Tak więc, jeśli ktoś byłby zainteresowany Angielską wersją tego opowiadania to zapraszam tutaj: http://www.fanfiction.net/s/9112852/1/So-close
Kolejny dzień zapowiadał się nieco lepiej niż poprzedni. Hermiona wstała z o wiele lepszym humorem. Jeszcze przed śniadaniem poszła do sowiarni i oddała list jednej ze szkolnych sów. Na śniadanie zjadła wielki talerz płatków kukurydzianych w kształcie smoków. Wypiła dwa kielichy soku dyniowego i pognała do lochów gdzie czekały ją trzy długie godziny użerania się ze ślizgonami i profesorem Snape’em. Ale dzisiaj wcale jej to nie przerażało. Chciała zmierzyć się z tym. Wiedziała że to jest część jej dnia i że tak będzie przez najbliższy miesiąc i więcej i że musi to wytrzymać a to było najlepsze lekarstwo aby jakoś to przeżyć.
Kolejny dzień zapowiadał się nieco lepiej niż poprzedni. Hermiona wstała z o wiele lepszym humorem. Jeszcze przed śniadaniem poszła do sowiarni i oddała list jednej ze szkolnych sów. Na śniadanie zjadła wielki talerz płatków kukurydzianych w kształcie smoków. Wypiła dwa kielichy soku dyniowego i pognała do lochów gdzie czekały ją trzy długie godziny użerania się ze ślizgonami i profesorem Snape’em. Ale dzisiaj wcale jej to nie przerażało. Chciała zmierzyć się z tym. Wiedziała że to jest część jej dnia i że tak będzie przez najbliższy miesiąc i więcej i że musi to wytrzymać a to było najlepsze lekarstwo aby jakoś to przeżyć.
W
korytarzu natknęła się na Lunę która z uśmiechem szła w tym
samym kierunku co ona. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko do
Hermiony i razem poszły schodami w dół do lochów.
-
Wyspałaś się? – Zagadnęła Granger czego nigdy wcześniej nie
robiła. Lovegood nieco się zdziwiła że gryfonka sama zaczęła
rozmowę, ale uśmiechnęła się do niej ciepło.
-
Tak. Chyba już przyzwyczaiłam się do tego że spędzę tutaj całe
wakacje, z dala od mojego łóżka – powiedziała wesoło.
Obie
weszły do Sali eliksirów i zajęły swoje miejsca. Hermiona
uśmiechnęła się szeroko do Pansy, Dracona i Zabiniego. Crabba z
jakiś powodów dzisiaj nie było. Malfoy od razu zaczął szeptać
coś do Parkinson i oboje ze zdziwieniem patrzyli na gryfonkę.
Blaise z kolei odwzajemnił uśmiech, mając nadzieję że to wróży
coś lepszego niż wczorajsza ucieczka dziewczyny do skrzydła
szpitalnego.
-
Dzisiaj ważycie eliksir który utrudnia wilkołakowi przeobrażanie
się w wilkołaka z postaci ludzkiej. Sposób przyrządzania macie na
stronie czterdziestej piątej. Wasze zadanie domowe to trzy rolki
pergaminu o wilkołakach. Tak żeby dopełnić temat. Macie czas do
piątku. Jakieś pytania? – Syknął nietoperz zapisując listę
ingrediencji potrzebnych im do sporządzenia wywaru.
Hermiona
zgłosiła się. Czekała spokojnie aż ją wyznaczy. Nie miała
zamiaru dawać mu kolejnego powodu żeby dostać szlaban.
-
Grangerr? – Zaakcentował literę r i niechętnie spojrzał na
dziewczynę.
-
Profesorze wszyscy już wiedzą że profesor Lupin jest wilkołakiem.
Więc skąd to zadanie? – Zapytała spokojnie, starając się aby
jej głos nie drżał.
-
Gdybyś nie zauważyła Granger, Lupin jest między nami. Gdybyś
była choć trochę bardziej błyskotliwa domyśliłabyś się że
warzycie to dla niego. To polecenie Dumbledore’a. Koniec pytań –
warknął i skończył zapisywać składniki – Wracam tu za trzy
godziny. Każdy ma zrobić dwa kociołki – dodał przy drzwiach i
zniknął za nimi.
Gryfonka
uśmiechnęła się do Luny i wyciągnęła swoją książkę z
torby. Otworzyła na odpowiedniej stronie i przeczytała sposób
przyrządzania trzy razy. Następnie przyjrzała się uważnie
składnikom które będą im potrzebne. Zaczęła wrzucać pojedyncze
składniki. Wszystko robiła bardzo dokładnie. I wszystko robiła od
razu do dwóch kociołków. Musiała wyczekać dwadzieścia minut,
ponieważ tak było w książce. Usiadła posłusznie przy ławce
szkolnej i zaczęła przeglądać któryś z podręczników, jakie
miała akurat w torbie.
