- Severusie? – zapytała siadając na
skrawku łóżka.
- Nic – wyjęczał cicho.
- Dobrze się czujesz? - zapytała
zdenerwowana i zaczęła obracać go w swoim kierunku.
- Taak.. – mruknął cicho, jakby coś
go bolało.
- Przestań mnie oszukiwać. Co się
dzieje? – zapytała patrząc już w jego oczy, które przepełnione
były bólem.
- Boli mnie w płucach – odparł
wreszcie i zaciskał oczy z bólu.
Hermiona zostawiła na łóżku sporą
sumę mugolskich pieniędzy, zabrała wszystkie ich rzeczy i
aportowała ich do Anglii. Weszli do mieszkania na Spinner’s End.
Rzuciła torbę na ziemię i odprowadziła go do sypialni, gdzie
otuliła go kołdrą.
- Spokojnie. Zaraz zawiadomię kogoś
ze św. Munga żeby kogoś przysłali. Tylko się nie denerwuj i leż
spokojnie – powiedziała łagodnym tonem i wyszła. Stała w holu i
zastanawiała się jak ma ich poinformować. Tylko jeden jedyny raz
przesyłała wiadomość patronusem, i nie do końca jej to wyszło
ale postanowiła spróbować jeszcze raz. Co jej szkodziło?
Wyczarowała patronusa i zaczęła szeptać wszystko co miała do
przekazania. Foka i niebieskie, błyszczące światło zniknęło za
oknem. Odetchnęła i rozejrzała się nerwowo dookoła. Dlaczego tak
naprawdę coś dolegało Severusowi i dlaczego nie zauważyła tego
wcześniej? Zamyślona wróciła do sypialni i usiadła obok niego,
przesuwając niego jego nogi, aby usadowić się na brzegu łóżka.
- Skąd to się wzięło? To pierwszy
raz? – pytała zatroskana, patrząc z niepokojem na ukochanego.
- Tak się dzieje od końca wojny. Od
kiedy mnie wskrzesiłaś – syknął, ale nie otworzył nawet oczu.
Miał je cały czas zaciśnięte, a każdy ruch sprawiał mu ból. Co
mu do cholery było? I dlaczego Hermiona nie mogła mu pomóc? Nie
mogła patrzeć jak się męczy – to zapewne efekty niezliczonej
ilości tortur Czarnego Pana. Tak sądzę – wysapał jeszcze.
Granger przysunęła się do niego bliżej i zaczęła gładzić jego
czoło i głowę. Poddał się i starał się zasnąć. Gdy to się
nie udawało poprosił ją o butelkę wywaru na spokojny sen, który
wypił duszkiem i zasnął od razu.
Dwa dni później, gdy Hermiona
wykończona opieką nad nadal cierpiącym Snape’em siedziała przy
stole w salonie, ktoś zapukał do drzwi. Pośpiesznie do nich poszła
i otworzyła je.
- Zostałem wysłany ze św. Munga.
Mogę wejść? – zapytał mężczyzna. Był wysoki i miał ogromny
brzuch, którym zawadził o framugę drzwi, gdy przez nie przechodził
– Gdzie..? – zaczął, ale Hermiona od razu poprowadziła go do
sypialni. Severus leżał w niezbyt dobrym stanie w łóżku, wijąc
się z bólu, gdyż dopiero co się obudził – Proszę aby pani
wyszła – powiedział spokojnie. Granger chciała protestować, ale
gdy spojrzała na agonię swojego męża zniknęła za drzwiami i
usiadła w pierwszym fotelu na który się natknęła. Było jej
słabo. Denerwowała się co medyk powie. Jaki będzie werdykt. Czy
to kiedyś przejdzie. Dlaczego to w ogóle się pojawiło. Dlaczego
tak nagle. Dlaczego tak ostro. Czy jest szansa żeby w ogóle
normalnie funkcjonował. Mnóstwo pytań napływało do jej głowy.
Gdy po pół godzinie mężczyzna otworzył drzwi, nie wpuścił jej
do środka. Przysiadł się do niej.
- Nie mam dobrych wieści. To wszystko
to powikłania po okropnych torturach, skutki picia
niezidentyfikowanych napojów, wywarów. Nie wiem czy z tego wyjdzie.
Jedni się z tego podnoszą, inni nie. To zależy od człowieka. Pan
Snape jest bardzo silny, to widać ale jego organizm może być
wykończony na tyle że nie da sobie z tym wszystkim rady. Jest mi
bardzo przykro. Trzeba czasu. Zostawiłem leki uśmierzające ból i
wywary nasenne. Proszę się nim opiekować. Ale niech pani też
trochę odpocznie. Nie wygląda pani za dobrze – powiedział
mężczyzna i wyszedł. Sam odprowadził się do wyjścia i zamknął
za sobą drzwi.
Hermiona siedziała zesztywniała na
fotelu. Jak to nie wiadomo czy z tego wyjdzie? To znaczy że… że
miała go stracić? Że zostało im mało czasu? Że on umrze?
Wstała i weszła spokojnym krokiem do
sypialni gdzie w nieco lepszym stanie leżał Severus. Patrzył na
nią spokojnie, mimo że w środku w nim się kotłowało.
