sobota, 23 lutego 2013

Chapter 22 - End of the War

- Severusie? – zapytała siadając na skrawku łóżka.
- Nic – wyjęczał cicho.
- Dobrze się czujesz? - zapytała zdenerwowana i zaczęła obracać go w swoim kierunku.
- Taak.. – mruknął cicho, jakby coś go bolało.
- Przestań mnie oszukiwać. Co się dzieje? – zapytała patrząc już w jego oczy, które przepełnione były bólem.
- Boli mnie w płucach – odparł wreszcie i zaciskał oczy z bólu.

Hermiona zostawiła na łóżku sporą sumę mugolskich pieniędzy, zabrała wszystkie ich rzeczy i aportowała ich do Anglii. Weszli do mieszkania na Spinner’s End. Rzuciła torbę na ziemię i odprowadziła go do sypialni, gdzie otuliła go kołdrą.
- Spokojnie. Zaraz zawiadomię kogoś ze św. Munga żeby kogoś przysłali. Tylko się nie denerwuj i leż spokojnie – powiedziała łagodnym tonem i wyszła. Stała w holu i zastanawiała się jak ma ich poinformować. Tylko jeden jedyny raz przesyłała wiadomość patronusem, i nie do końca jej to wyszło ale postanowiła spróbować jeszcze raz. Co jej szkodziło? Wyczarowała patronusa i zaczęła szeptać wszystko co miała do przekazania. Foka i niebieskie, błyszczące światło zniknęło za oknem. Odetchnęła i rozejrzała się nerwowo dookoła. Dlaczego tak naprawdę coś dolegało Severusowi i dlaczego nie zauważyła tego wcześniej? Zamyślona wróciła do sypialni i usiadła obok niego, przesuwając niego jego nogi, aby usadowić się na brzegu łóżka.
- Skąd to się wzięło? To pierwszy raz? – pytała zatroskana, patrząc z niepokojem na ukochanego.
- Tak się dzieje od końca wojny. Od kiedy mnie wskrzesiłaś – syknął, ale nie otworzył nawet oczu. Miał je cały czas zaciśnięte, a każdy ruch sprawiał mu ból. Co mu do cholery było? I dlaczego Hermiona nie mogła mu pomóc? Nie mogła patrzeć jak się męczy – to zapewne efekty niezliczonej ilości tortur Czarnego Pana. Tak sądzę – wysapał jeszcze. Granger przysunęła się do niego bliżej i zaczęła gładzić jego czoło i głowę. Poddał się i starał się zasnąć. Gdy to się nie udawało poprosił ją o butelkę wywaru na spokojny sen, który wypił duszkiem i zasnął od razu.