-
Granger – usłyszała głos a przed nią stał Blaise. Zrobiła się
blada jak ściana. Myślała że wszystko załatwi tak od ręki. Bez
stresu. Że to będzie bardzo proste. Ale nie gdy ślizgon stał
przed nią i ewidentnie chciał porozmawiać o tamtym incydencie.
-
Tak Blaise? – Odpowiedziała spokojnie, i spojrzała na niego znad
książki. Przełknęła ślinę i starała się uspokoić oddech.
-
Musimy pogadać – odpowiedział jej i nerwowo zerknął na Malfoya.
Teraz wszystko już rozumiała. Więc Draco o niczym nie wiedział. A
jeśli by się dowiedział mogłoby to się źle skończyć dla
Zabiniego i dla Hermiony.
-
Później – uśmiechnęła się delikatnie i wróciła do książki,
dla niepoznaki. Na ich nieszczęście Parkinson obserwowała
wszystko.
-
Hej Granger! Czyżbyś zmieniła front i polujesz teraz na naszego
diabła? – Syknęła jadowicie w stronę gryfonki. Tym razem
Hermiona nie uśmiechnęła się. Odłożyła książkę i wstała.
Podeszła do stolika ślizgonki i zmierzyła ją wzrokiem od góry do
dołu.
-
Pansy jest mi tak bardzo przykro że moja osoba sprawia ci tyle
problemów. Widzę że czujesz się bardzo zagrożona w swoim gronie.
Czyżbyś nie była pewna swojej pozycji w stadzie? – Zapytała
unosząc jedną brew do góry.
-
O co ci chodzi Granger? – Dziewczyna najwyraźniej była zbyt
głupia żeby zrozumieć że przed chwilą została obrażona.
-
Posłuchaj. Postaram ci się to powiedzieć najbardziej na twoim
poziomie jak zdołam. Draco, ta wielka, arystokratyczna świnia i
mnie nie interesuje, rozumiesz? Prędzej wolałabym umrzeć niż z
nim chodzić. Jasne? A z Blaisem nic mnie nie łączy. I sądzę że
łatwiej jest zwyczajnie podejść i zapytać. Ja nie wyśmieje
ciebie, w porównaniu do ciebie. To dlatego nie masz koleżanek.
Nawet wśród ślizgonów – prychnęła gryfonka i wróciła na
swoje miejsce. Zamieszała swoje wywary i dodała kilka składników.
-
Ale jej powiedziałaś – szepnęła do niej Luna i uśmiechnęła
się od ucha do ucha.
Malfoy
miał wykrzywioną minę i mierzył wzrokiem Granger. To co
powiedziała brzmiało jak wyzwanie. Zwłaszcza w jego uszach. Na
niego zawsze leciały wszystkie ślizgonki i nawet niektóre
krukonki. Raz dostał walentynkę od gryfonki, niestety od
pierwszoklasistki. A ona wyglądała na zupełnie nim
niezainteresowaną.
Wyładniała.
Zaokrągliła się tam gdzie trzeba i nabrała talii, którą chowała
pod swetrami. Jej włosy przestały się wywijać w każdym kierunku
i stały się bardziej posłuszne. Jej brązowe oczy w kształcie
migdałów przestały ślęczeć tylko nad książkami, a częściej
zaczęły się rozglądać. Jej pełne, czerwone usta częściej
pokazywały dwa rzędy śnieżnobiałych zębów niż wcześniej.
Dlatego Ron zwariował i koniecznie chciał wiedzieć, czy jeszcze
jest dla nich szansa. Dlatego też Blaise odważył się na tak
drastyczny krok i dlatego też Malfoy zastanawiał się nad
przyjęciem wyzwania.
Gdy
wszystko wydawało się być już gotowe, a wyznaczone trzy godziny
dobiegały końca Mistrz Eliksirów wtargnął do Sali, głośno
zatrzaskując za sobą drzwi.
-
Skończone? – Podszedł do Luny i Hermiony.
-
Tak panie profesorze – uśmiechnęła się dumnie blondynka i
pokazała na dwa parujące kociołki.
-
Granger? – Spojrzał bardziej na gryfonkę.
-
Oczywiście, skończone profesorze – uśmiechnęła się i wrzuciła
dwie książki do swojej torby.
-
Draco, Pansy? – Podszedł teraz do swoich podopiecznych.
-
E… miałem problemy. Zrobiłem tylko jeden – powiedział blondyn,
z przepraszającym uśmiechem na twarzy.
-
Może być. Parkinson, Zabini? – Odsunął się od Malfoya.
-
Tak, zrobione – powiedział chłopak. Nie patrzył na Snape’a,
ani nigdzie. Patrzył prosto na swoją ławkę. Było mu źle i
przykro, bo Hermiona na forum powiedziała że nic ich nie łączy.
Mimo że nie chciał żeby Draco się dowiedział o jego uczuciach,
ale trafiło to do jego wiadomości z jaką łatwością zaprzeczyła
wszystkiemu.
