czwartek, 28 marca 2013

So close - chapter 5

Następny ranek zapowiadał się jeszcze gorzej niż poprzedni wieczór. Zwlekła się łóżka. Była w podłym nastroju. Wszystko nie było tak jak chciała. To miały być wakacje jej, Rona i Harry’ego a po wczorajszej kłótni raczej nie liczyła na chociaż słowo od nich. Nie wiedząc czemu gdy zeszła na dół, do pokoju wspólnego Gryffindoru, natknęła się tam na Deana, siedzącego w fotelu przed kominkiem w którym jeszcze tlił się ogień.
- Dean, co tutaj robisz tak wcześnie? Przecież macie na dziewiątą… - zaczęła spokojnie, ale chłopak nie odpowiedział. Pomyślała że on też nie ma zamiaru się do niej odzywać bo chłopcy na pewno załatwili sprawę tak by teraz była całkiem sama. Spojrzała na jego smutną twarz, ale nie zatrzymała się nawet na chwilę. Była wściekła tak bardzo że chciała coś rozwalić.
Szybkim krokiem udała się do wielkiej Sali, gdzie czekało na nią śniadanie. Nikogo oprócz niej i Malfoya nie było. Nikogo nie było o tej porze. Może dlatego że była dopiero siódma, za wcześnie dla tych wszystkich leniuchów.
Dziewczyna nawet nie patrzyła na blondyna. Nałożyła sobie prosto z nadlatującego talerza dwa suche tosty i posmarowała je dżemem truskawkowym. Zaczęła jeść, wbijając wzrok w jeden punkt. Była przybita, wkurzona i smutna jednocześnie. Nie chciała z nikim rozmawiać. Nie chciała nic robić. Miała wszystko gdzieś. Ron przegiął sprawę. Zwłaszcza że poszła sama do biblioteki, bo Blaise jej odmówił, nagle no ale odmówił. I poszła tam sama. Nie ważne że siedziała tam z Draconem. Ale nawet jeśli, to dlaczego dla rudzielca to była aż taka zdrada? Nie robiła nic złego. Nie chodziła od razu z żadnym z nich. Po prostu zamieniła kilka normalnych słów z dwoma ślizgonami. To nic wielkiego.
Podpierała brodę swoją zgiętą ręką i tępo wpatrywała się w talerz. Nie miała nawet ochoty jeść. Gdy wcisnęła w siebie jednego z dwóch tostów, wstała od stołu zostawiając go na talerzu. Nie chciało jej się jeść. Nic jej się nie chciało.
Patrząc pod nogi, smętnym krokiem ruszyła ku wyjściu. I ku jej nieszczęściu musiała wpaść na Dracona, który nie spuszczał z niej wzroku od momentu gdy pojawiła się na śniadaniu. Tak naprawdę to on pozwolił na to aby na niego wpadła. Nie było świadków. Nikogo nie było. Zamek wydawał się być pusty o tak wczesnej porze.
- Chodź – chwycił ją za nadgarstek i wyprowadził z zamku. Przeszli przez dziedziniec wewnętrzny i zniknęli gdzieś w kępie drzew. Draco posadził ją na wielkim kawałku skały i stanął przed nią.
- Draco. Proszę, ja nie mam naprawdę siły na to wszystko. Zostaw mnie – wyszeptała nie patrząc na niego. Cholera Ron miał racje. Ona zadaje się ze ślizgonami. A najgorsze jest to że temu zaprzeczała. Jeśli ktoś ją zobaczy z blondynem, to ani on ani Harry już nigdy się do niej nie odezwą.
- Granger nie denerwuj mnie. Mamy jeszcze godzinę do zajęć. Tutaj nikt nie przychodzi – rozejrzał się dookoła. Wschodzące słońce przebijało się właśnie przez korony drzew – Co znowu zrobił Weasley? – zapytał, wpatrując się w nią tępo. Co się z nim działo? Dlaczego właśnie pocieszał gryfonkę, ukrywając się z nią w kępie drzew? Do cholery, to jest szalama. Nie należy jej tykać. Co by pomyślał o nim ojciec? Wpadł by w szał. Ale ojca nie ma z nim. I długo nie będzie. Na pewno zgnije w Azkabanie.
- Oni mają rację. Nie powinnam z tobą rozmawiać.. wszystko się niszczy – mruknęła i zasłoniła swoją twarz dłońmi. Malfoy kucnął przed nią i zabrał jej ręce z twarzy. Patrzył głęboko w jej oczy, myśląc że w ten sposób może czegoś się dowie.
- O czym ty bredzisz? – prychnął, ale po chwili jego głos stał się bardziej aksamitny i ciepły. Nie był opryskliwy, a troskliwy.
- Ron i Harry. Pokłóciliśmy się wczoraj. Stwierdzili że mam nowych znajomych. Ślizgonów i że już ich nie potrzebuje. Widzieli mnie jak rozmawiałam z Blaisem  po obiedzie… - ostatnie zdanie wyszeptała. Dracon uśmiechnął się złowieszczo.
- Ty z naszym diabłem? O to bym cię nie posądził Granger – spoglądał na nią teraz w trochę inny sposób.
- O czym ty mówisz?! Spławiłam go. Ale.. nie. To nie ważne. Muszę wracać. I lepiej będzie jeśli znowu będziesz mnie dręczyć publicznie. Tak będzie lepiej dla mnie i dla ciebie. Tak jest lepiej. Łatwiej. Żałuję – na te słowa chłopak uśmiechnął się, tak że niemal tego nie dostrzegła – Ale trudno. Lubisz dręczyć szlamy. Więc dręcz dalej. A szlamy jakoś sobie poradzą – wymruczała pod nosem ostatnie zdanie i zaczęła się zbierać ale chłopak zastawił jej drogę.
- Ale obiecaj że jutro spotkamy się w bibliotece – powiedział z kamienną miną na twarzy. Nie chciał zdradzać żadnych uczuć ani emocji. Widząc niezrozumienie dziewczyny dodał – No dokończyć to dla Snape’a. Wystarczy że napiszę rolkę i tak mi zaliczy – wymruczał do siebie.
- Po obiedzie. Tam gdzie wczoraj – powiedziała stanowczo, żałując że to mówi i pobiegła w stronę zamku.