Dwa dni później, gdy Hermiona wykończona opieką nad nadal cierpiącym Snape’em siedziała przy stole w salonie, ktoś zapukał do drzwi. Pośpiesznie do nich poszła i otworzyła je.
- Zostałem wysłany ze św. Munga. Mogę wejść? – zapytał mężczyzna. Był wysoki i miał ogromny brzuch, którym zawadził o framugę drzwi, gdy przez nie przechodził – Gdzie..? – zaczął, ale Hermiona od razu poprowadziła go do sypialni. Severus leżał w niezbyt dobrym stanie w łóżku, wijąc się z bólu, gdyż dopiero co się obudził – Proszę aby pani wyszła – powiedział spokojnie. Granger chciała protestować, ale gdy spojrzała na agonię swojego męża zniknęła za drzwiami i usiadła w pierwszym fotelu na który się natknęła. Było jej słabo. Denerwowała się co medyk powie. Jaki będzie werdykt. Czy to kiedyś przejdzie. Dlaczego to w ogóle się pojawiło. Dlaczego tak nagle. Dlaczego tak ostro. Czy jest szansa żeby w ogóle normalnie funkcjonował. Mnóstwo pytań napływało do jej głowy. Gdy po pół godzinie mężczyzna otworzył drzwi, nie wpuścił jej do środka. Przysiadł się do niej.
- Nie mam dobrych wieści. To wszystko to powikłania po okropnych torturach, skutki picia niezidentyfikowanych napojów, wywarów. Nie wiem czy z tego wyjdzie. Jedni się z tego podnoszą, inni nie. To zależy od człowieka. Pan Snape jest bardzo silny, to widać ale jego organizm może być wykończony na tyle że nie da sobie z tym wszystkim rady. Jest mi bardzo przykro. Trzeba czasu. Zostawiłem leki uśmierzające ból i wywary nasenne. Proszę się nim opiekować. Ale niech pani też trochę odpocznie. Nie wygląda pani za dobrze – powiedział mężczyzna i wyszedł. Sam odprowadził się do wyjścia i zamknął za sobą drzwi.
Hermiona siedziała zesztywniała na fotelu. Jak to nie wiadomo czy z tego wyjdzie? To znaczy że… że miała go stracić? Że zostało im mało czasu? Że on umrze?
Wstała i weszła spokojnym krokiem do sypialni gdzie w nieco lepszym stanie leżał Severus. Patrzył na nią spokojnie, mimo że w środku w nim się kotłowało.
- Widzisz. Nie potrzebnie wylałaś to vita secundo na mnie. I tak umrę. A tak Potter mógł żyć. To twoja wina – powiedział zachrypniętym głosem.
- Co powiedziałeś?! – krzyknęła. Tymi słowami rozpętał piekło.
- To co słyszałaś. Prawdę. Niestety taka jest prawda – powiedział równie spokojnie, co poprzednio.
- PRZEZ MIESIĄCE ZADRĘCZAŁAM SIĘ ŻE TO MOJA WINA ŻE HARRY NIE ŻYJE! NAJPIERW UTWIERDZIAŁEŚ MNIE W TYM MYŚLENIU, A POTEM CO?! PÓŹNIEJ MÓWIŁEŚ ŻE TO NIE PRAWDA. DZIĘKOWAŁEŚ MI ŻE DZIĘKI MNIE ŻYJESZ! NIE WIERZE SEVERUSIE ŻE TO WSZYSTKO POWIEDZIAŁEŚ. JA CIĘ POKOCHAŁAM, BYŁAM TU TYLKO DLA CIEBIE DO CHOLERY! – wykrzyczała i wyszła z sypialni. Zaczęła nerwowo chodzić po mieszkaniu. Starała się uspokoić ale to nie było łatwe. Była czerwona ze złości.
Po chwili jednak wpadła do sypialni i wskoczyła na łóżku. Wtuliła się w niego najmocniej jak potrafiła i zalała się płaczem. Szlochała i płakała głośno. Przyciskała go mocno do siebie. On głaskał jej głowę i ze spokojem patrzył na jej rozpacz. Było mu ciężko, ale nie potrafił tego ukazać. Śmierć. Jedyna rzeczy która chciała pokrzyżować mu plany w byciu szczęśliwym.
Przytulał ją do siebie, a gdy zasypiała jego twarz pokrywała się rozpaczą. Nie wierzył że akurat jemu to się przydarzyło. Że nie wiele czasu mu zostało. Że będzie musiał się z nią pożegnać. Nie bał się śmierci. Nie chciał tylko być bez niej. Bał się że ona nie da sobie rady bez niego. Że przez niego zniszczy sobie to co jej pozostało, resztę życia. Obawiał się jej reakcji na jego śmierć. Widział jak rozpaczała po śmierci Pottera, a jeśli twierdziła że go kocha to mogło ją zniszczyć.

Pewnego dnia gdy oboje leżeli po upojnej, nocy w łóżku Hermiona patrzyła na niego z troską.
- Może… może jednak dasz sobie radę z tym wszystkim? – zapytała go niepewnie, a gdy spojrzał na nią z bólem zamilkła. Cierpiał. W środku. Tylko nie pokazywał tego. Starał się być silny, aby nadzieja trzymała go przy życiu. Starał się. Żył tylko dla niej.

Wiele czasu spędzali w łóżku. Leżąc, przytulając się i jedząc. Hermiona chciała aby jego ostatnie dni były cudowne. Żeby miała co wspominać. Żeby czuł się szczęśliwy. Żeby nigdy nie żałował że się z nią ożenił. Ale również ona nie chciała żałować że go uratowała. I nie żałowała tego. Codziennie, wiele razy powtarzała mu jak bardzo go kocha i że jest z nim bardzo szczęśliwa i że cieszy się że zdecydowała się go uratować.
- Severusie? - zapytała któregoś dnia, gdy podawała mu leki przeciwbólowe.
- Tak? – zapytał, słabym, ściszonym głosem.
- Jesteś ze mną szczęśliwy? – spoglądała teraz ze spokojem w jego oczy.
Zapadła grobowa cisza w całym mieszkaniu. Snape spoglądał w sufit i oddychał ciężko.
- Tak – przyznał w końcu, a dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i ucałowała jego policzek.
Wyszła do kuchni, aby przygotować coś do jedzenia. Nie patrzyła na kalendarz ani na zegarek. Nic się nie liczyło. Nie chciała liczyć dni które już przeżyli. Bała się, że któregoś dnia obudzi się, a on będzie leżał bez życia obok niej. To było najgorsze czego się obawiała. Ale stała się o tym nie myśleć na co dzień. Starała się uśmiechać w obecności Severusa i starała się nie pokazywać rozpaczy jaka rozrywała ją od środka. Ale nie zawsze jej to wychodziło. Często wybuchała płaczem w jego ramionach, czasem w łazience gdy się myła. Czasami traciła nadzieję, że kiedyś będzie jeszcze w stanie myśleć pozytywnie. ..

2 komentarze:

  1. JEŚLI GO ZABIJESZ TO CIĘ ZNIENAWIDZĘ! ;) ale KOCHAM<3 KOCHAM<3 KOCHAM <3

    OdpowiedzUsuń
  2. lubię :3

    a u mnie nowy rozdział : http://antiquus-hostis-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń