piątek, 22 lutego 2013

Chapter 21 - Last happy day - End of the War

Udało mi się coś wyskrobać dziś. Zrobiło mi się szkoda tego wszystkiego.. Zobaczymy. Nadal musze się męczyć nad 22 i 23. Życzcie mi powodzenia :)

Chapter 21 - Last happy day 


- Mówiłem ci coś… - prychnął. Przyciągnął ją do siebie, objął mocno. Ucałował jej czoło.
- Jedźmy gdzieś. Po mugolsku. Daleko. Wyjedźmy… - poprosiła, patrząc w jego oczy.
- Tylko nie po mugolsku… - jęknął. Takie podróże wiązały się z długimi drogami, nudą i zimnem. Wesele nadal trwało. Większość była pijana, ludzie ledwo trzymali się na nogach.
- Więc jedźmy teraz. Zaczaruję torbę i obeszła go. Weszła do mieszkania i znalazła swoją torbę, której używała gdy szukali horkruksów z Harry’m i Ronem. Więc nie musiała czarować. Zaczęła wrzucać do niej wszystkie rzeczy, które przyszły jej na myśl. Stanęła w sypialni i rozpięła suknię, która opadła na ziemie marszcząc się, a Hermiona ubrała szaty. Nie pomyśleli nawet o tym co będzie w Hogwarcie. To było nierozważne. A ona zawsze była rozważna. Przecież nie mogli porzucić pracy. Uczniowie przez nich nie zdali by egzaminów. Ale poinformowanie Minerwy o ich planach też nie jest dobrym rozwiązaniem. Przecież nie pozwoli im na to. Dlatego musieli poczekać do końca semestru. Zostało tylko trzy miesiące

*

To były najdłuższe trzy miesiące jakie przeżyła. Dni dłużyły się jej niesamowicie. Chciała już wyjechać. I mieć Severusa na wyłączność. A gdy przyszedł upragniony koniec roku, Hermionie poprawił się humor. Częściej się uśmiechała i przestała być złośliwa.
- Jedziemy dziś, czy jutro? – zapytała przy stole, jedząc ostatni obiad w zamku.
- Niech tylko wyjdą za bramę… - szepnął i wrócił do posiłku. Byli spakowani, więc nie było czym się martwić. Tylko tam gdzie się aportują. Nie miała pojęcia.
- Idźmy do Nowej Zelandii – wyszeptała, a on zrobił duże oczy ze zdziwienia.
- Oszalałaś?! – wychrypiał, a po chwili zaczął kaszleć.
- Nie. Po prostu.. – nie dokończyła, bo Minerwa rozpoczęła mowę.

Aportowali się. Porywisty wiatr targał włosy Hermiony. Trzymała mocno jego dłoń, tak jakby bała się że ucieknie albo porwie ją wiatr. Ciemne chmury zebrały się nad ich głowami. Wszędzie, dookoła nich zieleniły się łąki, pełne pagórków i skał.
- Musimy znaleźć jakiś hotel.. – wyszeptała do siebie, myśląc że Severus tego nie słyszał. Ale myliła się. Chwycił mocniej jej dłoń i aportowali się z trzaskiem.
Stali teraz w jakiejś wiosce, między dwoma rzędami budynków. Na jednym z nich, świecił się zielony neon z napisem „zajazd”. Poprowadził ją do środka. Popchnął przeszklone drzwi i stanęli w niewielkim holu, którym chwilę po ich przybyciu stanęła średniego wzrostu kobieta w podeszłym wieku, spoglądając na nich ze zdziwieniem.
- Słucham? – zapytała, spoglądając na Snape’a.
- Czy ma pani wolny pokój? – zapytała Hermiona, poprawiając torbę na swoim ramieniu.
- Dwuosobowy? – spojrzała ostro, po chwili przenosząc wzrok porwanie na męża Granger.
- Tak… - odpowiedziała zmieszana i spuściła wzrok.
- Znajdzie się. Na jak długo? – uśmiechnęła się trochę bardziej życzliwie. Hermiona spojrzała na swojego męża, licząc że on zabierze głos.
- Nie więcej niż na dwa tygodnie – odparł niskim, zachrypniętym głosem. Kobieta podała im klucz.
- Drugie piętro, pokój 120 – powiedziała i poszła tam, skąd przyszła. Mistrz Eliksirów prowadząc za rękę żonę po schodach. Weszli do pokoju. Duże dwuosobowe łóżko pod ścianą, szafa po drugiej stronie, duże okna wychodzące na łąki i doliny. Drzwi na balkon, na którym stały dwa białe krzesła i stół.
- Chodź… - wymruczała Hermiona, ciągnąc Severusa na łóżko. Zamruczał i poddał się, namiętnie całując jej szyję. Wpełzł rękami pod jej koszulę.
- Nadal nie wierze że to zrobiłaś. Zmarnujesz sobie życie, ale… - mruczał rozbawiony.
- Ale? – zapytała odrywając wargi od jego torsu.
- Kocham cię – wychrypiał, zabierając się do niej. Przeturlali się po łóżku. Panował nad nią, napawając się jej zapachem.
- Też cię kocham – odpowiedziała, pozwalając mu działać.