Szła od wejścia w stronę lochów. Usłyszała że ktoś za nią biegnie. Odwróciła się, a przed nią stał Seamus.
- Eee Hermiona, Ron kazał mi ci to dać. I powiedział że nie chce żebyś więcej używała jego sowy – wymruczał pod nosem – nie wiem o chodzi. Kazał przekazać… - tłumaczył chłopak, ale Hermiona wzięła pozginany fragment pergaminu i wsadziła go sobie do kieszeni.
- Nie martw się Seamus. I dziękuję – uśmiechnęła się do niego i ruszyła w stronę lochów. Uśmiech szybko znikł z jej twarzy. Nie wiedziała co ma robić. Dlaczego Ron się tak zachowywał? Może wcale nie widział jej rozmawiającej z Blaisem, tylko… tylko wymyślił to sobie żeby móc odreagować to że dała mu kosza. Nie sądziła że to wszystko tak źle się potoczy. Chciała z całego serca żeby te wakacje były udane. Ich ostatnie wspólne wakacje. Bo później kończy się szkoła, na dobre i rozejdą się w inne strony.
Luna uśmiechała się do niej szeroko już od wejścia do Sali eliksirów. Jedyna najbardziej normalna, mimo że tak inna z wszystkich. Wszyscy ślizgoni siedzieli już w ławkach.
- Dracon patrzy się na ciebie, z dziwnym wyrazem twarzy… - szepnęła do jej ucha.
- Co? – Hermiona nie zrozumiała ani słowa.
- No Malfoy. Jakby chciał ci coś powiedzieć – odpowiedziała puchonka.
- Luno. Czy.. czy mogę ci zaufać? Tak w pełni? – szepnęła nagle Granger, a jej oczy momentalnie się zaszkliły.
- Oczywiście że tak. Cieszę się że chcesz – dziewczyna uśmiechnęła się do drugiej i zaczęła przyglądać się jej uważnie.
- Draco nie jest taki jak pokazuje na zewnątrz. Jest całkiem normalnie. Wczoraj przesiedziałam z nim kilka godzin w bibliotece, a dzisiaj rano niemal ryczałam mu w rękaw, przed tymi zajęciami. Do tego wszystkiego Ron i Harry nie odzywają się do mnie bo sądzą, że mam nowych znajomych ślizgonów i że oni nie są mi już potrzebni. Luno. Ja nie wiem o co chodzi. Z Draconem rozmawia się tak swobodnie, ale nie mogę sobie na to pozwolić bo Ronowi odbiło po tym jak go odrzuciłam. Proszę pomóż mi jakoś – gdy skończyła, Luna miała uchylone usta i patrzyła na nią z przerażeniem. Nie wiedziała jak może jej pomóc.
- Idź. Biegnij. Nie wiem gdzie. Po prostu idź. Powiem że źle się czujesz i poszłaś do skrzydła – wymyśliła puchonka i uśmiechnęła się do niej ostatni raz. Hermiona chwilę pomyślała nad tym wszystkim i wstała z krzesła. Snape’a jeszcze nie było. Odwróciła się do wyjścia i wybiegła. Malfoy obejrzał się za nią i parsknął dzikim śmiechem, ewidentnie na pokaz.
Napisał jednak krótką kartkę i pozaginał ją. Zrobił z niej kulkę i rzucił w Lunę, niby żeby ją tylko uderzyć i się z niej pośmiać. Ale ona złapała ją i otworzyła.