-
Możecie iść – prychnął nietoperz.
Blaise
razem z Hermioną wyszli ostatni. Luna szła przed nimi, ale gdy
znaleźli się na korytarzu odwróciła się przodem do gryfonki.
-
Zajmij mi miejsce, dobrze? – Zanim krukonka zdążyła cokolwiek
powiedzieć, Granger już jej odpowiedziała. Blondynka przytaknęła
tylko i zniknęła. W podskokach udała się na górę. Po Mafloyu i
Pansy też nie było już śladu – nie chciałam żeby tak to
wyszło. Nie chciałam tego mówić w ten sposób. Blaise ja cię w
ogóle nie znam! Ale.. – Widząc smutną minę chłopaka
postanowiła jednak zaproponować mu spędzanie odrobiny czasu razem.
-
Co ale? – Zapytał zrezygnowany, spoglądając w jej brązowe oczy.
-
Ale możemy razem zrobić to zadanie dla Snape’a. W bibliotece.
Tylko nie dziś. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw. Dobrze? –
Zapytała i uśmiechnęła się do niego. Chłopak odwzajemnił
uśmiech i wyglądał na trochę bardziej pocieszonego. Zawsze
istniała jakaś tam nadzieja, gdzieś głęboko i daleko. Ale zawsze
i to trzymało go przy tym uśmiechu – A teraz idę na obiad.
Umieram z głodu! – Powiedziała i puściła się w bieg po
schodach. Jak zwykle spóźniła się na obiad, ale większość
dopiero się schodziła. Na wejściu dostrzegła machającą Lunę,
która wskazywała na zajęte miejsce obok niej. Przeszła przez
połowę wielkiej Sali i zajęła miejsce obok niej.
-
Jeeej. Dzięki! – Powiedziała z uśmiechem. Chwilę później po
jej lewej stronie usiadł Hary i zaraz obok niego Ron. Z kolei koło
krukonki pojawił się Neville.
-
Cześć Neville – powiedziała Luna i uśmiechnęła się do niego
szeroko.
-
Witaj Luno. Jak dzisiaj było na zajęciach? – Zapytał, nakładając
sobie nóżkę z kurczaka na talerz.
-
Ważyliśmy eliksir dla profesora Lupina. A czego ty dziś się
nauczyłeś? – Zapytała i wsadziła sobie wielką łyżkę piure
ziemniaczanego na talerz. Harry ukradkiem uśmiechnął się do
kolegi.
-
Właściwie dzisiaj nie było nic ciekawego – powiedział i również
nałożył sobie zmiksowanych kartofli.
-
Może wybierzesz się ze mną na spacer po obiedzie? – Zapytała
jedząc posiłek.
-
Jasne. Chętnie – uśmiechnął się szeroko i spojrzał na
Pottera, który niemal nie zaczął krzyczeć z radości.
Hermiona
przeżuwała właśnie swoje mięso i zaraz miała zabrać się za
deser. Była trochę przybita, ale spojrzała na Zabiniego kątem
oka, który chichotał z Crabbem. Od razu zrobiło jej się lepiej i
uśmiechnęła się sama do siebie.
-
Ron, my też powinniśmy się przejść – powiedziała spokojnie.
Wiedziała że musi wreszcie wszystko wydusić z siebie, żeby poczuć
się lepiej. Nie lubiła tak niezręcznych sytuacji. Wprawiały ją w
zakłopotanie w codziennych stosunkach z przyjacielem.
-
Jasne – powiedział zadowolony rudzielec. Wreszcie dostanie to
czego chciał. Odpowiedzi. Czekał na to tyle czasu, że obiad minął
mu szybciej niż zwykle. Zjadł w sumie pięć nóżek z kurczaka.
Hermiona
przez resztę obiadu żałowała że to powiedziała. Wiedziała że
to już ten czas, ale wcale się do tego nie paliła. Musiała
jeszcze zastanowić się gdzie mogą pójść żeby nikt im nie
przeszkadzał. I wtedy przypomniała sobie jak siedziała z Harrym
nad jeziorem i wysłuchiwali relacji z rozprawy Hagrida i
Hardodzioba.
Dlatego
gdy Weasley skończył jeść, skierowali się tam. Hermiona usiadła
na kamieniu a Ron nerwowo chodził wzdłuż linii brzegowej i wrzucał
kamienie do wody.
-
Powiedz to. No powiedz już – krzyknął po chwili milczenia.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i przymknęła oczy na chwilę.
Nie wiedziała jeszcze co tak naprawdę ma mu powiedzieć oprócz
tego że nie chce z nim być.
-
Ron. Ja nie wiem czemu ale to nie wyjdzie. Przepraszam cię. Jesteś
moim najlepszym przyjacielem i… - w jej oczach stanęły łzy.
Uwielbiała Rona i lubiła spędzać z nim czas ale to za wiele. Nie
chciała go stracić a wiedziała że była bliska tego. Rudzielec
już miał się wkurzyć, rzucił ostatni kamień do wody i odwrócił
się w jej stronę. Widząc łzy w oczach przyjaciółki podszedł do
niej bliżej.
