Chapter 21 - Last happy day
- Mówiłem ci coś… - prychnął.
Przyciągnął ją do siebie, objął mocno. Ucałował jej czoło.
- Jedźmy gdzieś. Po mugolsku. Daleko.
Wyjedźmy… - poprosiła, patrząc w jego oczy.
- Tylko nie po mugolsku… - jęknął.
Takie podróże wiązały się z długimi drogami, nudą i zimnem.
Wesele nadal trwało. Większość była pijana, ludzie ledwo
trzymali się na nogach.
- Więc jedźmy teraz. Zaczaruję torbę
i obeszła go. Weszła do mieszkania i znalazła swoją torbę,
której używała gdy szukali horkruksów z Harry’m i Ronem. Więc
nie musiała czarować. Zaczęła wrzucać do niej wszystkie rzeczy,
które przyszły jej na myśl. Stanęła w sypialni i rozpięła
suknię, która opadła na ziemie marszcząc się, a Hermiona ubrała
szaty. Nie pomyśleli nawet o tym co będzie w Hogwarcie. To było
nierozważne. A ona zawsze była rozważna. Przecież nie mogli
porzucić pracy. Uczniowie przez nich nie zdali by egzaminów. Ale
poinformowanie Minerwy o ich planach też nie jest dobrym
rozwiązaniem. Przecież nie pozwoli im na to. Dlatego musieli
poczekać do końca semestru. Zostało tylko trzy miesiące
*
To były najdłuższe trzy miesiące
jakie przeżyła. Dni dłużyły się jej niesamowicie. Chciała już
wyjechać. I mieć Severusa na wyłączność. A gdy przyszedł
upragniony koniec roku, Hermionie poprawił się humor. Częściej
się uśmiechała i przestała być złośliwa.
- Jedziemy dziś, czy jutro? –
zapytała przy stole, jedząc ostatni obiad w zamku.
- Niech tylko wyjdą za bramę… -
szepnął i wrócił do posiłku. Byli spakowani, więc nie było
czym się martwić. Tylko tam gdzie się aportują. Nie miała
pojęcia.
- Idźmy do Nowej Zelandii –
wyszeptała, a on zrobił duże oczy ze zdziwienia.
- Oszalałaś?! – wychrypiał, a po
chwili zaczął kaszleć.
- Nie. Po prostu.. – nie dokończyła,
bo Minerwa rozpoczęła mowę.
Aportowali się. Porywisty wiatr targał
włosy Hermiony. Trzymała mocno jego dłoń, tak jakby bała się że
ucieknie albo porwie ją wiatr. Ciemne chmury zebrały się nad ich
głowami. Wszędzie, dookoła nich zieleniły się łąki, pełne
pagórków i skał.
- Musimy znaleźć jakiś hotel.. –
wyszeptała do siebie, myśląc że Severus tego nie słyszał. Ale
myliła się. Chwycił mocniej jej dłoń i aportowali się z
trzaskiem.
Stali teraz w jakiejś wiosce, między
dwoma rzędami budynków. Na jednym z nich, świecił się zielony
neon z napisem „zajazd”. Poprowadził ją do środka. Popchnął
przeszklone drzwi i stanęli w niewielkim holu, którym chwilę po
ich przybyciu stanęła średniego wzrostu kobieta w podeszłym
wieku, spoglądając na nich ze zdziwieniem.
- Słucham? – zapytała, spoglądając
na Snape’a.
- Czy ma pani wolny pokój? –
zapytała Hermiona, poprawiając torbę na swoim ramieniu.
- Dwuosobowy? – spojrzała ostro, po
chwili przenosząc wzrok porwanie na męża Granger.
- Tak… - odpowiedziała zmieszana i
spuściła wzrok.
- Znajdzie się. Na jak długo? –
uśmiechnęła się trochę bardziej życzliwie. Hermiona spojrzała
na swojego męża, licząc że on zabierze głos.
- Nie więcej niż na dwa tygodnie –
odparł niskim, zachrypniętym głosem. Kobieta podała im klucz.