Czemu Granger uciekła?

Luna uśmiechnęła się do chłopaka, ale on nie odwzajemnił. Do Sali wszedł Mistrz Eliksirów. Rozejrzał się po klasie i usiadł za swoim biurkiem.
- Kogo brakuje? Oh tak nie ma z nami Granger. Cóż to za dzień sprawiedliwości? – zapytał wszystkich, ale tylko Lovegood się zgłosiła. Trzymała wysoko swoją dłoń - Lovegood? – zapytał, unosząc jedną brew. Jego lodowaty głos odbijał się od ścian lochu i dzwonił uczniom w uszach.
- Hermiona źle się poczuła i poszła do skrzydła szpitalnego. Nie sądzę żeby dziś się pojawiła. To dość.. osobiste sprawy, jeśli mnie pan rozumie – uśmiechnęła się przepraszająco do mężczyzny ale on posłał jej lodowate, zupełnie jak jego głos, spojrzenie.
- Oczywiście – kąciki jego ust ruszyły ku górze – Malfoy – syknął w stronę swojego chrześniaka – Idź sprawdź co z panną Granger. Nie musisz już tu wracać – powiedział spokojnym głosem do chłopaka, a ten pozbierał swoje rzeczy i wstał. Luna posłała chłopakowi krzywe spojrzenie i odrzuciła mu papierową kulkę. Na szczęście Snape tego nie widział.

Szukaj jej nad jeziorem

Draco przeczytał napis na kartce i wyszedł z klasy. Szedł powolnym krokiem, gwiżdżąc. Rozglądał się dookoła aż wpadł na Harry’ego i Rona.
- Potter. Co cię sprowadza do naszych lochów? Chyba nie chcesz powiesić rudzielca głową do góry, a potem go heroicznie ocalić? – prychnął w stronę wybrańca.
- Odwal się Malfoy – rzucił Ron.
- A ty się nie odzywaj, Weasley – powiedział z obrzydzeniem blondyn. Gryfoni skierowali się do Sali eliksirów. Draco stał i przyglądał się ich poczynaniom – Jeśli szukacie waszej szlamy to tam jej nie ma. Źle się dzisiaj czuje. Czyżby brudna krew w jej żyłach przeszkadzała jej w normalnym funkcjonowaniu? – zapytał ironicznie i roześmiał się złośliwie. Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia z zamku. Gwizdał dalej pod nosem i z radosnym uśmiechem szedł w stronę jeziora.