-
Nieprzestane nim być – powiedział to zupełnie nie w jego stylu i
uśmiechnął się niechętnie. Zależało mu na niej, a ona mu
odmówiła. Ale on też nadal chciał się z nią przyjaźnić.
-
Przepraszam cię Ron. Naprawdę. Bardzo cię przepraszam –
szlochała. Weasley podszedł do niej i przytulił ją. Ona owinęła
ręce wokół jego szyi i przylgnęła go niego.
-
Okej. Spokojnie. Jakoś będzie – uśmiechnął się i usiadł obok
niej.
-
Uuu. Chyba przerywam w randce – usłyszeli lodowaty głos, a po
chwili blond grzywę Dracona, a obok niego Crabba. Gdy zobaczył łzy
na policzkach dziewczyny zupełnie zamilkł i żadne słowa które
mogłyby ich obrazić nie przychodziły mu do głowy.
-
Odejdź Malfoy – Hermiona powiedziała spokojnie, wycierając łzy.
Ron ruszył w kierunku Mafloya i Crabba. Zaczął się siłować z
tym drugim i wpadli gdzieś w lesie w jakąś dziurę.
-
Granger… wszystko okej? – Malfoy podszedł do niej bliżej.
-
Draco. A ty się dobrze czujesz? – Zapytała złośliwie ale w jego
oczach zobaczyła troskę.
-
Oszalałaś Granger? – Warknął i wstał.
-
To ja powinnam zapytać ciebie o to – odpowiedziała i ze spokojem
wpatrywała się w jego wysoką lecz drobną sylwetkę.
-
Więc co takiego zrobił Weasley, jest bardziej żałosny niż zwykle
że prawie się rozryczałaś? – Zapytał. W jego głosie nie było
złośliwości, jadu. To pytanie było czysto informacyjne. Był
nieco wścibski i chciał wiedzieć co zmusiło ją do łez.
-
Nie jest żałosny! – Odpowiedziała kąśliwie i odwróciła od
niego wzrok. To było całkowicie w jego stylu. Wścibski,
arystokratyczny, wywyższający się gbur. I w dodatku myślał że
może mieć każdego.
-
Nie kłóć się Granger. Ale właściwie to jesteście siebie warci.
Ty taka szlama i on rudy biedak. Idealny los dla brudno krwistych –
syknął w jej kierunku i uśmiechnął się z satysfakcją, widząc
jej czerwieniącą się twarz ze złości.
-
Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Myliłam się co do ciebie –
rzuciła i minęła go, żeby zabrać Rona do zamku.
-
Zaraz zaraz Granger. Nie tak szybko! – Złapał ją za ramię i
cofnął kilka kroków, tak że stała teraz przed nim.
-
CO?! – Krzyknęła w jego twarz i odwróciła wzrok.
-
A myślałaś że jaki jestem? – Zdziwił się i zaczął drążyć
temat, wbijając w nią wzrok. Obserwował każdy jej ruch. Blada
twarz, jasna cera i stalowe oczy wpatrywały się w jej czerwoną ze
złości drobną twarz.
-
Że się zmieniłeś. Że chociaż trochę przestałeś być taki
wyniosły i zarozumiały. Że może będzie się dało z tobą
normalnie rozmawiać. Szkoda że się myliłam – zmierzyła go
wzrokiem z góry do dołu i odeszła, a Malfoy parsknął głośnym
śmiechem. Tym razem jej nie zawrócił. Nie patrzył na nią.
Patrzył na spokojną taflę jeziora. Granger naprawdę wierzyła że
się zmieni? Że będzie inny? Wolne żarty. On nie mógł się
zmienić. Ale sam sobie przyznał że to dręczenie innych już go
trochę zmęczyło. Znudziło go to prześladowanie. To było
przereklamowane.
Hermiona
gwizdnęła na bijących się Crabba i Weasleya.
-
Ron! Idziemy! – Krzyknęła tak by na pewno ją usłyszał. Obaj
pozbierali się z ziemi. Crabbe i Draco zaśmiali się głośno.
-
Weasley. Nie sądziłem że jesteś pod pantoflem tej szlamy –
rechotał blondyn, ale rudzielec nawet na niego nie spojrzał.
*
Dracon
został sam nad jeziorem i odprawił Crabba. Usiadł na tym samym
kamieniu na którym wcześniej siedziała Granger. Nie odrywał
wzroku od jeziora. W jego lustrze odbijało się pochmurne niebo.
Rozkapryszone tak jak on. Zamyślił się. Wsadził ręce do kieszeni
spodni i spuścił głowę niżej, opierając ją o kolana, kuląc
się.