- Drugie piętro, pokój 120 –
powiedziała i poszła tam, skąd przyszła. Mistrz Eliksirów
prowadząc za rękę żonę po schodach. Weszli do pokoju. Duże
dwuosobowe łóżko pod ścianą, szafa po drugiej stronie, duże
okna wychodzące na łąki i doliny. Drzwi na balkon, na którym
stały dwa białe krzesła i stół.
- Chodź… - wymruczała Hermiona,
ciągnąc Severusa na łóżko. Zamruczał i poddał się, namiętnie
całując jej szyję. Wpełzł rękami pod jej koszulę.
- Nadal nie wierze że to zrobiłaś.
Zmarnujesz sobie życie, ale… - mruczał rozbawiony.
- Ale? – zapytała odrywając wargi
od jego torsu.
- Kocham cię – wychrypiał,
zabierając się do niej. Przeturlali się po łóżku. Panował nad
nią, napawając się jej zapachem.
- Też cię kocham – odpowiedziała,
pozwalając mu działać.
*
Hermiona obudziła się pierwsza.
Pogoda była znacznie lepsza niż wieczorem. Słońce świeciło
wysoko na niebie, a po chmurach nie było śladu.
Wyszła na balkon i rozejrzała się
dookoła ale nikogo innego nie było widać. Zamieniła krzesła w
leżaki i wyczarowała owoce na półmiskach. Usiadła przy stole i
zaczęła zajadać się winogronami, wystawiając twarz do słońca.
Potrzebowała wypoczynku i to właśnie dostała.
Severus obudził się dużo później,
wyciągnął się w łóżku i owinął w szlafrok, który wyciągnął
wcześniej z torby.
- Miałaś się wyspać a nie zrywać
się o świcie – wymruczał pod nosem.
- Nie narzekaj! – prychnęła i
pokazała palcem na drugi leżak.
- No dobra już dobra – usiadł obok
niej.
Słońce świeciło mu prosto w twarz,
oślepiając. A do tego jakieś przyjemne ciepło owładnęło jego
ciało.
- Musisz się wyluzować. Należy ci
się urlop. Ale ty jesteś wiecznie spięty! – zauważyła i
włożyła sobie do ust, kolejne winogrono.
- Ależ jestem wyluzowany! Nie widzisz?
– zapytał zakładając ręce za kark.
- Oczywiście… jasne… -
skomentowała.
- O co ci chodzi? – usiadł jak na
baczność, pilnie się jej przyglądając.
- Zupełnie o nic. Chyba że… może
ty po prostu nie umiesz się zrelaksować?! – zachichotała pod
nosem.
- Ja nie potrafię? Nie znasz mnie! Nic
o mnie nie wiesz! – burknął złośliwie i wstał.
Udał się do środka i wślizgnął
się do łóżka. Przyłożył głowę do poduszki i przymknął
powieki. Wolność..
- Severusie. Czy nie masz nic
przeciwko, jeśli przeniesiemy się do Afryki? Może do Kenii?
Chętnie poznam tamtą kulturę. Co ty na to? – zapytała stojąc
nad łóżkiem.
- Kobieto.. – wyjęczał – daj mi
odpocząć – dodał i schował głowę pod poduszkę.
- Severusie. Trzeba zobaczyć jak
najwięcej! Trzeba podróżować, rozerwać się! – zaczęła
ględzić mu nad głową.
- Ja właśnie się rozrywam. Daj mi
odpocząć – prychnął stłumionym głosem, spod poduszki.
- Ty byś tylko spał! Ciągle tylko w
łóżku. Spać i spać. Ruszyłbyś się.. – Snape wziął drugą
poduszkę, która leżała obok niego i cisnął nią w dziewczynę.
- Daj mi spokój. Zajmij się czymś –
wybełkotał i przykrył się bardziej.
- Jak chcesz – oburzyła się i z
nosem w górze i trzaskiem drzwi wyszła z pokoju hotelowego. Zbiegła
po schodach i wyszła przez szklane drzwi. Rozejrzała się dookoła.