- Widzisz. Nie potrzebnie wylałaś to
vita secundo na mnie. I tak umrę. A tak Potter mógł żyć. To
twoja wina – powiedział zachrypniętym głosem.
- Co powiedziałeś?! – krzyknęła.
Tymi słowami rozpętał piekło.
- To co słyszałaś. Prawdę. Niestety
taka jest prawda – powiedział równie spokojnie, co poprzednio.
- PRZEZ MIESIĄCE ZADRĘCZAŁAM SIĘ ŻE
TO MOJA WINA ŻE HARRY NIE ŻYJE! NAJPIERW UTWIERDZIAŁEŚ MNIE W TYM
MYŚLENIU, A POTEM CO?! PÓŹNIEJ MÓWIŁEŚ ŻE TO NIE PRAWDA.
DZIĘKOWAŁEŚ MI ŻE DZIĘKI MNIE ŻYJESZ! NIE WIERZE SEVERUSIE ŻE
TO WSZYSTKO POWIEDZIAŁEŚ. JA CIĘ POKOCHAŁAM, BYŁAM TU TYLKO DLA
CIEBIE DO CHOLERY! – wykrzyczała i wyszła z sypialni. Zaczęła
nerwowo chodzić po mieszkaniu. Starała się uspokoić ale to nie
było łatwe. Była czerwona ze złości.
Po chwili jednak wpadła do sypialni i
wskoczyła na łóżku. Wtuliła się w niego najmocniej jak
potrafiła i zalała się płaczem. Szlochała i płakała głośno.
Przyciskała go mocno do siebie. On głaskał jej głowę i ze
spokojem patrzył na jej rozpacz. Było mu ciężko, ale nie potrafił
tego ukazać. Śmierć. Jedyna rzeczy która chciała pokrzyżować
mu plany w byciu szczęśliwym.
Przytulał ją do siebie, a gdy
zasypiała jego twarz pokrywała się rozpaczą. Nie wierzył że
akurat jemu to się przydarzyło. Że nie wiele czasu mu zostało. Że
będzie musiał się z nią pożegnać. Nie bał się śmierci. Nie
chciał tylko być bez niej. Bał się że ona nie da sobie rady bez
niego. Że przez niego zniszczy sobie to co jej pozostało, resztę
życia. Obawiał się jej reakcji na jego śmierć. Widział jak
rozpaczała po śmierci Pottera, a jeśli twierdziła że go kocha to
mogło ją zniszczyć.
Pewnego dnia gdy oboje leżeli po
upojnej, nocy w łóżku Hermiona patrzyła na niego z troską.
- Może… może jednak dasz sobie radę
z tym wszystkim? – zapytała go niepewnie, a gdy spojrzał na nią
z bólem zamilkła. Cierpiał. W środku. Tylko nie pokazywał tego.
Starał się być silny, aby nadzieja trzymała go przy życiu.
Starał się. Żył tylko dla niej.
Wiele czasu spędzali w łóżku.
Leżąc, przytulając się i jedząc. Hermiona chciała aby jego
ostatnie dni były cudowne. Żeby miała co wspominać. Żeby czuł
się szczęśliwy. Żeby nigdy nie żałował że się z nią ożenił.
Ale również ona nie chciała żałować że go uratowała. I nie
żałowała tego. Codziennie, wiele razy powtarzała mu jak bardzo go
kocha i że jest z nim bardzo szczęśliwa i że cieszy się że
zdecydowała się go uratować.
- Severusie? - zapytała któregoś
dnia, gdy podawała mu leki przeciwbólowe.
- Tak? – zapytał, słabym, ściszonym
głosem.
- Jesteś ze mną szczęśliwy? –
spoglądała teraz ze spokojem w jego oczy.
Zapadła grobowa cisza w całym
mieszkaniu. Snape spoglądał w sufit i oddychał ciężko.
- Tak – przyznał w końcu, a
dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i ucałowała jego policzek.
Wyszła do kuchni, aby przygotować coś
do jedzenia. Nie patrzyła na kalendarz ani na zegarek. Nic się nie
liczyło. Nie chciała liczyć dni które już przeżyli. Bała się,
że któregoś dnia obudzi się, a on będzie leżał bez życia obok
niej. To było najgorsze czego się obawiała. Ale stała się o tym
nie myśleć na co dzień. Starała się uśmiechać w obecności
Severusa i starała się nie pokazywać rozpaczy jaka rozrywała ją
od środka. Ale nie zawsze jej to wychodziło. Często wybuchała
płaczem w jego ramionach, czasem w łazience gdy się myła. Czasami
traciła nadzieję, że kiedyś będzie jeszcze w stanie myśleć
pozytywnie. ..
JEŚLI GO ZABIJESZ TO CIĘ ZNIENAWIDZĘ! ;) ale KOCHAM<3 KOCHAM<3 KOCHAM <3
OdpowiedzUsuńlubię :3
OdpowiedzUsuńa u mnie nowy rozdział : http://antiquus-hostis-dramione.blogspot.com/