Hermiona faktycznie siedziała nad jeziorem z listem od Ginny w rękach. Nie otworzyła go jeszcze. Ocierała nieustannie płynące z jej oczu łzy. Jej policzki były całe mokre. Podobnie list, ale starała się go nie zamoczyć. Szlochała. Było jej tak cholernie przykro. Nie chciała nigdy zrobić coś wbrew Harry’emu czy Ronowi. To byli jej najlepsi przyjaciele. Ta sytuacja powtarza się. Pamiętała jak w trzeciej klasie chłopcy nie odzywali się do niej, bo Ron myślał że Krzywołap zjadł jego szczura. Nie odzywali się do siebie kilka miesięcy. Na to wspomnienie dziewczynie zrobiło się jeszcze gorzej, myśląc że przez tyle czasu nie będą z nią rozmawiać. Była tylko zwykłą nastolatką. Chciała tylko akceptacji.
Usłyszała kroki, na żwirowej drodze prowadzącej na brzeg jeziora, nad którym siedziała. Odwróciła się szybko, twarzą w stronę tafli wody i wpatrywała się w nią tak by tajemniczy przybysz nie zauważył jej łez. Ocierała pośpiesznie twarz, ale było na kilometr widać że płakała.
Malfoy rzucił na ziemię swoją torbę i usiadał naprzeciwko niej na drobnym żwirze. Patrzył spokojnie w jej oczy, kręcąc głową z rezygnacją.
- I po co to wszystko? Oj Granger. Przeczytaj lepiej list. Zanim całkowicie zmyjesz atrament – uśmiechnął się do niej krzywo i spojrzał na jezioro. Znowu było spokojne – Widzisz. Zmuszasz mnie sama żebym za tobą leciał. A mieliśmy się spotkać dopiero jutro.. – powiedział sarkastycznie i spojrzał w górę, skąd pośpiesznie zbiegali Ron i Harry. Wszyscy wyczuli kłopoty w powietrzu. Wszyscy oprócz zapłakanej Hermiony, która pośpiesznie czytała list od przyjaciółki.
- Co ty tutaj z nim robisz?! – prychnął Ron, gdy tylko zbliżyli się na tyle by dziewczyna go usłyszała. Nie odpowiedziała.
- Tak się składa Weasley, że jestem jedyną osobą która nie ma problemu żeby z nią rozmawiać. Nie to co wy. Przyjaciele – wyglądało na to że Draco miał zamiar zacząć jakieś dłuższe przemówienie. I miało być kompletnie nie w jego stylu. A wszystko przez szlochającą obok dziewczynę – Zawsze wam zazdrościłem tej waszej prawdziwej przyjaźni. Ale chyba niesłusznie, skoro tak traktujecie swoją najlepszą przyjaciółkę – tym razem spojrzał na Hermione – bo rozmawiała z Blaisem? Dajcie spokój. To tak jakby ona miała przestać się do was odzywać bo ty Potter przystawiałeś się do Chang. Też była z innego domu. I co z tego?! Ogarnijcie się, bo dziewczyna się wykończy. Dzisiaj rano przyszła na śniadanie pierwsza. Z worami pod oczami wielkości jej torebki. A co ona takiego zrobiła? Nie wierze że kiedyś wam zazdrościłem. Zwłaszcza tobie Weasley. Tej radosnej, kochającej się rodzinki – prychnął i zabrał swoją torbę z ziemi – Pamiętaj o tym zadaniu jutro – powiedział jeszcze do nadal siedzącej na ziemi dziewczyny. To przemówienie było kompletnie nie w jego stylu, ale powiedział wszystko co myślał. Wyjawił kilka swoich sekretów, ale tylko po to żeby pokazać tym debilom co stracą, jeśli nie przestaną traktować jej poważnie. Gdy ślizgon był już dalej niż bliżej Harry usiadł obok dziewczyny.
- Draco Malfoy stoi w obronie Hermiony? Czy ja śnię? – zapytał nieco rozbawiony, ale ona zwinęła się bardziej w kłębek i odsunęła się od niego.
- Nie wierze – prychnął Ron i odszedł od nich – Chodź Harry. Nie będziemy tracić na głupiego babsztyla czasu – dodał. Chciał iść. Ale Potter ani drgnął.
- Idź jak chcesz. Ja zostaje – odpowiedział mu i otulił Hermione swoim ramieniem. Dziewczyna przylgnęła do niego i zaczęła płakać mu w ramię.
- Jezu i czego tak ryczysz? – zapytał rudzielec i ponownie zbliżył się do brzegu jeziora.
- Bo ty nic nie rozumiesz – wyszlochała do niego i ponownie przylgnęła do wybrańca.
- A co mam rozumieć? – zapytał bardziej spokojnym głosem i przysiadł się do nich.
- Bo ty zachowujesz się tak jakbyś już nie chciał się ze mną przyjaźnić. A obiecywałeś że chcesz… - odpowiedziała mu cicho i zaczęła wpatrywać się w spokojną taflę jeziora.
- Bo ty zaczęłaś się zadawać z Malfoyem! – ponownie podniósł głos i zmarszczył brwi.
- Mówiłam ci tyle razy Ron. Trzeba dawać innym szansę. Czasami ludzie się zmieniają. Coś ich zmienia. A jego zmieniła wojna. Tak jak mówiłam! – gryfonka nie dawała za wygraną.
- Osoby takie jak Malfoy się nie zmieniają! – odpowiedział jej Weasley.

