – odpowiedziała spokojnie i przeniosła wzrok z kielicha pełnego soku na przyjaciela.
- W każdym razie, chciałem cię przeprosić – uśmiechnął się do niej przepraszająco. Ona nadal była nieobecna mimo że starała się udawać że słucha go uważnie.
- Co? – zapytała wreszcie, otrząsając się z zamyślenia.
- No, przeprosić – powtórzył chłopak.
- Ale zaraz Harry. Za co? – zapytała zupełnie zdziwiona. Starała sobie przypomnieć czy pokłóciła się z nim, ale nic takiego nie przychodziło jej do głowy.
- No za to że tak naciskałem na ciebie, żebyś pokazała mi ten list o Ginny. Miałaś rację. Powinienem był sam do niej napisać, a nie wykorzystywać ciebie. Przepraszam – powiedział jeszcze raz, ze skruszoną miną.
- Nie ma sprawy. I cieszę się że zrozumiałeś – uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił.
- Widziałaś Lunę i Neville’a? – szepnął jej do ucha i pokazał palcem na siedzących niedaleko.
- Co z nimi nie tak? – te kilka godzin w bibliotece, wyglądały jak lata. Czy aż tyle mogło się zmienić między wszystkimi w zamku.
- Neville zrobił pierwszy krok i teraz chodząc po całym zamku za rękę! – opowiedział uradowany wybraniec i wyszczerzył się – Poradziłem mu żeby usiadł obok niej na obiedzie i widzisz! Podziałało! – był z siebie dumny jak paw.
- Ojejku! To wspaniale – powiedziała jakby znowu wyrwana z transu. Harry wrócił do dyskusji z Weasley’em, a wzrok Hermiony przykuł wchodzący do Sali Bill. Wyglądał na trochę skołowanego. Przerwała jedzenie i gdy mijał ich zatrzymała go za ramię.
- Hermiono przepraszam ale nie mam ochotę rozmawiać – powiedział cicho i odwrócił się. Dziewczyna nie dała za wygraną i stanęła przed nim.
- Co się dzieje Bill? Mi możesz powiedzieć – uśmiechnęła się delikatnie i starała się znaleźć odpowiedź na swoje pytanie w jego oczach. Nie odpowiedział. Milczał ze spuszczoną głową.
- Dostałem sowę od Fleur – powiedział smętnie, nadal uciekając wzorkiem od gryfonki.
- I..? – starała się pomóc mu to powiedzieć. Nawet nie domyślała się o co może chodzić i dlaczego sowa od jego żony mogła sprawić mu tyle przykrości.
- Dalsza część kłótni… - wydusił wreszcie i odważył się spojrzeć jej w oczy. Uśmiechała się do niego delikatnie, starając jakby poprawić humor i jego samego zmusić do uśmiechu.
- Nie martw się. Będzie dobrze! Zobaczysz! – dotknęła go w ramię i dała mu przejść. Wróciła na swoje miejsce i dokończyła jedzenie.

*

Harry, Ron i Neville wchodzili do wieży Gryffindoru przez dziurę za obrazem grubej damy.
- Widzisz! Mówiłem ci. Dasz radę! I dałeś! – mówił Harry do Neville’a ciesząc się razem z nim.
- Ale Neville, jesteś pewien że chcesz chodzić z Pomyluną? – zapytał nagle Ron, z przerażoną minę – bo wiesz. Ona jest trochę… dziwna! – dodał i spojrzał ze zdziwieniem na gryfona.
- I co z tego? Jest bardzo miła – powiedział rozmarzony Longbottom i nie zwracając uwagi na nic skierował się od razu do dormitorium.
Na dwóch fotelach przed kominkiem siedziała Hermiona z Deanem. Ten widok trochę zdziwił chłopaków.
- A wy co tu robicie? – zapytał nagle Ron, mierząc wzrokiem Thomasa.
- Rozmawiamy. Przynajmniej Dean mnie zauważa – prychnęła gryfonka i wróciła do tematu, o którym rozmawiali.
- Przepraszam że przeszkadzam, ale kto cię niby nie zauważa? – oburzył się Ron, a jego twarz zaczynała przypominać jego marchewkowe włosy.
- Ty! I Harry. Oprócz jego przeprosin nie odezwaliście się do mnie przez całą kolację! – powiedziała z żalem i patrzyła teraz to na Rona to na Harry’ego.
- Bo wiesz, teraz ty się zadajesz ze ślizgonami! – odpowiedział jej Ron, starając się zaakcentować to jako wielką tragedię.
- Słucham?! – ryknęła Hermiona i wstała z krzesła – To ty dałeś się sprowokować Crabbowi i zostawiłeś mnie samą z Malfoyem! – krzyknęła. Mierzyła go teraz wzrokiem od góry do dołu.
- A kto potajemnie umawia się z Zabinim? – wytknął jej z miną przepełnioną bólem.
- Czyś ty oszalał?! Nie umawiam się z Zabinim! Jeszcze nie oszalałam! – odwróciła się na pięcie i zanim wspięła się po schodach dodała – Zastanówcie się nad sobą zanim następnym razem kogoś oskarżycie. Przepraszam Ron że dostałeś kosza, ale sam widzisz co robisz i jak się zachowujesz. Nie ufasz mi i oskarżasz mnie o jakieś wymyślone przez siebie historyjki. Żałosne.
Weszła po schodach i trzasnęła głośno drzwiami od swojego dormitorium. Nie wyszła z niego przez resztę wieczoru.

3 komentarze:

  1. Jejku, jejku, jejku <3 Malfoy i Hermiona to najlepsze co może być <3

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham Cię ! <3

    U mnie nowy rozdział. Zapraszam :)
    http://antiquus-hostis-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. CZEKAM I CZEKAM A TU NIC! jak możesz się tak nad nami znęcać?1 :D

    OdpowiedzUsuń