W
całym zamku, jedyna osoba która w niego wierzyła że może być
normalny, zwyczajny to Hermiona. I zawiódł nawet ją. Zawiódł
ojca. A nawet matkę, która nigdy nie przestała go kochać. A teraz
zawiódł i gryfonkę. Nigdy za nią nie przepadał. To był
szlamowaty mól książkowy, przechwalający się i zarozumiały. Ale
zmieniła się.
Wierzyła
w niego. Dlaczego więc on sam w siebie nie wierzył? Dlaczego był
taki niepewny siebie. W głębi, w środku. Był sam. Nie miał
prawdziwych przyjaciół. Tak jak ona. Zabini trzymał się z nim, bo
nikt go nie lubił, a Crabbe od zawsze się go bał, razem z Goylem.
Parkinson? Nawet nie miał siły myśleć o tej idiotce. To było
najgorsze wcielenie kobiety, jakie kiedykolwiek poznał.
Przyklejająca się, rozchichotana, pusta idiotka. Co mógł na to
poradzić że na niego leciała? Że nie mógł się jej pozbyć. Tak
po prostu się stało. Otrzepał swój tyłek, wstał i wrócił
powolnym krokiem do zamku.
*
-
Harry! Ile razy mam ci powtarzać! To mój, prywatny list! Nie oddam
ci go. Napisałam Ginny że u ciebie wszystko dobrze, żeby się nie
martwiła. Może sam do niej napiszesz, a nie będziesz czekać aż
sama do ciebie napisze. Nie doczekanie twoje! Wysil się choć raz! –
krzyczała Hermiona przy stole w wielkiej Sali.
-
Daj spokój. Tylko raz sobie przeczytam – powiedział spokojnym,
potulnym głosem.
-
Nie! Powiedziałam ci coś! – pokręciła głową i zaczęła
szukać wzrokiem Blaise’a. Siedział przy ślizgońskim stole z
Crabbem i Pansy. Gdy spojrzał na nią, ona wskazała wzrokiem na
wyjście z wielkiej Sali. Zabrała swoje rzeczy i wstała. Wyszła
pośpiesznym krokiem. Chwilę później z Sali wyszedł Zabini i
zaczął rozglądać się po korytarzu, gdzie dziewczyna mogła
pójść. Ale ona nie zaszła za daleko. Stała pod ścianą i
czekała na niego.
-
Czego chcesz Granger? – zapytał spokojnym głosem, wkładając
ręce do kieszeni.
-
To co, idziemy robić to zadanie? – zapytała patrząc w jego
twarz.
-
Nie. Nie idziemy. Nigdzie z tobą nie pójdę Granger. Chyba coś ci
się przyśniło – zmierzył ją wzrokiem i odwrócił się na
pięcie. Wrócił do Parkinson i Crabba.
Oszołomiona
Hermiona nie wiedziała co ma zrobić. Jak to coś jej się
przyśniło? Więc tak wygląda odrzucony ślizgon? Ciekawe. Machnęła
na niego ręką i poszła korytarzem do biblioteki. Jeśli on nie
chce się z nią kontaktować to ona nie miała zamiaru go zmuszać.
Pomyślała że to będzie coś miłego w jego kierunku, po tym co
musiała zrobić. Ale on chyba odebrał to wszystko zbyt osobiście.
*
Neville
spacerował z Luną w lesie, niedaleko gdzie stacjonowały Testrale.
Ich rozmowa szła bardzo dobrze. Dyskutowali na różne tematy.
Chłopak nawet wyluzował się na chwilę i zaczął żartować, co
bardzo spodobało się Lovegood. Lubiła go i bardzo miło spędzało
jej się z nim czas.
-
Luno, ja powinienem ci coś powiedzieć – zaczął w końcu grząski
temat, ale z głową wysoko podniesioną wpatrywał się w jej
rozświetloną, radosną twarz.
-
Czy coś się stało? – zapytała trochę przestraszona, ale
odwzajemniła uśmiech który jej posłał.
-
Nie! Nie! Tylko muszę ci się do czegoś przyznać – ponownie
zaczął, a tym razem ona już mu nie przerywała. Powiedział jej że
jest w niej szaleńczo zakochany, że zdał sobie z tego sprawę
podczas wojny i bał się że już nigdy jej nie zobaczy. Opowiedział
dokładnie o swoich uczuciach, ale nie sprecyzował czego od niej
oczekuje.
-
Neville, to bardzo miłe – zaczęła uśmiechając się do niego,
trochę onieśmielona. Jej policzki czerwieniły się jak wiśnie –
Ja też cię bardzo lubię. Miło by było spędzać razem trochę
więcej czasu – dodała z szerokim uśmiechem. Zmierzali już do
zamku. Luna dobrze wiedziała że chłopak jest bardzo nieśmiały i
że to co wyznał było bardzo ciężkie dla niego. Dlatego gdy szli
obok siebie, bardzo blisko zamku chwyciła jego dłoń i splotła ze
swoją. Longbottom w ogromnym stresie spojrzał na ich dłonie, potem
na jej uśmiechniętą twarz i uśmiechnął się szeroko. To było
miłe z jej strony, że odważyła się zrobić to o czym myślał od
momentu od kiedy wyszli z zamku na spacer.