*

Hermiona obudziła się pierwsza. Pogoda była znacznie lepsza niż wieczorem. Słońce świeciło wysoko na niebie, a po chmurach nie było śladu.
Wyszła na balkon i rozejrzała się dookoła ale nikogo innego nie było widać. Zamieniła krzesła w leżaki i wyczarowała owoce na półmiskach. Usiadła przy stole i zaczęła zajadać się winogronami, wystawiając twarz do słońca. Potrzebowała wypoczynku i to właśnie dostała.
Severus obudził się dużo później, wyciągnął się w łóżku i owinął w szlafrok, który wyciągnął wcześniej z torby.
- Miałaś się wyspać a nie zrywać się o świcie – wymruczał pod nosem.
- Nie narzekaj! – prychnęła i pokazała palcem na drugi leżak.
- No dobra już dobra – usiadł obok niej.
Słońce świeciło mu prosto w twarz, oślepiając. A do tego jakieś przyjemne ciepło owładnęło jego ciało.
- Musisz się wyluzować. Należy ci się urlop. Ale ty jesteś wiecznie spięty! – zauważyła i włożyła sobie do ust, kolejne winogrono.
- Ależ jestem wyluzowany! Nie widzisz? – zapytał zakładając ręce za kark.
- Oczywiście… jasne… - skomentowała.
- O co ci chodzi? – usiadł jak na baczność, pilnie się jej przyglądając.
- Zupełnie o nic. Chyba że… może ty po prostu nie umiesz się zrelaksować?! – zachichotała pod nosem.
- Ja nie potrafię? Nie znasz mnie! Nic o mnie nie wiesz! – burknął złośliwie i wstał.
Udał się do środka i wślizgnął się do łóżka. Przyłożył głowę do poduszki i przymknął powieki. Wolność..
- Severusie. Czy nie masz nic przeciwko, jeśli przeniesiemy się do Afryki? Może do Kenii? Chętnie poznam tamtą kulturę. Co ty na to? – zapytała stojąc nad łóżkiem.
- Kobieto.. – wyjęczał – daj mi odpocząć – dodał i schował głowę pod poduszkę.
- Severusie. Trzeba zobaczyć jak najwięcej! Trzeba podróżować, rozerwać się! – zaczęła ględzić mu nad głową.
- Ja właśnie się rozrywam. Daj mi odpocząć – prychnął stłumionym głosem, spod poduszki.
- Ty byś tylko spał! Ciągle tylko w łóżku. Spać i spać. Ruszyłbyś się.. – Snape wziął drugą poduszkę, która leżała obok niego i cisnął nią w dziewczynę.
- Daj mi spokój. Zajmij się czymś – wybełkotał i przykrył się bardziej.
- Jak chcesz – oburzyła się i z nosem w górze i trzaskiem drzwi wyszła z pokoju hotelowego. Zbiegła po schodach i wyszła przez szklane drzwi. Rozejrzała się dookoła. Na ulicy było o wiele więcej osób, niż poprzedniego wieczora gdy się tam znaleźli. Miała w kieszeni kilka galeonów, ale też kilka mugolskich pieniędzy. Weszła do jednego ze sklepów. Była to cukiernia.
- Przepraszam – powiedziała uprzejmie do ekspedientki – czy tymi pieniędzmi zapłacę tutaj, za coś? – wyciągnęła mugolskie papierowe pieniądze.
- Oczywiście. Tak – uśmiechnęła się kobieta – co podać? – powiedziała życzliwie i podniosła się z krzesła, na którym siedziała.