*

Gdy Harry odprowadził Hermionę do wieży Gryffindoru, zauważył że wyciągnęła jakiś kawałek pergaminu z kieszeni. Zainteresował się nim ale nic nie powiedział. Podał hasło grubej damie i przeszli przez dziurę za jej obrazem.
- To list od Ginny – powiedziała wreszcie, gdy znaleźli się już w pokoju wspólnym.
- Tak? I coś ciekawego pisze? – zapytał. Zżerała go ciekawość, ale nie chciał tego okazywać. Ostatnim razem zachował się beznadziejnie i nie chciał tego powtarzać.
- Przyjeżdża w weekend – Granger uśmiechnęła się szeroko do przyjaciela i zajęła jeden z foteli przy kominku.
- Oh to świetnie – Harry pokiwał głową do siebie – Ja.. umówiłem się z Ronem w bibliotece. Musimy odrobić zadanie, no wiesz dla profesora Lupina. Widzimy się na obiedzie – powiedział pośpiesznie i wyszedł z pomieszczenia. Tak jakby nie chciał widzieć jej reakcji.
- Jasne – powiedziała już do siebie, bo chłopak znikł za obrazem. Podkuliła nogi i ułożyła się wygodnie. Spoglądała na ogień palący się w kominku. Znów zaczynała myśleć o tym dlaczego z taką łatwością rozmawia się jej z Draconem. Byli wrogami przez tyle lat, a gdy zniknęła całą ta otoczka to okazało się że całkiem dobrze im się rozmawia.

Harry szedł spokojnym krokiem po schodach w stronę biblioteki. Czuł się fatalnie że Ron nadal się tak zachowywał. Że rozdzielał ich. Że raz musiał siedzieć z gryfonką, a raz z rudzielcem. On sam nie przepadał za ślilzgonem, ale jeśli Hermiona sądziła że się zmienił i wie co robić to dlaczego on z tego powodu miałby się do niej nie odzywać? Przecież nie było już Voldemorta, więc nie było spisków i obaw o nie. Nic im nie zagrażało z zewnątrz. Sam był ciekawy czy faktycznie z Draconem da się normalnie rozmawiać. A jeśli Hermiona była w stanie wybaczyć mu te lata gdy przezywał ją szlamą, wyzywał ją i dręczył to dlaczego on nie mógł? Jego ojciec wyrządził wiele krzywd, ale ponosi za to odpowiednią karę.
Zanim się zorientował, był już w bibliotece i dosiadł się do Rona. Wyciągnął rolkę pergaminu z torby. Spoglądał na przyjaciela, który uważnie studiował jakąś książkę.
- Mógłbyś już dać spokój. Może faktycznie on nie jest taki straszny? – zaczął temat wybraniec, ale szybko żałował swoich słów, bo jego własny przyjaciel wyglądał tak jakby miał go zaraz zabić gołymi rękami.
- Ciebie też już przekupiła na stronę ślizgonów? Nie wierze Harry! Rób co chcesz! – prychnął Ron, zabrał książkę i przesiadł się dwa stoły dalej.
- Jeśli kiedykolwiek ufałeś Hermionie to powinieneś zaufać i tym razem, że Malfoy się zmienił – szepnął do niego Potter.
- Oszalałeś? To był nasz odwieczny wróg! – zaprotestował rudzielec.
- Ale zobacz, ile przykrości sprawił Hermionie! A ona pierwsza zaczęła z nim rozmawiać. Tak normalnie! Więc niby dlaczego nie spróbować? Nie musisz go kochać. Po prostu być na zerze! – gryfon dalej, zaciekle bronił zdania Granger i ślizgona.
Do biblioteki wparowała blond grzywa, z rękami w kieszeni i ogromnym, ironicznym uśmiechem na twarzy. Podszedł do stołów, przy których siedzieli gryfoni.
- Słyszę że ktoś tu o mnie rozmawia? – zaczął rechotać pod nosem i zajął miejsce między gryfonami.
- Tak.. – odparł spokojnie Harry. Sam nie wierzył że to robi. Ale wcale nie chciał odgryźć się ślizgonowi. Jego głos był spokojny, opanowany i przeciętny.
- Weasley dalej nie może się pogodzić z faktem że jego szlama ze mną rozmawia? – zapytał Pottera. Skierował te słowa prosto do niego.
- Nie nazywaj jej tak, jeśli faktycznie zacząłeś ją jakkolwiek szanować – zaprotestował wybraniec.
- Widzisz? – burknął rudzielec, spuszczając wzrok.
- Nie myśl Potter że się z tobą pogodzę. Ale znudziło mi się już to dręczenie gryfonów, zwłaszcza ciebie. Z czasem to jest po prostu rutyna, która się nudzi człowiekowi. Za to widzieć jak Weasley się opluwa i robi się czerwony ze złości, za każdym razem gdy nazywam jego byłą dziewczynę szlamą jest wybornym widokiem – uśmiechnął złośliwie.
- O co ci chodzi Malfoy?! – Ron wstał i odsunął z piskiem stół przy którym siedział – Co masz do mnie?! – krzyczał, a pani Pince zaczęła się im przyglądać.
- Po pierwsze jesteś ciotą – prychnął blondyn – a po drugie to nie doceniasz tego co masz – dodał i wstał. Wyszedł z biblioteki, uśmiechając się do bibliotekarki, która wróciła za swoje biurko.
-  I co ?! Nadal uważasz że się zmienił? – prychnął rudzielec do przyjaciela i spakował swoje rzeczy. Wyszedł z biblioteki z hukiem. Był zły, że Harry dał się wciągnąć w gierki Malfoya i nie bronił go.