*
Hermiona
weszła do biblioteki i stanęła przy biurku pani Pince.
-
Przyszłam odrobić zadanie z eliksirów. Nie będę zabierać żadnej
książki – zameldowała i udała się do alejki w której ostatnio
spędzała dużo czasu. Wyjęła księgę zatytułowaną „Wilkołaki,
animagi. Czy to to samo?” i usadowiła się na parapecie. Otworzyła
książkę i wyjęła rolkę pergaminu i pióro z kałamarzem.
Zaczęła uważnie studiować rozdziały, zdanie po zdaniu czasami
czytając je po kilka razy. Od momentu gdy weszła do biblioteki,
miała wrażenie że ktoś ją obserwuje. To uczucie towarzyszyło
jej przez cały pobyt.
Gdy
zamknęła książkę i zabrała się za pisanie do alejki wszedł
wysoki blondyn, Draco Malfoy. Dziewczyna pobladła, ale wróciła do
pisania. Nerwowo stawiała litery na pergaminie.
-
Mogę się przysiąść? – zapytał spokojnym głosem, spoglądając
na nią. Nie odpowiedziała, tylko trochę przesunęła się w jedną
ze stron. Uśmiechnęła się subtelnie i pisała kolejne zdania.
Jedno po drugim z lekkością wychodziły spod jej pióra. Malfoy nie
odzywał się. Nie czytał też żadnej książki. W milczeniu
przyglądał się ukradkiem jak pracowała. Nie usłyszała ani
jednego wrednego komentarza z jego strony, co mile ją zaskoczyło.
To
było trochę dziwne, że siedzieli tak razem, bez słowa. Gryfonka i
ślizgon, którzy toczyli ze sobą wojnę od pierwszej klasy. Przez
siedem lat zaciekle ze sobą walczyli, a teraz byli w stanie siedzieć
obok siebie, ramię w ramię i milczeć. A milczenie to było tak
ogromnym komplementem dla nich. To była ich zaleta. Ich oboje. Gdy
Hermiona skończyła pierwszą rolkę zabierała się za wyciągnięcie
drugiej. W sumie miała do napisania aż trzy, a gdy tak dobrze jej
to szło chciała skorzystać. Nie zrobiła tego. Zwinęła pergamin
i schowała go do toby. Spojrzała na niego i ich spojrzenia się
spotkały.
-
Dlaczego chciałaś żebym się zmienił? – przeszył ją jego
chłodny głos. Po plechach przeszedł jej dreszcz. Odwróciła od
niego wzrok i wbiła go w regał z książkami. Oddychała powoli.
Drżała. Właściwie sama nie wiedziała dlaczego wierzyła że się
zmienił, mimo iż tego nie okazywał. Czuła to. To ta jej cholerna
wiara w ludzi i w drugie szanse. Spojrzała na niego, a dreszcze
ustały. Uśmiechnęła się do niego. To był najbardziej szczery
uśmiech z jej strony, jaki kiedykolwiek widział.
-
To moja wada. Za bardzo wierzę w ludzi. Nawet w tych, którzy dla
większości wydają się być źli – odpowiedziała mu,
spoglądając ze spokojem w jego stalowe tęczówki.
Draco
przyjrzał jej się uważniej. Nie wiedział co właściwie robił.
Dlaczego siedział od kilku godzin w bibliotece, z Granger i czuł
się z tym dobrze. Tylko czasem miał ochotę powiedzieć coś
uszczypliwego, ale się powstrzymywał.
-
Nikt we mnie nigdy nie wierzył – powiedział niemal szepcząc.
Powiedział to tak cicho, że Hermiona musiała kilka razy powtórzyć
sobie w głowie to zdanie aby do niej dotarło co właśnie
powiedział jej Malfoy. Czy.. Nie to nie możliwe. Czy on jej się
zwierzał? Wiedziała że będzie tego żałować. Że jutro, albo
nawet za kilka godzin, minut wróci do swojej skorupy i zacznie być
tym samym wrednym i bezczelnym ślizgonem.
-
Już późno. Chodźmy na kolacje – powiedziała z kamienną
twarzą. Nie wiedziała jak ma to wszystko rozumieć. To co właśnie
się wydarzyło. To było trochę dziwne. Nigdy nie zbliżyła się
do żadnego ze śliznogów, zwłaszcza do ich przywódcy – Jeśli
już tak bardzo się zaprzyjaźniliśmy to może usiądziesz koło
mnie na kolacji? – dodała sarkastycznie, rozładowując tym
sytuację bo oboje parsknęli śmiechem.
-
Nie no Granger. Czy ty się przede mną płaszczysz? – prychnął
nadal się śmiejąc.