- Poproszę pączka i dwa jabłka w czekoladzie i karmelu – pokazała palcem na wystawę.
- Już podaję – kobieta zaczęła krzątać się po sklepie i wszystko zapakowała w szare, papierowe torby – proszę – podała jej.
- Dziękuję – Granger zapłaciła i zadowolona wyszła z cukierni. Wyciągnęła pączka i idąc wzdłuż ulicy cieszyła się jego nadzieniem. Przeszła między budynkami i wyszła na łąkę. Wiatr targał jej włosy, a słońce nadal ogrzewało jej skórę.
Zaczęła zbierać pojedyncze kwiaty i trawy po drodze. Czuła że odpoczywa. Przeszła tak kilkanaście metrów, a w jej ręce spoczywał spory bukiet z trawy i kwiatów. Wciągała świeże powietrze i swobodnie poruszała się na polach.
Wyciągnęła z torby jabłko na patyku i zaczęła je jeść. Usiadła na kamieniu i rozglądała się dookoła. Piękne krajobrazy. Czuła się dobrze. Wreszcie była szczęśliwa. Miała przy sobie ukochanego faceta. A w dodatku w tym miejscu było tak spokojnie. Była daleko od problemów, kłopotów. Od Rona który wiecznie rozpaczał. Nie myślała nawet o Harry’m i o tym jak bardzo za nim tęskni. Nie była zmartwiona. Nic nie było w stanie zepsuć jej humoru i samopoczucia.
Wstała z trawy i powolnym krokiem zmierzała ku hotelowi. Chciała wrócić i przytulić się do Severusa. Po prostu posiedzieć z nim w milczeniu. Nic nie robić. Może nawet, tylko leżeć i patrzeć w sufit. Ale razem. Zapragnęła jego obecności, dlatego z natłokiem myśli przyśpieszała kroku. Po drodze wyjęła drugie jabłko. Przyjrzała mu się i odłożyła je. Postanowiła się nim podzielić.
Przeszła przez szklane drzwi i natknęła się na kobietę, która poprzedniego wieczora ich przyjęła.
- Dzień dobry – powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się szeroko.
- Dzień dobry. Skąd… państwo są? – zapytała wścibsko bez żadnych skrupułów.
- Z Anglii – odpowiedziała spokojnie dziewczyna i przysiadła się do niej. Siedziały na wiklinowych fotelach. Kobieta piła kawę.
- To bardzo daleko stąd. Co państwa tu sprowadza? Interesy? – pytała dociekliwie dalej.
- Nie. To w pewnym sensie podróż poślubna – uśmiechnęła się na tę myśl – A teraz przepraszam. Idę się odświeżyć – uśmiechnęła się przepraszająco i wstała. Wspięła się po schodach. Weszła do pokoju nr 120 i zobaczyła że jej mąż spał.
- Przyniosłam ci coś – powiedziała i postawiła na szafce nocnej przed jego nosem jabłko w papierowym opakowaniu.
Severus przewrócił się na drugi bok, nie odzywając się. Był zwinięty w kulkę…

2 komentarze:

  1. Jest dobrze, parę literówek się wkradło.
    Ogólnie mi się podobało <3

    OdpowiedzUsuń
  2. jedyno co mi się nie podoba to kolejny szablon bloga. niewygodnie się czyta

    OdpowiedzUsuń