Ale Harry dobrze się zastanowił czy interweniować. Wiele razy to robił i chciał to zrobić tym razem. Nie lubił gdy ktoś obrażał jego przyjaciół i był w stanie pojedynkować się z taką osobą, ale tym razem stwierdził że ufa Hermionie i uwierzy w to że da się z nim dogadać. Chciał żeby Ron zaczął sam dbać o swoje imię i interesy. Żeby przestał być strachliwy i brał odpowiedzialność za to co robi, mówi i kim jest.
Harry spojrzał na zegarek. Nigdy nie chodził idealnie, ale mniej więcej mógł się domyślić która jest godzina. Wielkimi krokami zbliżała się pora obiadowa. On również spakował swoje rzeczy i wyszedł z biblioteki. Udał się do wielkiej Sali. Miał nadzieję, że nie spóźnił się na posiłek. Miną wielkie dębowe drzwi i wszedł do pomieszczenia, większego niż mieszkanie wujostwa na Privet Drvie razem wzięte. Wszyscy uczniowie, którzy zostali w zamku na wakacje zaczęli zbierać się właśnie w Sali. Minął niecały tydzień, od kiedy zostali sami siedmioroczni, a wszyscy już się pomieszali. Nie było podziału na stoły. Nawet Dracon siedział obok jakiegoś puchona. Wprawdzie nie rozmawiali ze sobą, ale siedzenie przy jednym stole z gorszymi nie było w jego stylu. Luna siedziała z Nevillem. Między nimi bardzo dobrze się układało. Nie okazywali za bardzo swoich uczuć publicznie, o ile w ogóle je sobie okazywali. Ich największym osiągnięciem dotąd było publiczne trzymanie się za ręce.
Zaczął myśleć o tym że Ginny ma niedługo zjawić się tutaj. Znów będzie mógł poczuć jej ciepłe ciało obok swojego. Będzie mógł czuć jej wspaniały zapach, który zawsze oplatał jego myśli. Ruda od zawsze była po uszy w nim zakochana, nawet gdy była z Deanem widać było jej sympatię. I wreszcie dopięła swego. Wreszcie miała jego. A on nie doceniał jej przez te wszystkie lata. Zawsze ją ignorował, albo uznawał po prostu za siostrę jego najlepszego przyjaciela. A teraz była dla niego kimś zupełnie innym. Była cudowna. Była najważniejszą częścią jego osoby.
Potter dostrzegł wreszcie, siedzącą samotnie Hermione. Ron siedział z Seamusem i Thomasem, nawet nie zwracał na nią uwagi. A ona dłubała w talerzu spoglądając na jedzenie ze smutkiem. Nadal było jej przykro że jej przyjaciel tak ją potraktował. Samotność nawet jej nie przeszkadzała. Nie raz przesiadywała pół dnia w bibliotece, całkiem sama.
Wybraniec pewnym krokiem przeszedł przez pół Sali i usiadł obok niej. Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Odwzajemniła go i zaczęła jeść jakby szybciej. Pewniej. Zupełnie jakby nagle zachciało jej się jeść.
- Dalej zachowuje się jak dupek? – zapytał, nakładając sobie opiekaną pierś z kurczaka na talerz.
- Ma racje – powiedziała spokojnie i dokończyła ostatni kawałek pieczeni wieprzowej w sosie śliwkowym.
- Przestań. Malfoy powiedział dzisiaj w bibliotece coś bardzo dziwnego, przez co jestem w stanie uwierzyć że może trochę się zmienił. Co nie znaczy że ja dalej go nie znoszę – odpowiedział oburzonym głosem Potter i starał się wyciągnąć z dziewczyny chodź jeden uśmiech.
- Mimo wszystko, od wieków gryfoni ścierają się ze ślizgonami. Znając Rona mogłam się tego po nim spodziewać. Nie martw się. Jutro, gdy odrobię z nim to zadanie więcej się do niego nie odezwę. Zakończę to jakoś, w miarę sensownie. Muszę, dla zasady… - powiedziała ze smutkiem w oczach. Wcale nie miała zamiaru tego zakańczać, ale faktycznie to było wbrew naturze. Ta cała ich znajomość. Mimo wszystko, wszystkie słowa które skierowała do Dracona, że wierzy w niego i sądzi że nie jest zły i nigdy nie był – były całkowicie prawdziwe. Nadal w duchu czuła, że chłopak się zmienia.