Na ulicy było o wiele więcej osób, niż poprzedniego wieczora gdy
się tam znaleźli. Miała w kieszeni kilka galeonów, ale też kilka
mugolskich pieniędzy. Weszła do jednego ze sklepów. Była to
cukiernia.
- Przepraszam – powiedziała
uprzejmie do ekspedientki – czy tymi pieniędzmi zapłacę tutaj,
za coś? – wyciągnęła mugolskie papierowe pieniądze.
- Oczywiście. Tak – uśmiechnęła
się kobieta – co podać? – powiedziała życzliwie i podniosła
się z krzesła, na którym siedziała.
- Poproszę pączka i dwa jabłka w
czekoladzie i karmelu – pokazała palcem na wystawę.
- Już podaję – kobieta zaczęła
krzątać się po sklepie i wszystko zapakowała w szare, papierowe
torby – proszę – podała jej.
- Dziękuję – Granger zapłaciła i
zadowolona wyszła z cukierni. Wyciągnęła pączka i idąc wzdłuż
ulicy cieszyła się jego nadzieniem. Przeszła między budynkami i
wyszła na łąkę. Wiatr targał jej włosy, a słońce nadal
ogrzewało jej skórę.
Zaczęła zbierać pojedyncze kwiaty i
trawy po drodze. Czuła że odpoczywa. Przeszła tak kilkanaście
metrów, a w jej ręce spoczywał spory bukiet z trawy i kwiatów.
Wciągała świeże powietrze i swobodnie poruszała się na polach.
Wyciągnęła z torby jabłko na patyku
i zaczęła je jeść. Usiadła na kamieniu i rozglądała się
dookoła. Piękne krajobrazy. Czuła się dobrze. Wreszcie była
szczęśliwa. Miała przy sobie ukochanego faceta. A w dodatku w tym
miejscu było tak spokojnie. Była daleko od problemów, kłopotów.
Od Rona który wiecznie rozpaczał. Nie myślała nawet o Harry’m i
o tym jak bardzo za nim tęskni. Nie była zmartwiona. Nic nie było
w stanie zepsuć jej humoru i samopoczucia.
Wstała z trawy i powolnym krokiem
zmierzała ku hotelowi. Chciała wrócić i przytulić się do
Severusa. Po prostu posiedzieć z nim w milczeniu. Nic nie robić.
Może nawet, tylko leżeć i patrzeć w sufit. Ale razem. Zapragnęła
jego obecności, dlatego z natłokiem myśli przyśpieszała kroku.
Po drodze wyjęła drugie jabłko. Przyjrzała mu się i odłożyła
je. Postanowiła się nim podzielić.
Przeszła przez szklane drzwi i
natknęła się na kobietę, która poprzedniego wieczora ich
przyjęła.
- Dzień dobry – powiedziała
Hermiona i uśmiechnęła się szeroko.
- Dzień dobry. Skąd… państwo są?
– zapytała wścibsko bez żadnych skrupułów.
- Z Anglii – odpowiedziała spokojnie
dziewczyna i przysiadła się do niej. Siedziały na wiklinowych
fotelach. Kobieta piła kawę.
- To bardzo daleko stąd. Co państwa
tu sprowadza? Interesy? – pytała dociekliwie dalej.
- Nie. To w pewnym sensie podróż
poślubna – uśmiechnęła się na tę myśl – A teraz
przepraszam. Idę się odświeżyć – uśmiechnęła się
przepraszająco i wstała. Wspięła się po schodach. Weszła do
pokoju nr 120 i zobaczyła że jej mąż spał.
- Przyniosłam ci coś – powiedziała
i postawiła na szafce nocnej przed jego nosem jabłko w papierowym
opakowaniu.
Severus przewrócił się na drugi bok,
nie odzywając się. Był zwinięty w kulkę…
Jest dobrze, parę literówek się wkradło.
OdpowiedzUsuńOgólnie mi się podobało <3
jedyno co mi się nie podoba to kolejny szablon bloga. niewygodnie się czyta
OdpowiedzUsuń