-
Oczywiście. Nie mam co robić. Ojej – zasłoniła swoje usta
dłońmi, a na jej twarzy pojawiło się rozbawienie – Muszę
uważać bo sobie jeszcze pomyślisz, że to co mówiła Pansy jest
prawdą – zaśmiała się melodyjnie i wyszli z biblioteki. Jak
równi sobie. Obok siebie. Miała nadzieję że nie pamiętał tego
co powiedziała ślizgonka, ale niestety zrozumiał o co jej
chodziło.
-
Wiesz, to właściwie tak wygląda – sarknął blondyn i spojrzał
w jej roześmiane oczy. To było takie naturalne.
-
Uważaj. Bo jeszcze się we mnie zakochasz! – ostrzegła go widząc
że uważnie się jej przygląda. Odwrócił wzrok. Wyglądał jakby
był zdenerwowany – Żartowałam! – powiedziała surowo i
skręcili korytarzem w prawo – Widzisz. To nie takie trudne
rozmawiać normalnie. Wiedziałam że da się to z tobą wykonać,
ale ty tylko w kółko te swoje durnowate zaczepki - przewróciła
oczami. Doszli do rozwidlenia. Korytarz prowadził i w prawo i w
lewo. Hermiona stojąc po prawej stronie Dracona ruszyła w prawo, a
on w lewo co skutkowało ich zderzeniem.
-
Uważaj Granger! – prychnął w jej stronę. Przepuścił ją
przodem i razem skręcili w prawo. Zwyczajnie się zagapił. To było
kolejna dziwna rzecz która wydarzyła się tego dnia. Zanim weszli
do wielkiej Sali, Dracon posłał jej ostatni szczery uśmiech tego
wieczora i weszli równocześnie do środka rozchodząc się do
swoich stołów. Hermiona usiadła między Harry’m a Neville’m.
Właściwie była sama. Ron dyskutował o czymś z wybrańcem, a Luna
chichotała razem z Neville’m i dyskutowali na jakiś bardzo
śmieszny temat.
Nałożyła
sobie pudding, nalała trochę soku dyniowego i siedziała jedząc.
Zastanawiała się nad tym dziwnym dniem. Najpierw musiała spławić
Zabiniego. Który wydawał się być mimo to zainteresowany pracą z
nią w bibliotece. Później musiała dać kosza Ronowi. Który w
końcu w dał się w bójkę z Crabbe’em w lesie, a ona droczyła
się z Draconem. Następnie Blaise stwierdził że musiała sobie
wymyślić że byli umówieni do biblioteki i poszła tam sama, gdzie
przesiedziała kilka godzin w towarzystwie Malfoy’a. Zaczęła
swoją pracę. A gdy wróciła do stołu, do wielkiej Sali nikt z jej
przyjaciół nie zauważył jej długotrwałej nieobecności i w
ogóle faktu że się do nich przysiadła.
Jadła
posiłek zastanawiając się nad tym dziwnym biegiem losu. Spojrzała
na stół przy którym siedziała garstka ślizgnoów. Blaise nie
patrzył na nią, tylko zaczepiał Pansy. Rozejrzała się bardziej i
dostrzegła Dracona który nic nie jadł. Wbił spojrzenie w jeden
punkt i był strasznie nieobecny. To wydało jej się dodatkowo
dziwne, po tym wszystkim.
Mimo
tego że dobrze jej się rozmawiało z blondynem i chętnie czasem
przeszła by się z nim gdzieś, wiedziała że nie wolno jej nikomu
o tym powiedzieć. Bo Draco na zewnątrz nadal udawał że jest tak
samo irytujący, nadal się wywyższał.
-
Hermiono, gdzie byłaś cały wieczór? Szukałem cię – w końcu
jej obecność zauważył Harry i wyrwał ją z zadumy nad kawałkiem
ciasta.
-
W bibliotece. Robiłam pracę dla Snape’a – odpowiedziała
spokojnie i przeniosła wzrok z kielicha pełnego soku na
przyjaciela.
-
W każdym razie, chciałem cię przeprosić – uśmiechnął się do
niej przepraszająco. Ona nadal była nieobecna mimo że starała się
udawać że słucha go uważnie.
-
Co? – zapytała wreszcie, otrząsając się z zamyślenia.
-
No, przeprosić – powtórzył chłopak.
-
Ale zaraz Harry. Za co? – zapytała zupełnie zdziwiona. Starała
sobie przypomnieć czy pokłóciła się z nim, ale nic takiego nie
przychodziło jej do głowy.
-
No za to że tak naciskałem na ciebie, żebyś pokazała mi ten list
o Ginny. Miałaś rację. Powinienem był sam do niej napisać, a nie
wykorzystywać ciebie. Przepraszam – powiedział jeszcze raz, ze
skruszoną miną.
-
Nie ma sprawy. I cieszę się że zrozumiałeś – uśmiechnęła
się do niego, a on odwzajemnił.
-
Widziałaś Lunę i Neville’a? – szepnął jej do ucha i pokazał
palcem na siedzących niedaleko.
-
Co z nimi nie tak? – te kilka godzin w bibliotece, wyglądały jak
lata. Czy aż tyle mogło się zmienić między wszystkimi w zamku.
-
Neville zrobił pierwszy krok i teraz chodząc po całym zamku za
rękę! – opowiedział uradowany wybraniec i wyszczerzył się –
Poradziłem mu żeby usiadł obok niej na obiedzie i widzisz!
Podziałało! – był z siebie dumny jak paw.
-
Ojejku! To wspaniale – powiedziała jakby znowu wyrwana z transu.
Harry wrócił do dyskusji z Weasley’em, a wzrok Hermiony przykuł
wchodzący do Sali Bill. Wyglądał na trochę skołowanego.
Przerwała jedzenie i gdy mijał ich zatrzymała go za ramię.
-
Hermiono przepraszam ale nie mam ochotę rozmawiać – powiedział
cicho i odwrócił się. Dziewczyna nie dała za wygraną i stanęła
przed nim.
-
Co się dzieje Bill? Mi możesz powiedzieć – uśmiechnęła się
delikatnie i starała się znaleźć odpowiedź na swoje pytanie w
jego oczach. Nie odpowiedział. Milczał ze spuszczoną głową.
-
Dostałem sowę od Fleur – powiedział smętnie, nadal uciekając
wzorkiem od gryfonki.
-
I..? – starała się pomóc mu to powiedzieć. Nawet nie domyślała
się o co może chodzić i dlaczego sowa od jego żony mogła sprawić
mu tyle przykrości.
-
Dalsza część kłótni… - wydusił wreszcie i odważył się
spojrzeć jej w oczy. Uśmiechała się do niego delikatnie, starając
jakby poprawić humor i jego samego zmusić do uśmiechu.
-
Nie martw się. Będzie dobrze! Zobaczysz! – dotknęła go w ramię
i dała mu przejść. Wróciła na swoje miejsce i dokończyła
jedzenie.
*
Harry,
Ron i Neville wchodzili do wieży Gryffindoru przez dziurę za
obrazem grubej damy.
-
Widzisz! Mówiłem ci. Dasz radę! I dałeś! – mówił Harry do
Neville’a ciesząc się razem z nim.
-
Ale Neville, jesteś pewien że chcesz chodzić z Pomyluną? –
zapytał nagle Ron, z przerażoną minę – bo wiesz. Ona jest
trochę… dziwna! – dodał i spojrzał ze zdziwieniem na gryfona.
-
I co z tego? Jest bardzo miła – powiedział rozmarzony Longbottom
i nie zwracając uwagi na nic skierował się od razu do dormitorium.
Na
dwóch fotelach przed kominkiem siedziała Hermiona z Deanem. Ten
widok trochę zdziwił chłopaków.
-
A wy co tu robicie? – zapytał nagle Ron, mierząc wzrokiem
Thomasa.
-
Rozmawiamy. Przynajmniej Dean mnie zauważa – prychnęła gryfonka
i wróciła do tematu, o którym rozmawiali.
-
Przepraszam że przeszkadzam, ale kto cię niby nie zauważa? –
oburzył się Ron, a jego twarz zaczynała przypominać jego
marchewkowe włosy.
-
Ty! I Harry. Oprócz jego przeprosin nie odezwaliście się do mnie
przez całą kolację! – powiedziała z żalem i patrzyła teraz to
na Rona to na Harry’ego.
-
Bo wiesz, teraz ty się zadajesz ze ślizgonami! – odpowiedział
jej Ron, starając się zaakcentować to jako wielką tragedię.
-
Słucham?! – ryknęła Hermiona i wstała z krzesła – To ty
dałeś się sprowokować Crabbowi i zostawiłeś mnie samą z
Malfoyem! – krzyknęła. Mierzyła go teraz wzrokiem od góry do
dołu.
-
A kto potajemnie umawia się z Zabinim? – wytknął jej z miną
przepełnioną bólem.
-
Czyś ty oszalał?! Nie umawiam się z Zabinim! Jeszcze nie
oszalałam! – odwróciła się na pięcie i zanim wspięła się po
schodach dodała – Zastanówcie się nad sobą zanim następnym
razem kogoś oskarżycie. Przepraszam Ron że dostałeś kosza, ale
sam widzisz co robisz i jak się zachowujesz. Nie ufasz mi i
oskarżasz mnie o jakieś wymyślone przez siebie historyjki.
Żałosne.
Weszła
po schodach i trzasnęła głośno drzwiami od swojego dormitorium.
Nie wyszła z niego przez resztę wieczoru.
Jejku, jejku, jejku <3 Malfoy i Hermiona to najlepsze co może być <3
OdpowiedzUsuńkocham Cię ! <3
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział. Zapraszam :)
http://antiquus-hostis-dramione.blogspot.com
CZEKAM I CZEKAM A TU NIC! jak możesz się tak nad nami znęcać?1 :D
OdpowiedzUsuń