*

Hermiona ostatnio dużo myślała na temat Dracona i jak ostatnio się zachowywał. Nie rozumiała dlaczego był taki miły. Lubiła z nim przebywać, mimo że przez te szczęść lat był jej największym wrogiem. A teraz spędził z nią tak dużo czasu. Sama do końca nie wiedziała co ma nadal o tym sądzić. Była rozdarta między swoimi przyjaciółmi, a nim. Mimo że nic z nim jej nie łączyło, to były zwykłe w miarę zdrowe relacje koleżeńskie.
Wiedziała że musi iść do biblioteki aby skończyć swoje wypracowanie na eliksiry. Niestety lub na szczęście, z Malfoyem. Ona sama nie chciała się z nim spotykać. Czasami chciała. Była zagubiona i nie wiedziała czego chce. Ale wiedziała że to przez blondyna, popsuła się jej przyjaźń z Ronem. Wszystko legło w gruzach tylko dlatego, że zachciało jej się jednać ze ślizgonami. Ciągle zastanawiała się nad tym co powiedziała poprzedniego dnia Harry’emu. Że jakoś sensownie zakończy ich krótką i pokojową znajomość. Była zmęczona tym wszystkim. Mimo że od rozpoczęcia wakacji minął dopiero tydzień. Chciała wrócić do domu, obejrzeć jakiś mugolski film i odpocząć od wszystkiego. Zaniedbywała swoją naukę. Została przecież żeby dowiedzieć się czegoś nowego. A tymczasem ona rozdziela krótkie wypracowanie na kilka wieczorów. Ewidentnie straciła formę.
Zanim udała się do biblioteki, postanowiła wejść jeszcze po drodze do łazienki jęczącej Marty. Dawno tam nie była, a zostało jej trochę czasu. Na wejściu usłyszała dziwne odgłosy, ale była przekonana że to tylko Marta szlocha i użala się nad sobą, dlatego weszła głębiej. Przeszła między rzędami drewnianych kabin. Przy końcu, jedna z nich była uchylona, a na ziemi leżały dwie torby i zielony, ślizgoński krawat. Zaczynała domyślać się, że te dźwięki nie należą do ducha tej toalety. Przeszła dalej i zajrzała do środka.
To co tam zobaczyła zwaliło ją z nóg. Cofnęła się nerwowo i starając się nie wydać z siebie żadnego dźwięku, wyszła. Od razu skierowała się do biblioteki. Madam Pince zmierzyła ją wzrokiem, po czym wróciła do swoich zajęć. Hermiona przerażona usiadła między regałami i wyciągnęła notatnik. Starała się nie myśleć o tym że nakryła Pansy Parkinson i Dracona, w bardzo prywatnej sytuacji. Poza zażenowaniem, które malowało jej się na twarzy, była wściekła. Bez powodu. Nie miała nic do tego, że ślizgoni, żyją ze sobą w tak zażyłych stosunkach. Nie mogła mieć. Bo między nią a Draconem, nic nie było. Nigdy. I nigdy nie miało być. Dlatego od razu pomyślała, że łatwiej jej będzie zerwać tą znajomość. Coś w środku niej, było gorące i złe. Parzyło ją od środka. Na jej policzkach pojawiły się czerwone rumieńce. Jak mógł jej to zrobić? Przecież powtarzał, że nie cierpi Pansy, bo ona się tylko przykleja. Ale co ona sobie myślała? Przecież jest szlamą, a wielki Malfoy w życiu nie popatrzyłby na nią w inny sposób, niż na śmierdzącą brudno krwistą gryfonkę. Wyciągnęła z torby książkę, otworzyła na odpowiedniej stronie i wbiła wzrok w ziemię, na której siedziała. Nadal zastanawiała się skąd wynikała jej irytacja? Skąd pomysł, że w ogóle mogli by coś tworzyć, razem.
- To co, gotowa? – z zadumy wybudził ją głos blondyna.
- Na co? – warknęła złośliwie, w domyśle mając szybki numerek w toalecie. Ale on nie mógł wiedzieć, że ich widziała.
- No na tą pracę. To wcale nie jest takie proste! – wyciągnął swoją książkę z torby, którą miał przewieszoną przez ramię. To ta sama torba, którą widziała na podłodze w łazience Marty. Usiadł naprzeciwko niej.
- Po co tu przyszedłeś, Malfoy? – zapytała rozżalona i zabrała się do robienia notatek.
- Mieliśmy zrobić to razem.. – zapytał zdziwiony, odsuwając się od niej. Do jej głowy, ponownie wróciły skojarzenia związane z tym co zobaczyła.
- Nic nie będę z tobą robić, razem! – krzyknęła opryskliwie, a gdy zrozumiała co powiedziała – Rozmyśliłam się – poprawiła się i zamknęła z trzaskiem książkę.
- A tobie co się stało Granger?! – oburzył się ślizgon. Biła się z myślami czy ma mu powiedzieć, czy odpuścić i po prostu to zakończyć. Miała na końcu języka, dokładne słowa które chciała w niego rzucić ale powstrzymywała się.
- Myślę, że Ron miał rację, że nie powinnam zadawać się ze ślizgonami – spojrzała teraz na niego. Dostrzegła chłodne, stalowe oczy wpatrujące się w nią.
- O czym ty bredzisz?! – prychnął i wstał. Zawtórowała mu.
- O tym że wszystko widziałam – nie wytrzymała. Musiała mu powiedzieć. Czuła że naruszyła czyjąś prywatność, ale jednocześnie żal i złość nadal w niej siedziały.
- Widziałaś, co? – zapytał zdezorientowany, zupełnie nie wiedząc co dziewczyna ma na myśli.
- Przed przyjściem do biblioteki, weszłam do łazienki jęczącej Marty! – krzyknęła i zebrała swoje książki. Wsadziła je do torby. Madam Pince, pojawiła się w alejce.
- Proszę o ciszę. To jest biblioteka! Książki potrzebują spokoju! – oburzyła się.
- Przepraszam, madam Pince – powiedziała skurszona Hermiona i z żalem w oczach spojrzała ponownie na blondyna.
- I co z tego?! – warknął w jej stronę.
- A no to… - zająknęła się – że.. – nie wiedziała jak ma się wytłumaczyć – że mówiłeś że nie cierpisz jej! – wpadła wreszcie na to, co od jakiegoś czasu chodziło jej po głowie.
- No i co? Granger, nie wierze że… - wybuchł śmiechem, patrząc z politowaniem na dziewczynę – ty chyba nie myślałaś, że ja i… i ty?! – śmiał się teraz jeszcze głośniej.
- Wcale nie! Nienawidzę fałszywych osób. Zawiodłeś mnie Draco – powiedziała łagodnym głosem, spoglądając ze smutkiem w jego roześmiane oczy. Wiedziała że to na niego podziała. Ostatnim razem podziałało.
- Przestań się wykręcać. Myślałaś że taka sz.. sz.. – nie potrafił wymówić tego słowa.
- Szlama? – wyręczyła go, równie spokojnym głosem co poprzednio.
- Dokładnie, będzie mieć jakieś szanse u mnie! – znowu zaczął rechotać.
- Powtarzam ci Draco – wymawiała jego imię tak dokładnie i wyraźnie – Po prostu się zawiodłam – ze smutnym uśmiechem wyszła z biblioteki, kłaniając się wcześniej bibliotekarce.
- JESTEM NIENORMALNY! – wydarł się Malfoy na całe gardło i walnął pięścią w regał. Kobieta momentalnie wyprowadziła go z pomieszczenia i wręczyła zakaz na tydzień do odwiedzania biblioteki.

3 komentarze:

  1. Czytam , czytam muszę powiedzieć że ciekawie piszesz :)
    Tylko luna nie jest Puchonką tylko Krukonką :)

    ~~Rose

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham, kocham, kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  3. o kurcze. Cudowne. Kocham Twoje opowiadania. <3

    OdpowiedzUsuń